ME siatkarzy. Michał Kubiak - największy rozrabiaka w kadrze Antigi

Grzegorz Wagner zrobił kadrze B obóz przetrwania w stylu ojca. 36 km marszobiegu, rzeka do przekroczenia, liny do wspinania. Najlepiej sprawdził się ściągnięty z plaży żółtodziób Michał Kubiak. Obecny wybuchowy kapitan reprezentacji.

W 2009 roku ktoś szepnął słówko Wagnerowi, trenerowi reprezentacji B, że Kubiak gra nieźle w siatkówkę. Wagner właśnie wrócił z Belgradu z uniwersjady, gdzie w ćwierćfinale przegrał z Brazylią 1:3. Żeby zobaczyć Kubiaka w akcji, pojechał nad polskie morze. - Szkoda, że nie zrobiłem tego wcześniej, może ta uniwersjada poszłaby nam lepiej - wspomina teraz Wagner.

Kubiak grał nad morzem w siatkówkę plażową. Wtedy był to już dla niego tylko dodatek, ale kilka lat wcześniej wydawało się, że w siatkówce halowej może nigdy nie zaistnieć. To na plaży odnosił sukcesy, największe w parze ze Zbigniewem Bartmanem. Poznali się jeszcze pod koniec lat 90. na turnieju dwójek w Świnoujściu. Bartman ograł wtedy Kubiaka, a ten podobno nasłuchał się od ojca, trenera siatkówki, że przegrał z chłopaczkami z Warszawy, którzy pierwszy raz stali razem na boisku. Bartman miał wtedy dziesięć lat. Kubiak - dziewięć. W siatkówkę grał już od dwóch lat i właśnie wtedy usłyszał, że nie nadaje się do tenisa ziemnego, bo jest za stary, by go wytrenować. Później żartował, że gdyby mógł grać w tenisa na takim samym poziomie co w siatkówkę, toby wybrał tenisa.

Albo piłkę ręczną. - Jest fantastyczna, widowiskowa. To jest ten rodzaj walki, agresji, w której nie ma jednak prostactwa. To lubię - mówi.

Na pewno nie zostałby za to piłkarzem. - To dziwny sport, bo mecz można zremisować. A to jakoś trudno mi w sporcie zaakceptować. A już kompletnie nie rozumiem, jak można zachwycać się spotkaniem, które po 90 minutach kończy się wynikiem 0:0 - mówił.

Z Bartmanem duet stworzyli kilka lat później, w 2004 roku. Zaczęli razem trenować w kwietniu, a na początku sierpnia zostali mistrzami Europy do lat 18. Bartman miał wtedy 17 lat, Kubiak - 16. Przed mistrzostwami spędzali ze sobą praktycznie każdy dzień. Trenowali w ogrodzie Bartmana, mieszkali razem w jego domu. Razem jedli i szli spać. Dzień przed turniejem się pokłócili. Bartman zarzucił Kubiakowi, że się nie stara.

Dziś trudno znaleźć siatkarza, który starałby się bardziej od niego. I reagował z większymi emocjami. Musiało tak być już wtedy, bo gdyby ktoś ich nie rozdzielił, to skończyłoby się bójką.

- Wolę nie tłamsić, nie dusić w sobie emocji. Lepiej się czuję, gdy wybuchnę i potem mogę się skupić tylko na grze. Nie byłbym sobą, gdybym postępował inaczej - opowiadał "Przeglądowi Sportowemu" o swojej naturze. Nie tłumaczył się, bo nie ma takiego zwyczaju. Zwłaszcza przed dziennikarzami, których często omijał szerokim łukiem.

Z Bartmanem zostali też wicemistrzami świata do lat 18. Byli pierwszą polską parą, która odniosła duży sukces w siatkówce plażowej. Mieli poważny plan - wyjechać do Manhattan Beach w Kalifornii, światowej stolicy siatkówki plażowej. Tam studiować i uczyć się tego sportu. Tylko że Bartman w 2005 roku wygrał mistrzostwa Europy kadetów w siatkówce halowej i jego kariera przyspieszyła. Kubiak nie miał już z kim jechać. Plany pomógł zmienić mu ojciec, który znał ówczesnego trenera Jokera Piły Dariusza Luksa.

