Siatkówka. Roberto Santilli: Model szkolenia z Polski może być wzorem [ROZMOWA]

Znany w Polsce z prowadzenia Jastrzębskiego Węgla i MKS-u Będzin Roberto Santilli zakończył swoją współpracę z kadrą Australii. - Pokazywałem, jak wyglądają modele szkolenia od poziomu juniora w Polsce, Rosji, czy we Włoszech. Myślę, że powinny być one paradygmatami do rozwoju każdej reprezentacji, jednak okazało się, że nie da się ich wprowadzić do kadry Australii - powiedział włoski szkoleniowiec w rozmowie ze Sport.pl.

Lube Bance Marche Macerata, Jastrzębski Węgiel, Iskra Odincowo czy MKS Będzin - ze współpracy między innymi z takimi klubami znany jest włoski trener Roberto Santilli. Ostatnie dwa lata spędził w Australii, gdzie prowadził kadrę narodową. W grudniu ogłoszono, że jego następcą został szkoleniowiec jastrzębian, Mark Lebedew.

Sara Kalisz: Minęły dwa lata od czasu, kiedy ostatnio można było pana zobaczyć w Polsce. W tym czasie prowadził pan reprezentację Australii. Dlaczego współpraca się zakończyła?

Roberto Santilli: Dlatego, że każda przygoda ma swój koniec. Mój kontrakt zakończył się wraz z finiszem sezonu olimpijskiego.

Nie było chęci, by go przedłużyć?

- Po prostu zaistniały różnice, które podzieliły mnie i federację.

Jak duży progres zrobiła według pana reprezentacja Australii przez ostatnie dwa lata?

- Przede wszystkim jestem bardzo zadowolony z postępu, który, szczególnie w moich pierwszych miesiącach współpracy w 2015 roku, zrobili młodsi siatkarze z kadry. Myśląc o przyszłości reprezentacji, w Lidze Światowej i Pucharze Świata zagraliśmy dość niedoświadczonym składem, w którym znalazło się kilku 23-latków. Niestety, później staraliśmy się zakwalifikować do igrzysk olimpijskich, lecz dwoma punktami nam się to nie udało. Widocznie wtedy to Kanadyjczycy bardziej zasłużyli na to, by zagrać na najważniejszej imprezie czterolecia.

To były tylko dwa punkty czy faktyczna różnica na tamten moment między siatkówką australijską a resztą świata?

- Nigdy nie decyduje tylko moment czy punkt, ale niemożliwość zmiany pewnych rzeczy. To ciągle jednak były tylko dwa punkty, ponieważ z Kanadyjczykami przegraliśmy 27:29.

Co by pan w takim razie zmienił, gdyby mógł?

- Bardzo starałem się "wtopić" w stu procentach w kulturę australijskiego sportu i poznać ją od każdej strony. Dzięki temu bardzo rozwinąłem siebie jako trenera i jako osobę. Problem pojawił się z drugiej strony - kiedy ja usiłowałem przekazać nieco mojej kultury pracy, to nie było to możliwe. Przede wszystkim mieliśmy zupełnie inny punkt widzenia, jeśli chodzi o to, jak poszczególni zawodnicy powinni dorastać sportowo.

O co konkretnie poszło?

- W czasie mojej kariery pracowałem w wielu miejscach, trenując zarówno młodych, jak i starszych zawodników. Pokazywałem, jak wyglądają modele szkolenia od poziomu juniora w Polsce, Rosji, czy we Włoszech. Myślę, że powinny być one paradygmatami do rozwoju każdej reprezentacji, jednak okazało się, że nie da się ich wprowadzić do kadry Australii. Zmiany zajęłyby wiele lat. To bardzo charakterystyczny kraj i trzeba się do niego dostosować, żeby móc w nim pracować.

Na jak duży zawodowy kompromis był pan w stanie iść w tym przypadku?

- W pracy zawsze staram się zaadaptować, ale ciągle zachowuję swój styl. Zdrowy balans w tym przypadku to idealne podejście do sportu.

Co poza tym najbardziej zaskoczyło pana w życiu w Australii?

