1. Nie ma czego analizować
W trzysetowym meczu Polski z Wenezuelą był tylko jeden moment, w którym faworyci się zacięli. Ze stanu 20:16 w pierwszym secie zrobiło się 21:20 dla mistrzów świata. Wtedy o czas poprosił Stephane Antiga i na twarzach jego zawodników znów było widać raczej koncentrację niż uśmiechy. Po wygraniu pierwszej partii nasi zawodnicy byli już absolutnie pewni, że koniec drogi do Rio nastąpi po dwóch kolejnych setach. Starcie najlepszego zespołu tokijskich kwalifikacji z ich najgorszym uczestnikiem wyglądało tak, jak powinno wyglądać. Tu nie ma czego analizować - byliśmy lepsi pod każdym względem.
2. Zaczęły się sparingi
Tak naprawdę już po wygranym 3:2 środowym meczu z Chinami awans polskich siatkarzy do igrzysk w Rio był pewny. Meczem z Wenezuelą podopieczni Antigi rozpoczęli już dwumiesięczne przygotowania do walki o olimpijski medal. W Tokio, w ramach kwalifikacji, zagramy jeszcze w sobotę z Iranem i w niedzielę z Australią. Oba mecze najpewniej potraktujemy treningowo, szkoleniowcy prawdopodobnie dadzą pograć zmiennikom. Później czeka nas Liga Światowa z turniejem finałowym w Krakowie, a w sierpniu gra o największe marzenie.
3. Mamy maratończyków
Żeby zapewnić sobie grę w Rio mistrzowie świata od września 2015 roku do czerwca 2016 roku musieli rozegrać 21 meczów w kwalifikacjach w Japonii, Niemczech i znowu w Japonii. Wygrali 18, rozegrali 83 sety, uzyskując bilans 57:26. Przez ten czas wyglądali raczej jak maratończycy, a nie siatkarze. Szkoda, że FIVB funduje tak absurdalną drogę do igrzysk ekipie, która jest aktualnym mistrzem świata. W dyscyplinach sportu rządzących się normalnymi regułami złoto MŚ wystarcza do zdobycia olimpijskiej kwalifikacji. Plus w tym szaleństwie taki, że maraton pokonany przez nasz zespół mentalnie na pewno jeszcze go wzmocnił.
W obronie trochę nędza, nie pomógł nawet Jędza - MEMY po Polska - Holandia