- Byłem gówniarzem, ale starałem się dorównywać kolegom z zespołu - mówił o tamtym okresie Kubiak. W pierwszym sezonie zagrał 16 spotkań, zebrał dobre oceny, dostał powołanie na mistrzostwa świata kadetów. Hala stała się ważniejsza. O plażówce obaj z Bartmanem zapomnieli i grali w nią już głównie dla przyjemności.

Tak jak wtedy, w 2009 roku, gdy Wagner przyjechał nad morze. Trener poczekał, aż Kubiak skończy mecz, podszedł do niego i zaprosił do kadry B. - Natychmiast się zgodził. Zapytałem, co w takim razie z jego plażówką. Usłyszałem, że jakoś to sobie wszystko poukłada - mówi Wagner.

Swoim siatkarzom zorganizował obóz przetrwania w stylu ojca, Huberta, którego siatkarze nazywali "Katem". - Mieli do pokonania 36 km trudnej trasy, była jakaś rzeka do przekroczenia, liny, po których musieli gdzieś wyjść. Musieli też zbudować szałasy - opowiada Wagner. Wszystkiemu przyglądali się specjaliści. Najwyżej ocenili umiejętności Kubiaka. - Wtedy dowiedziałem się na pewno, że to twardy facet, stworzony do bycia kapitanem. Ma jaja - mówi Wagner.

Kapitan może być wybuchowy i czasem nie kontrolować emocji? - Jeśli ktoś nie chce mieć takiego kapitana, to po prostu nie zna się na siatkówce - odpowiada Wagner.

Uparty jak Kubiak

- Rodzina Kubiaków jest znana ze swojego uporu. Jest chyba tylko jedno zwierzę bardziej uparte od nas - mówi Jarosław Kubiak. Jego Michał, który urodził się w Wałczu, a wychowywał i uczył siatkówki w Świnoujściu, nie był grzecznym dzieckiem. - Do rodziców zawsze miałem ogromny szacunek, nie pyskowałem im - opowiada obecny kapitan reprezentacji. Kłopot polegał na tym, że byli wzywani do szkoły i musieli się tłumaczyć z jego wybryków. - Często bywało tak, że nie do końca to ja byłem winny, ale padało na mnie, zostawałem kozłem ofiarnym, a byłem taki, że nigdy nie protestowałem. Mówiłem: "Niech się dzieje, co chce" - wspomina.

Jarosław Kubiak trenuje obecnie młodzież w Jastrzębskim Węglu. Jego zdaniem potrzeba czterech lat, żeby wyszkolić siatkarza. Jego synowi kopa dała gra w kadrze B u Grzegorza Wagnera, w 2009 roku 21-letni Kubiak z Izraela, gdzie zaczynał zagraniczną karierę, przeniósł się do Włoch, do zespołu Volley Padwa. I mijały akurat cztery lata, od kiedy na poważnie zaczął trenować siatkówkę halową. W przeprowadzce pomógł mu Bartman, który wcześniej dołączył do zespołu Marmi Lanza Werona.

Obaj we Włoszech trafili na Lorenza Bernardiego, dwukrotnego mistrza świata i Europy, pięciokrotnego zwycięzcę Ligi Światowej, wicemistrza olimpijskiego. W 2001 roku FIVB uznała go wraz Karchem Kiralym za najlepszego siatkarza XX wieku. Różnica była taka, że Bartman zdążył jeszcze zagrać z nim w jednej drużynie, zostali więc kolegami, a dla Kubiaka Bernardi był już tylko trenerem. Bartman wspominał potem, że Włochem fascynował się od dziecka i wielkim przeżyciem była dla niego gra u jego boku. Bernardini miał mu pokazać, jak wygląda profesjonalna siatkówka - nie tylko na boisku, ale też podczas treningu, obiadu czy odpoczynku. Z kolei Kubiak opowiadał, że Włoch nauczył go siatkarskiej intuicji i pokazał kilka nowych aspektów gry. - Dzięki niemu na nowo rozpocząłem karierę - mówił.