- To, że ludzie w Australii mają wspaniałe pojęcie wolności - bogacze na przykład potrafią chodzić całymi dniami bez butów! To mnie zaskoczyło, bo wielkie pająki i węże są tam wszędzie. Nie ukrywam, że tej odwagi im zazdrościłem. Poza tym mają bardzo duży szacunek do natury, z którą niejako współgrają. Do codzienności należy spotkanie kangura w parku i na chodniku, czy przemieszczanie się z miejsca na miejsce w towarzystwie papug.

Łatwo było rodowitemu Włochowi wpasować się w klimat tego miejsca?

- Tak, bardzo łatwo. Z resztą sam fakt, że myślę o tym, by wrócić tam na wakacje o tym świadczy. Trzeba jednak przyznać, że ich angielski to nie angielski. (śmiech) Australijczycy są bardzo zabawni, ale momentami trudno ich zrozumieć.

W czasie mojego pobytu za granicą odebrałem wiele ważnych lekcji, ale jedną zapamiętam szczególnie. Zazwyczaj raczej wstaję wcześnie rano, a w miejscu, w którym mieszkałem, widno robiło się już w okolicach 5.00. Któregoś razu wyszedłem z domu i zobaczyłem, że ludzie nie wybierają się do pracy, ale żeby... surfować. Zapytałem dlaczego to robią, w końcu mogli by dłużej odpoczywać. Odpowiedzieli mi, że właśnie dzięki tym kilku godzinom spędzonym na falach oceanu w ciągu dnia są w stanie lepiej pracować i wszystko sobie poukładać. To był ich sekret i filozofia.

Który moment zapamięta pan szczególnie, jeśli chodzi o prowadzenie kadry Australii?

- Na pewno Puchar Świata w Japonii. Bardzo źle rozpoczęliśmy ten turniej; tak źle, że postanowiłem się założyć z moimi podopiecznymi, że jeśli wygramy trzy kolejne mecze z rzędu, to pozwolę im zgolić moją głowę kompletnie na łyso. Kiedy pokonaliśmy Iran 3:0 i osiągnęliśmy rezultat zakładany w naszej umowie, zmieniłem fryzurę. Filmik z tej przemiany szybko stał się hitem na Youtube. To było naprawdę zabawne!

 

Co dała panu pierwsza w karierze pełnowymiarowa współpraca z kadrą, czego nie dał klub?

- Praca w klubie i praca w kadrze to dwa odmienne doświadczenia, dzięki którym poznaje się zupełnie inne metody pracy i style życia. Związałem się z reprezentacją Australii, ponieważ jej celem było przygotowanie się do sezonu olimpijskiego. Przypomniałem sobie, że to jest jedna z największych kart przetargowych zespołów narodowych - przecież każdy sportowiec i trener marzy o tym, by spełnić swoje plany i zagrać podczas najważniejszego turnieju czterolecia.

Nie żałuje pan, że nie został w MKS-ie Będzin? Sytuacja w klubie, który przyjechał pan "ratować" ustabilizowała się, wiadomo, że Stelio DeRocco, którego pan polecał, związał się z drużyną na lata, tworząc w Zagłębiu długofalowy projekt.

- Bardzo się cieszę z tego, co w tej chwili dzieje się w Będzinie, jak również ze współpracy Mariusza Korpaka (prezesa klubu - przyp. red.) ze Stelio DeRocco. Kiedy podjąłem decyzję o związaniu się z reprezentacją Australii, poradziłem klubowi podpisanie kontraktu z kanadyjskim szkoleniowcem. To był po prostu idealny wybór i nie mam wątpliwości, że Stelio to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu.

Jaki jest więc pana plan na przyszłość?

- Po pracy z Australią potrzebowałem trochę czasu dla siebie. Teraz jestem gotowy na to, by podjąć się nowych wyzwań. Byłem bliski związania reprezentacją Niemiec, ale finalnie nic z tego nie wyszło. W przyszłym sezonie zamierzam ponownie podpisać kontrakt z jakimś klubem.

Bartosz Kurek spotyka się z koleżanką po fachu! [ZDJĘCIA]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.