Siatkówka. 10 polskich setów

Choć reprezentacja A uległa Iranowi, a reprezentacja B - Bułgarii, to ten historyczny dla naszej siatkówki dzień był słodko-gorzki.

Podyskutuj z autorem na jego blogu >>

Piątek był nadzwyczajny, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by kibice spędzili naraz tyle czasu z drużyną narodową. Najpierw siatkarze trenera Andrzeja Kowala przegrali dreszczowiec (13:15 w tie-breaku!) w półfinale Igrzysk Europejskich w Baku, a potem siatkarze Stéphane'a Antigi przegrali 2:3 z rywalem ścigającym ich w grupie Ligi Światowej. I o awans do turnieju finałowego będą zapewne walczyć do ostatniej kolejki.

Ale to nie znaczy, że wydarzyła się katastrofa.

Wyniki w LŚ reżyseruje na razie przede wszystkim harmonogram gier. Wyjąwszy kompletnie rozbitą Rosję, wszyscy w naszej grupie - Polska, USA oraz Iran - wygrywają wszystkie mecze u siebie. Nic zaskakującego, to impreza unikalna w sportach drużynowych. Żadna inna nie wymaga tak intensywnego latania międzykontynentalnego.

Polacy opuścili kraj przed dwoma tygodniami. Podróż z Warszawy do Chicago trwała 15 godzin. Z Chicago do Kazania - 26 godzin. Z Kazania do Teheranu - 13 godzin. Przelecieli 19 tys. kilometrów, czyli odległość odpowiadającą niemal połowie długości równika. Dwumetrowi drągale gnietli się w klasie ekonomicznej, koczowali na lotniskach, zmieniali strefy czasowe i klimatyczne. Wyprawę zakończyli w potwornych upałach w Iranie, gdzie życie uprzykrza jeszcze egzotyczność kulturowa i polityczna, wyrażająca się np. w blokowaniu dostępu do internetu. Jako niemoralne zakazane są tam i Twitter czy Facebook, i Gazeta.pl czy Sport.pl.

Z tej perspektywy wypada raczej docenić, że Polacy wytrzymali irańską nawałnicę przez aż pięć setów. Zwłaszcza że znienacka stracili kontuzjowanego Bartosza Kurka, bezdyskusyjnie najskuteczniejszego gracza LŚ. A wobec niedyspozycji (sportowej) Mateusza Miki obsadzili skrzydła średnią wzrostu we współczesnej siatkówce niemal niespotykaną - Jakubem Jaroszem (197 cm), Rafałem Buszkiem (194), Michałem Kubiakiem (191). Grali wreszcie w fanatycznym jazgocie, w wypełnionej wyłącznie męską publicznością hali, którą libero Paweł Zatorski obwołał po meczu najtrudniejszą do zniesienia na świecie. Finałowe akcje przerywały ogniste awantury z sędziami, więc tylko pięciu minut zabrakło, by widowisko w Teheranie ciągnęło się przez bite trzy godziny.

Podwładni Antigi oddali ostatniego seta w słabym stylu, ich kolegów w Baku - wcześniej wygrywali tie-breaki z Francją, Turcją i Serbią - dzieliły od triumfu drobiazgi. Paradoks znów polega jednak na tym, że mecz z Bułgarią dał sporo powodów do optymizmu. Rywale przylecieli do azerskiej stolicy w bardzo mocnym i "dorosłym" składzie, tymczasem Polacy ostro ich nastraszyli siłami 21-letniego rozgrywającego Michała Kędzierskiego, 23-letniego atakującego Szymona Romacia, 20-letnich przyjmujących Artura Szalpuka i Aleksandra Śliwki. W niedzielę zagrają o brąz z Rosją, a my utwierdziliśmy się w przekonaniu, że przyszłość w siatkówce należy do Polski.

Więcej o:
Copyright © Agora SA