Liga Światowa. USA - Polska 3:2. Porażka, która się przyda

Amerykanie pozostają jedynymi obok Bułgarów rywalami, których nie pokonali jeszcze nasi siatkarze prowadzeni przez Stephane'a Antigę. W nocy z piątku na sobotę polskiego czasu w wypełnionej przez polskich kibiców hali pod Chicago mistrzowie świata przegrali z liderami grupy B Ligi Światowej 2:3 (25:23, 23:25, 25:19, 22:25, 9:15). Ale znów rozegrali dobry mecz. Drugie spotkanie w nocy z soboty na niedzielę.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Amerykanie i Polacy weszli w tegoroczną Ligę Światową, po dwa razy pokonując Rosję i Iran. Podopieczni Johna Sperawa pierwszy punkt stracili dopiero teraz, w piątym meczu. Ludzie Antigi rozegrali już trzeci tie-break.

Kurek jak kotokoń, kotokoń jak Kurek

Przez dobrą godzinę zanosiło się na to, że zamiast pięciosetowego maratonu dostaniemy zaskakująco szybkie zwycięstwo mistrzów świata. W pierwszej partii biało-czerwoni błyskawicznie wyszli ze stanu 2:5 i pewnie grając w końcówce, wygrali ją do 23. Wielka w tym zasługa Bartosza Kurka, który w ataku skończył aż pięć z sześciu piłek.

Dokładnie taki sam bilans w drugim secie zanotował atakujący USA Murphy Troy. Zawodnik Lotosu Gdańsk po zdobyciu Pucharu Polski mówił o sobie, że jest silny jak koń i szybki oraz zwinny jak kot. Kotokoń, jak nazwali go klubowi koledzy, błyszczał szczególnie od stanu 17:14 dla Polski. Wtedy coraz gorzej z odbiorem zagrywek radził sobie Mateusz Mika, a przez słabsze przyjęcie trudniejsze piłki w ataku dostawał Kurek. Efektem była tylko 30-procentowa skuteczność (3/10) następcy Mariusza Wlazłego. I porażka do 23. Bolesna, bo po bardzo zaciętej walce, trwającej w tym secie aż 37 minut (pierwszy, również do 23, skończył się o osiem minut szybciej).

Hej, hej, tu NBA

W drugim secie nasz zespół perfekcyjnie przyjmował tylko co dziewiąty (11 proc.), a w trzecim - co trzeci (31 proc.) serwis. Ta różnica od razu znalazła odzwierciedlenie i w wyniku, i w stylu gry. Michał Kubiak, który dotąd skończył trzy z ośmiu ataków, w trzeciej partii pomylił się tylko raz w czterech próbach. Trudny do złapania znów był Kurek, a coraz bardziej rozpędzonym Polakom wychodziło wszystko. Kiedy na 18:13 piękną czapą na największej gwieździe rywali - Matthew Andersonie - zapunktował Piotr Nowakowski, można było krzyknąć jak komentatorzy NBA - "I love this game!". Asa USA pojedynczym blokiem zatrzymał też Mateusz Bieniek, kończąc fantastyczną, długą akcję na 24:19, w której mistrzowską obroną popisał się Paweł Zatorski.

Po partii wygranej do 19 wydawało się, że Polacy idą po 12. z rzędu zwycięstwo pod wodzą Antigi. Jeszcze na początku czwartego seta mający 210 cm wzrostu Bieniek pokazał, jakim jest gigantem, blokując twarzą (!) atak Russella Holmesa. Ale za chwilę Mika został ustrzelony zagrywką przez Thomasa Jaeschkego, a Kurek wyrzucił dwa ataki w aut i zrobiło się 3:7. Po przerwie technicznej, na którą zeszliśmy, przegrywając 4:8, Mikę zastąpił Rafał Buszek. Po jego bombie z pola serwisowego doszliśmy gospodarzy na 14:15, po chwili Amerykanie pogubili się, odbierając floatową zagrywkę Nowakowskiego i było po 16, a po bloku Bieńka na Jaeschkem, wyszliśmy nawet na 17:16.

Zabrakło paliwa

Pogoń nie zakończyła się sukcesem, bo naszym zawodnikom zabrakło paliwa. O porażce do 22 zadecydował krótki przestój przy zagrywce Micaha Christensona. Mimo wyniku 19:21 nasi walczyli pięknie. Bieniek zatrzymany przez Maxwella Holta pojedynczym blokiem za moment zrewanżował się rywalowi dokładnie taką samą akcją. Ale kiedy po własnym, świetnym serwisie, Kurek został zablokowany, mając w górze kontrę na 22:22, nadzieje na zwycięstwo 3:1 uciekły.

Tie-breaka zaczynaliśmy jako mistrzowie piątego seta. Pod wodzą Antigi na 10 takich partii Polacy wygrali osiem, ostatnio sześć z rzędu. Tym razem nie mieli jednak wiele do powiedzenia. Już w pierwszej akcji pogubili się przy zagrywce Christensona, a 2:5 przegrywali po tym, jak Kubiak źle odebrał serwis Holmesa. Kiedy się zebrali, stać ich było już tylko na moment naprawdę dobrej gry, dzięki któremu doszli gospodarzy na 6:7. Później ataków nie kończyli Kurek i Bieniek, którzy do tie-breaka mieli odpowiednio 50- i 69-procentową skuteczność, a w nim zanotowali bilanse 2/7 i 0/4. Mecz zakończył, wyrzucając piłkę w aut, Mika.

Straconych serii wygranych meczów i wygranych tie-breaków szkoda. Ale choć Amerykanie są pierwszą drużyną, która pokonała Polskę od czasu jej porażki właśnie z Amerykanami na ubiegłorocznych MŚ, to drużynie Antigi i tak należą się brawa. Punkt zdobyty tam, gdzie nie potrafili go ugrać ani Irańczycy, ani Rosjanie, trzeba docenić w kontekście walki o udział w Final Six LŚ w Rio de Janeiro. A przede wszystkim kolejna pięciosetówka, nawet przegrana, to następne naprawdę ważne doświadczenie dla przebudowywanej drużyny mistrzów.

Jak latają bogaci sportowcy? Luksusowo, prywatnymi odrzutowcami [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.