Po roku z Padwy trafił na wypożyczenie do AZS Politechniki Warszawa, która spadła rok wcześniej z PlusLigi, ale w najwyższej klasie rozgrywkowej zatrzymała ją fuzja z Jadarem Radom. Kubiak w Warszawie zrobił furorę.

- Przyszedł do nas w chwili, gdy już wiele osób zapomniało o jego istnieniu - mówi Radosław Panas, który trenował wtedy Politechnikę. - Po czterech spotkaniach okazało się, że to objawienie ligi. Wygraliśmy trzy z tych meczów, a Michał w każdym był ogłaszany MVP - dodaje trener. Panas wspomina, że Kubiak imponował wtedy umiejętnościami technicznymi i zagrywką. Widać było, że grał wcześniej na plaży. Świetnie się ustawiał, umiał szybko reagować, a na siatce stosować różne rozwiązania - był cwaniakiem. - Wyglądał na człowieka, który poderwie zespół do walki w każdej sytuacji i będzie walczył o każdą piłkę. Jeśli była jakaś sytuacja sporna, to zawsze stawał w pierwszym szeregu. A że często pokazuje na boisku swoje emocje? Wolę mieć takiego chłopaka w składzie niż cichutkiego, który nic nie powie - kończy Panas.

Politechnika w sezonie 2010/11 zajęła piąte miejsce w PlusLidze. Wyżej nigdy nie była. - Wszyscy widzieli w nas chłopców do bicia, jako zlepek dwóch drużyn, które w poprzednich rozgrywkach walczyły o utrzymanie. Tu, w Warszawie, jesteśmy jednak prawdziwą drużyną - mówił Panas. Mocną stroną zespołu była zagrywka, dziś znak rozpoznawczy Kubiaka.

Dlaczego błysnął dopiero w Warszawie? Tłumaczył, że wcześniej zawsze był tym "młodym". W Olsztynie, w którym grał po Pile, koledzy walczyli o medale, a on miał tylko 18 lat i nikt nie miał czasu pomóc mu się ograć. We Włoszech zwolniono Bernardiego, a Kubiaka dopadła kontuzja i potem wchodził tylko z ławki.

No i w Warszawie spotkał przyjaciela - po raz pierwszy zagrali z Bartmanem w jednym klubie. - Kombinowaliśmy od dawna, jak to zrobić, to było marzenie - mówili. Siatkówka w stolicy przeżywała wtedy renesans. Na Torwar przychodziły tłumy, a Kubiak wyszedł z cienia kolegi. Bartman był już wtedy mistrzem Europy, ale to młodszy o rok Kubiak świecił jaśniej. - Nigdy nie byłem zazdrosny o to, że Zbyszkowi dobrze idzie. Cieszyłem się, bo to mój przyjaciel. Ale wiedziałem, że mój czas przyjdzie - mówił Kubiak.

Dobra gra została zauważona. W 2011 roku trener Andrea Anastasi zaprosił go kadry. Moment był trudny, bo na Ligę Światową Polacy jechali pod presją związku, który po MŚ, w których reprezentacja nie przetrwała drugiej rundy, postanowił zmienić strategię. Liga Światowa była wcześniej traktowano luźno, ale teraz od Anastasiego prowadzącego kadrę od kilku tygodni wymagano wyniku. Najlepiej podium, na którym polska reprezentacja nigdy wcześniej nie stanęła.

Anastasi miał problemy kadrowe i improwizował. Kubiak na debiut czekał do czwartego meczu, bo włoski trener stawiał wytrwale na Michała Ruciaka. Przed początkiem turnieju dziennikarze pytali o tremę debiutanta. - Nigdy jej nie miałem. A jaka to różnica, czy jest się debiutantem, czy nie? Musisz tylko wykorzystać szansę, którą daje ci trener - odpowiedział. Gdy zwrócono mu uwagę, że to odważne słowa jak na niedoświadczonego zawodnika, rzucił: - To nie tylko puste słowa. Nigdy nie udaję innego, niż jestem, lubię mówić wprost, bez ogródek. Tak już mam.

