Chodziło o sytuację w czwartym secie, gdy arbiter zagwizdał Polkom dotknięcie siatki. Żadna się do niego nie przyznawała. Polski trener poprosił o challenge, po którym arbiter podtrzymał decyzję, chociaż Katarzyna Skowrońska-Dolata długo z nim o tym dyskutowała i protestowała.
- Uznałam, że to był bardzo ważny moment meczu. Może kluczowy - wyjaśniała po meczu. - Nie mogłam tego tak zostawić, bo po tej sytuacji Holenderki zaczęły nam odjeżdżać. W żadnym, powtarzam, w żadnym stopniu nie tłumaczy to naszej porażki, ale po to wprowadziliśmy wideoweryfikację, by uniknąć błędów sędziowskich, a nie w nich tkwić. A tu mieliśmy powtórkę wideo, na której wszystko ładnie widać, że nie dotknęłyśmy siatki. Mało tego, widzi ją cała sala, bo była na telebimach, i nic, sędzia tkwi w błędzie. To jest po prostu wstyd. Zabolało mnie to, więc protestowałam, bo wiedziałam, że decyzja będzie miała wpływ na nas.
Pytana o to, co by było, gdyby z dwóch pierwszych setów przeciwko Włoszkom i czwartego przeciwko Holandii złożyć jeden mecz, odrzekła:
- To byłaby piękna siatkówka w naszym wykonaniu. Te sety zagrałyśmy świetnie. Do tego dochodzą jednak sety dotkliwie i w deprymujący sposób przegrane. Już po meczu z Włoszkami dużo myślałam, miałam do siebie pretensje, rozważałam różne sytuacje, w których mogłam postąpić lepiej. Trudno nam samym zapanować nad okresami słabej gry. A najgorzej jest się odbić, wyjść z opresji. Martwi mnie to bardzo. Zagrać jednego seta w meczu to jest absolutnie niewystarczające, by myśleć o dobrym wyniku na mistrzostwach Europy.
- Wiem jednak z doświadczenia, że mecze play-off, do których chcemy awansować, będą nowym rozdaniem i tam może się wiele wydarzyć. Wszystko nadal przed nami - dodała Katarzyna Skowrońska-Dolata.