Ryszard Bosek: Nie mogę odpowiedzieć, bo mógłbym wywierać presję na innych. Mogę wypowiedzieć się o pracy selekcjonera. Reprezentacja pod jego wodzą trzeci raz nie osiągnęła celu, drużyna nie grała dobrze, trener nie spełnił obietnicy, że po nieudanej Lidze Światowej w drugiej części sezonu będzie dobrze. Mogę też wyrazić wątpliwości co do poziomu zaangażowania zawodników w pracę z tym trenerem. Nie w to, że odpuszczali, nie chciało im się itd.
Nie odpowiem więc, czy zwalniać, ale to, co powiedziałem, być może pozwoli komuś wyciągnąć ostateczne wnioski. Nie chcę dołączyć do grupy, która zabiera głos na tematy czysto szkoleniowe, a nie powinna.
- Odpowiem przewrotnie, że Rosjanie po sezonie olimpijskim w pół roku zrobili inną reprezentację - z nowego trenera i nowych zawodników. Odnoszą sukcesy, jak odnosili. I jak grają!
- A kto uznał, że nie ma?
- Nie wiem, kim oni są, bo mnie się nikt nie pytał. To problem środowiska. Rosjanie czy Finowie zmienili trenerów na rodaków i bardzo sobie w tym pomagają. A my robimy wszystko, by sobie nie pomagać. Trudny problem, sam trener nic nie zrobi. Potrzebne są fachowy sztab i wielka życzliwość wszystkich.
Nie rozsądzajmy teraz, czy następcą Anastasiego może być polski czy zagraniczny szkoleniowiec. Dziś nie ma to znaczenia. Trzeba myśleć, czy w ogóle jest trener do wzięcia, który ma pomysł i program. Wszystko jest skomplikowane. A może my w ogóle nie mamy reprezentacji? Zastanówmy się, z kim i czym silimy się na sukcesy. Rosjanom, których wspominałem, udało się także dlatego, że mają szeroką gamę bardzo dobrych siatkarzy.
- Tak się mówiło, kiedy wygrywaliśmy. Kiedy zaczęliśmy przegrywać, nie wybrzmiał dzwonek ostrzegawczy, choć niektórzy przestrzegali, że może aż taką potęgą nie jesteśmy. Po okresie olimpijskim kadra powinna być mocno rozszerzona. Dopiero najlepsi z tej grupy powinni grać. Tacy, którzy na zgrupowanie zawsze chętnie przyjadą, podporządkują się reżimowi.
Zauważyłem syndrom trzeciego sezonu. Przychodzi nowy trener, zaczyna od sukcesów, a w trzecim roku pracy dostaje w "czaszkę" i następuje zmiana. Zaczyna się co prawda dyskusja, dlaczego tak się dzieje, ale żadne wnioski nie padają, bo już mamy nowego selekcjonera, który zaczyna od triumfu. Tak było za Raula Lozano, tak stało się za Daniela Castellaniego, tyle że u niego kryzys przyszedł już w drugim roku i szybko mu podziękowano.
- Może, zgadujemy. Nie ma opracowania z takimi wnioskami, nawet na zasadzie prawdopodobieństwa. Ciągłość pracy jest bardzo ważna, powinna być wyselekcjonowana grupa polskich trenerów wysyłanych na nauki. Taka, która wiedziałaby wszystko o pracy z kadrą i wśród której wybieralibyśmy selekcjonera. Ktoś dotknął tematu, kiedy zwalniany był Lozano, ale koncepcja upadła.
Czy trener Finów Tuomas Sammelvuo jest w czymś lepszy od naszych? Podejrzewam, że nie, ale był przygotowywany do pracy, został "stworzony", środowisko go wspiera. Czy Rosjanin Andrej Woronkow, o którym wcześniej u nas nikt nic nie słyszał, jest lepszy od naszych? Nie, wciąż uczy się roboty, ale ktoś wcześniej pomyślał o nim jako o selekcjonerze, pozwolił bezstresowo zająć się poważną robotą.
- Grali bardzo słabo, nie wytrzymali presji, w trudnych momentach nie udało im się z zimną krwią wykończyć rywala. Nie było zagrywki, nie było taktyki, była prosta archaiczna siatkówka, gdy trzeba było maksymalnie ją urozmaicić. Nie widziałem zaplanowanych rozwiązań w porównaniu z zespołami, które lepiej skończą ten turniej. Nerwowość, przypadkowość - to cechowało zespół. Nie został pozytywnie ukierunkowany, nie miał odrobiny luzu. A z obciążoną głową zdecydowanie trudniej jest pokonać doświadczone drużyny. Ten stres widać było po liczbie błędów. U nas nieudane akcje powodowały lawinę niepokoju, a ta skutkowała prostymi błędami.
Nie muszę nic więcej dodawać, skoro sami zawodnicy nie są zadowoleni z siebie. Znam głosy innych trenerów, którzy kiedyś prowadzili wiele reprezentacji. Mówią, że nasz zespół się uwstecznił. Chyba mają rację.
- W reprezentacji zawsze powinni grać najlepsi. Bez względu na to, ile mają lat. Pod warunkiem, że chcą, bo przekonywać nieprzekonanych nie ma sensu, oni nigdy się nie zaangażują na 100 proc. Z każdym trzeba rozmawiać, na każdego jest sposób. Nie chodzi o kasę, bo zawodnicy są pod tym względem dobrze umotywowani. Trzeba napędzić koniunkturę na kadrę, żeby siatkarze czuli się bardzo potrzebni.
- Za Jurka Wagnera przyszła do kadry pani psycholog. Dała nam tarczę i lotki, a wcześniej pytała: - W ile pan celuje. Zawsze odpowiadałem, że w dziesięć, a rzucałem sześć. Powiedziano mi, że mam przerost ambicji.
I taki jestem, nie założę, że przegramy te mistrzostwa. Zawsze patrzę optymistycznie, wierzę w pełne zaangażowanie wszystkich związanych z kadrą. Mamy takich siatkarzy, że nie wypada wypaść słabo. Nie dajmy się, zalejmy ten kryzys zimną wodą. Nie zawsze umiemy współpracować, ale umiemy wyjść z trudnych momentów, wziąć skrzydła, lance w dłoń i na koń.