W reprezentacji zadebiutował 5 czerwca 2011 roku. Polska grała w Rio de Janeiro z Brazylią, a na trybunach było 10 tys. kibiców. Kubiak zdobył dziewięć punktów, zagrał bardzo dobry mecz, mimo że został zablokowany przy piłce meczowej (Polska przegrała 1:3). Później mówił, że w ostatniej akcji się podpalił. - Gdybym zaatakował tak, jak ojciec mówił mi kiedyś podczas treningów, to mecz w Rio trwałby dłużej - przyznał po spotkaniu. Dziennikarze jeszcze raz spytali go o tremę, w końcu mecz w Rio mógł zrobić na nim wrażenie. - Gdybym miał się bać debiutu w zespole narodowym, to musiałbym chyba zakończyć karierę i zająć się mniej stresującym zajęciem - odpowiedział Kubiak szorstko, w swoim stylu.

Niski (wysoki) jak Giba

Owszem, gdyby był trochę wyższy, byłoby mu łatwiej, ale nie płakał z tego powodu. Miał dobry wzór - Brazylijczyk Giba, najlepszy siatkarz początku XXI wieku, też miał 192 cm wzrostu. - Dlatego nie stawiam się na straconej pozycji, choć kiedyś w Polsce działano według maksymy: im większy, tym lepszy. Czasy się zmieniają, siatkówka też - mówił.

Polacy cel osiągnęli, w 2011 roku zdobyli w Lidze Światowej trzecie miejsce, Kubiak był jednak tylko zmiennikiem, a najjaśniej w kadrze świecił wtedy Bartosz Kurek. Do meczu o trzecie miejsce Polacy w czterech spotkaniach zdobyli własnymi akcjami 190 punktów. Sam Kurek zdobył ich 70.

Po turnieju Kubiak zmienił klub - z Warszawy trafił do Jastrzębskiego Węgla prowadzonego wtedy przez... Bernardiego. Włoch zachwycał się Polakiem, mówił o nim jako o najważniejszym skrzydłowym i pracusiu zasuwającym każdego dnia. To pod okiem Bernardiego Kubiak poprawił technikę.

W kadrze Anastasiego trudno było mu jednak wywalczyć miejsce w pierwszej szóstce. Włoch jasno określił role: podstawowymi przyjmującymi byli Kurek i Michał Winiarski. Kubiak na mistrzostwa Europy do Czech i Austrii jechał jako rezerwowy, miał pomagać w trudnych momentach, a niespodziewanie obok Kurka zdobywał najwięcej punktów. - Zrobił postępy i stał się jednym z naszych najlepszych pistoletów. Jest niczym uliczny wojownik. Całym sercem jest zaangażowany w to, co robi, dysponuje silnym charakterem i odpornością psychiczną - chwalił go Anastasi. Z ME Polacy też przywieźli brązowy medal. A rok później wygrali Ligę Światową - pierwszy raz w historii.

- Jesteśmy zżytą grupą, nie rzucamy sobie kłód pod nogi, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Czasami tym, a nie umiejętnościami, wygrywa się mecze - mówił Kubiak. Na igrzyska w Londynie siatkarze lecieli pewni siebie, głośno mówiło się o medalu. Kubiak wypowiadał się w swoim stylu: - Nie podniecają mnie wielkie gwiazdy sportu, nie jadę do Londynu, żeby zrobić sobie z nimi zdjęcia i potem pochwalić się znajomym. Jadę w jednym konkretnym celu: zrobić swoje i zdobyć medal - mówił przed wylotem.

Polacy w ćwierćfinale przegrali jednak z Rosją 0:3 i odpadli dużo szybciej, niż się spodziewali. - Czuliśmy się mocni, coś w nas pękło, coś się zacięło. Nie tak miało być. To kolejne doświadczenie, trzeba się z tym oswoić - mówił po powrocie.

