ME siatkarek. Polskie siatkarki - biedne krewne siatkarzy

To kobiety rozpoczęły medalową erę polskiej siatkówki w tym stuleciu. Jako pierwsze sięgnęły po tytuły mistrzyń Europy. Dziś pozostają w głębokim cieniu męskiej drużyny i na ME marzą choćby o ćwierćfinale, o który walczą w środę o godz. 20 z Białorusią. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl Live.

Apeldoorn, Holandia. Ostatni mecz grupowy ze Słowenią, debiutantem na ME notowanym na 119. miejscu w rankingu światowym - zaraz za Sri Lanką, Mongolią i Seszelami, a dwie pozycje przed Afganistanem. Dobrą w obronie, ale prezentującą siatkówkę mocno świetlicową.

I Polska musiała wygrać, żeby w ogóle zostać w turnieju, awansować go jego drugiej fazy rozgrywanej w Rotterdamie. Musiała, bo wcześniej przegrała bezdyskusyjnie z Włoszkami i Holenderkami, które tworzą dziś europejską czołówkę.

Po porażkach Polki nie szczędzą sobie ostrych słów krytyki. Zwłaszcza Joanna Wołosz, Paulina Maj-Erwadrt czy Katarzyna Skowrońska-Dolata, które pamiętają czasy świetności, z dwoma złotymi medalami ME z 2003 i 2005 r. na czele. Dla nich obecna sytuacja jest szczególnie trudna do zniesienia.

Selekcjoner Jacek Nawrocki widzi to inaczej: - Samokrytyka jest na miejscu. Dobrze, że każdy ocenę zaczyna od siebie. Ja też tak robię. Trzeba jednak pamiętać, że do mikrofonu możemy mówić wiele o naszych ambicjach i o tym, czego chcemy, ale trzeba jeszcze pokazać to na boisku. A my nie mamy na co dzień okazji grać z tak renomowanymi rywalami jak Włochy i Holandia, nie ma nas dzisiaj w pierwszej dywizji Grand Prix i dopiero na ME możemy skonfrontować nasze ambicje z czołówką.

Nawrocki kadrę kobiet zaczął prowadzić po latach pracy z mężczyznami. Dobrze wie, jaka jest dzisiaj różnica. O ile męska reprezentacja walczy o najwyższe cele, jest mistrzem świata, zajęcie trzeciego miejsca w Pucharze Świata traktuje jak porażkę, a brak awansu na igrzyska w Rio byłby przykrą niespodzianką, o tyle kobiety na MŚ się nie zakwalifikowały, na PŚ także, a dopiero na ME w Holandii zapewniły sobie udział jedynie w kwalifikacjach olimpijskich, bo i to nie było pewne. Po pokonaniu Słowenii i wyjściu z grupy, przy korzystnych wynikach innych grup (odpadnięcie Bułgarii i Azerbejdżanu), Polki mają pewność, że w styczniu w Ankarze w Turcji zagrają o igrzyska. Dopiero teraz.

A turniej w Ankarze będzie w istocie drugimi, małymi ME, z udziałem całej czołówki.

Kiedy Polska zdobywała złote medale w 2003 i 2005 r., najgroźniejszymi rywalkami były Rosja, Włochy, względnie Niemcy i Turcja. Minęło 10 lat i grono silnych ekip europejskich powiększyło się chociażby o Serbię (jako jedyna w Europie już jest pewna olimpijskiego startu po udanym występie w PŚ), a także Holandię, Belgię (wyeliminowała Polskę z MŚ w 2014 roku), a na ostatnich mistrzostwach przed dwoma laty Polki przegrały także z Czeszkami.

Geografia w Europie bardzo się zmieniła, Polska wciąż znajduje się na szóstym miejscu w rankingu, ale nie jest już ścisłą czołówką i jej awans do półfinału i czołowej czwórki ME w Holandii byłby sporą niespodzianką, a nie normą jak kiedyś.

Kadra kobiet wciąż składa się z zawodniczek, które święciły sukcesy przed dekadą. Katarzyna Skowrońska-Dolata to wciąż opoka (być może ostatni raz gra na ME), piłkę nadal rozgrywa Izabela Bełcik (bez porównania gorzej niż w 2005 roku), na środku nadal gra Sylwia Pycia. Dobrych zmienniczek pozostałych siatkarek, które wtedy wygrywały w Zagrzebiu, nie ma.

Dla porównania - we włoskim zespole, który wtedy był rywalem w finale, zostały do dzisiaj Eleonora Lo Bianco i Antonella Del Core. W zespole holenderskim z 2005 roku została Manon Flier (dzisiaj już jednak rezerwowa) oraz Debby Stam, która przeszła do gry na pozycji libero.

Męska kadra jest oczkiem w głowie szefów Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Kobieca traktowana jest mocno rezerwowo. Czasy, gdy sprowadzano najlepszych zagranicznych trenerów (do takich zaliczał się przecież Włoch Marco Bonitta) minęły. Giovanni Guidetti, który dzisiaj prowadzi Holandię, nie został zatrudniony w Polsce, bo PZPS uznał, że ma lepszych szkoleniowców krajowych.

Zobaczmy - oto trenerzy polskiej kadry kobiet od igrzysk w Pekinie:

- Marco Bonitta (2007-08)

- Jerzy Matlak (2008-11)

- Alojzy Świderek (2011-12)

- Piotr Makowski (2013-15)

- Jacek Nawrocki (od 2015).

A oto trenerzy kadry mężczyzn:

- Raul Lozano (2005-08)

- Daniel Castellani (2008-10)

- Andrea Anastasi (2011-13)

- Stephane Antiga (od 2014).

Dziś trener Stephane Antiga ma do dyspozycji zespół poukładany przez poprzedników, może go ulepszać. Żeńska kadra co roku budowana jest od podstaw. A przecież to od niej zaczął się w Polsce boom na siatkówkę. Oni medal - srebrny na mundialu - zdobyli dopiero w 2006 r. I dzisiaj stanowią wizytówkę polskiej siatkówki, w ogóle polskich gier zespołowych.

Kadra kobiet, zawsze pozostająca w cieniu męskiej, dzisiaj odstaje od niej bardziej niż kiedykolwiek. Polacy walczą o najwyższe laury, Polki walczą o przetrwanie już nie w ścisłej, lecz w szerokiej europejskiej (nie światowej) czołówce. Poprzednie ME zakończyły na 11. miejscu, czyli najniższym od 1993 roku, gdy jedyny raz na imprezę w ogóle nie pojechały. Teraz walczyły ze Słowenią o to, by tego nie przebić, bowiem po raz pierwszy od 1999 roku rozpoczęły turniej od dwóch porażek. Według starego regulaminu, który obowiązywał w latach 2003-05, już by ich na mistrzostwach nie było.

Czy Polki awansują do ćwierćfinału ME?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.