Kolejne doświadczenie - nieudane mistrzostwa Europy w 2013 roku, które Polska organizowała z Danią. Nie zagraliśmy nawet w ćwierćfinale - decydujący o awansie mecz z Bułgarią przegraliśmy 2:3. Anastasi pożegnał się z kadrą. Jego następcą został Stéphane Antiga.

Federer też się denerwował

- Michał jest stworzony do sportu. To nieprawdopodobnie ambitny chłopak, który nie znosi przegrywać. W 2014 roku podczas jednego meczu wypadł mu bark. Nastawił go sobie sam i zagrał jedno z najlepszych spotkań w sezonie. Żywy ogień. Poza boiskiem jest bardzo podobny do Winiarskiego. Urodziło mu się dziecko, jest skoncentrowany na rodzinie, bardzo pilnuje swojej prywatności - opowiada o Kubiaku Anna Chudziak, dokumentalistka, współtwórczyni dokumentu "Drużyna" o kadrze siatkarzy.

Kubiak w kadrze Anastasiego zyskał opinię prowokatora wdającego się pod siatką w dyskusje. Ale według niego prowokacja to jeden z elementów siatkówki i nie ma w tym nic złego. Poza tym to nie on to wymyślił. Wcześniej w polskiej kadrze pod siatką z rywalami lubili sobie "porozmawiać" Krzysztof Ignaczak czy Paweł Zagumny. - Jeśli rywal nie umie sobie poradzić z prowokacjami, to jego problem. My się cieszymy, bo przeciwnik zamiast na grze skupia się na czymś innym i popełnia błędy. To taka psychologiczna gra. Każdy chce zrobić drugiego w konia. I na tym to polega. Nie jesteśmy dziećmi, które się obrażą, gdy ktoś na nas nakrzyczy pod siatką - mówił w wywiadzie dla "Przeglądu". Dodaje, że sam nie szuka spięć, ale też nie pozostaje dłużny.

Właśnie kogoś takiego szukał Antiga, który szybko przekonał się o wybuchowym charakterze Kubiaka. - Rozmawiamy o tym z Michałem, ale z drugiej strony mamy w drużynie wielu spokojnych zawodników. Kubiak potrafi pobudzić kolegów do walki, ale przeciwnicy wykorzystują jego charakter - mówił francuski trener. Nie miał pretensji, gdy w grupowym meczu MŚ 2014 z Brazylią Kubiak dostał czerwoną kartkę.

W tych wygranych mistrzostwach kapitanem był weteran Winiarski. Potem zrezygnował z gry w kadrze, a Antiga postawił na młodego Karola Kłosa, ale gdy ten złapał kontuzję, kapitanem został Kubiak. Wielu to zdziwiło, bo przecież Francuz tą decyzją zmienił swoją koncepcję o 180 stopni. Grzecznego Kłosa wymienił na rozrabiakę Kubiaka. Tego samego, który po wygranym finale MŚ z Brazylią na zarzuty rywali o prowokacje pod siatką odpowiedział: - Mogli się popłakać i poskarżyć mamie.

Szybko się okazało, że Antiga miał nosa. A Kubiak zrobił kolejny krok, by stać się jeszcze lepszym siatkarzem. Nie stracił nic ze swojej waleczności, ale lepiej kontroluje emocje i nie wybucha tak często jak wcześniej. Gdy w tegorocznym meczu Ligi Światowej Polacy grali w Teheranie z Iranem, Kubiak nie szukał zaczepek, odwracał się do rywali plecami. Raz jednak nie wytrzymał i wyskoczył do cieszącego się z punktu Seyeda Mohammada. Po krótkiej pyskówce obaj dostali czerwone kartki.

- Jeśli chodzi o moją postawę na boisku, to nie byłbym sobą, gdybym nie okazywał emocji. Oczywiście jest masa świetnych graczy, którzy potrafią emocje maskować. Takie rzeczy można wytrenować. Młody Roger Federer łamał trzy rakiety na mecz, a teraz jest najspokojniejszym tenisistą na świecie. Ja w swojej skórze czuję się bardzo dobrze - mówi Kubiak.

Czy rozpoznasz siatkarzy reprezentacji Polski? [QUIZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.