Liga Światowa 2014. Udana "światówka" dla Polski

Zwycięstwem 3:0 (25:23, 25:20, 25:17) nad Iranem polscy siatkarze zakończyli udział w fazie Interkontynentalnej Ligi Światowej. W grupie A podopieczni Stephane'a Antigi wygrali sześć z 12 meczów i mają szansę zagrać w turnieju finałowym. Do Final Six awansują, jeśli w niedzielę w Mediolanie Włosi urwą chociaż punkt Brazylijczykom. Ale nawet jeśli tego nie zrobią, nasza reprezentacja i tak tegoroczną "światówkę" może uznać za udaną.

Mariusz Wlazły nie zagra w sobotnim meczu - ta wiadomość miała zapowiadać duże kłopoty w starciu z Iranem, który w tej edycji Ligi Światowej przeżywa najlepsze czasy swojej siatkówki.

Bez asa Skry Bełchatów Polacy nie istnieli w ataku przed tygodniem, w dwóch przegranych meczach z Persami w Teheranie. W piątek, w wygranym 3:1 spotkaniu, wciąż narzekający na kontuzję pleców "Szampon" był naszym najlepszym zawodnikiem w ataku (15 punktów) i bloku (5 pkt). Wysiłek włożony w to zwycięstwo był dla niego tak duży, że zagrać w sobotę nie mógł. Ale nie narzekał, bo z ławki rezerwowych zobaczył, jak dobrze zagrała drużyna. Polski zespół zadziałał, jak należy - role liderów przejęli inni. Szczególnie dobrze spisał się Michał Winiarski.

Kapitan poprowadził

To kapitan jako pierwszy dał sygnał do ataku, upewniając drużynę, że poradzi sobie z kolejnym problemem. W dwóch pierwszych setach "Winiar" skończył aż sześć z ośmiu ataków i zaserwował dwa asy. W trzecim od stanu 5:5 wyprowadził drużynę na 9:5 m.in. kapitalnym zbiciem z drugiej linii i punktową zagrywką.

Kapitan dobrze serwował i atakował, Fabian Drzyzga świetnie uruchamiał środkowych, a Krzysztof Ignaczak znakomicie bronił. Znów, jak w piątek, to on odpowiadał za podbijanie ataków rywali, a Paweł Zatorski za odbiór ich serwisów.

Plan Antigi działał, a kibice - inaczej niż w piątek - bawili się świetnie od początku meczu.

Szkoda tylko, że znów w Ergo Arenie sporo było wolnych miejsc na trybunach. Pierwsze spotkanie z Iranem zobaczyło z nich tylko 6,2 tys. widzów. To jedna z najgorszych frekwencji na meczu Ligi Światowej w Polsce w ostatnich latach. Organizatorzy nie byli w stanie wypełnić hali mogącej pomieścić 11,5 tys. ludzi z kilku powodów. Serbski trener Iranu Slobodan Kovac sam zauważył, że Iran nie ściąga na trybuny kompletów, gdy gra poza Teheranem. Poza tym kibice rozjechali się na wakacje, zwłaszcza że w trzech meczach poprzedzających te trójmiejskie nasza reprezentacja prezentowała wakacyjną formę.

Na szczęście w piątek i sobotę zespół Antigi wrócił do takiej gry, jakiej oczekujemy od drużyny szykującej się na wrześniowy mundial w Polsce. Jasne - zawodnicy cały czas są dalecy od swej najwyższej dyspozycji, grają nierówno, zacinają się, przez co tracą wysokie prowadzenia. Dodatkowo kilku ważnych graczy (poza Wlazłym Bartosz Kurek, Marcin Możdżonek i Michał Kubiak) zmaga się z kontuzjami. Na pewno ani personalnie, ani jakościowo ten zespół nie wygląda teraz tak, jak ma wyglądać za dwa miesiące. Ale już w tym momencie ważne jest, by siatkarze dobrze funkcjonowali w schematach, jakie nakreśla im trener. A jeszcze ważniejsze, by nie spuszczali głów, kiedy im nie idzie, i nie dali się bić jak w Teheranie Iranowi (1:3 z setem przegranym do 11 i 0:3).

W Ergo Arenie momentami to Polacy bili. W drugiej partii na moment katem został Rafał Buszek, potwierdzając swój olbrzymi potencjał dwoma asami serwisowymi z rzędu (po dwóch partiach w asach serwisowych było 7:0 dla nas!) i zaraz po nich kontrą z drugiej linii. To dzięki niemu z 16:14 zwiększyliśmy prowadzenie do 20:14 i pewnie wygraliśmy partię do 20.

Italia może dać bonus

W trzeciej też od początku dyktowaliśmy warunki, nadal męcząc Persów zwłaszcza trudną zagrywką (poza Winiarskim błyszczeli w tym elemencie zwłaszcza Dawid Konarski i Buszek). Gracze Antigi w pełni zrealizowali plan. W trudnych okolicznościach pokazali, że ich wartość jest inna, niż mogło się wydawać tydzień temu. Wygrali oba mecze za trzy punkty, teraz pozostaje im czekać na pomoc od Włochów. Jeśli w niedzielę Mauro Berruto nie poprowadzi swojej drużyny do zdobycia chociaż punktu w meczu z Brazylią w Mediolanie, biało-czerwoni nie awansują do Final Six Ligi Światowej. W takim wypadku zamiast grać od 16 do 20 lipca we Florencji z mocnymi rywalami, przyjdzie im trenować w Spale i rozgrywać sparingi, nad których umówieniem sztab kadry już pracuje.

Antiga przyznaje, że wyjazd na finał "światówki" byłby dla kadry cenny ze względu na możliwość sprawdzenia się w kolejnych trudnych meczach. Ale i bez Final Six francuski trener będzie miał prawo oceniać start w Lidze Światowej na plus. W nieco ponad miesiąc upewnił się, że ma z kogo budować zespół na mistrzostwa świata, a nam pokazał, że mamy szerszą, niż myśleliśmy, grupę zawodników z "papierami na grę" w kadrze.

Przypomnijmy, bo warto - kiedy na starcie rozgrywek, w ostatni weekend maja w brazylijskiej Marindze, Antiga wystawił przeciw gospodarzom Mateusza Mikę, Buszka czy Andrzeja Wronę, baliśmy się wysokich porażek. Tymczasem nowicjusze już w drugim meczu pokonali do zera mistrzów świata, a w kolejnych tygodniach utrzymywali miejsca w podstawowej "szóstce" kosztem gwiazd stopniowo wracających do drużyny.

Dziś jesteśmy przekonani, że przyjmujący Mika i Buszek znajdą się w kadrze na mundial, a jeśli ustabilizują formę na swoim najwyższym poziomie, obaj mogą posadzić na ławce rezerwowych bardziej doświadczonych i utytułowanych kolegów.

Antiga dużo zyskał

Po 12 meczach i sześciu zwycięstwach kadry wiemy też, że o miejsce w mundialowej drużynie trudno będzie Marcinowi Możdżonkowi, bo w ostatnich tygodniach zamiast byłego kapitana reprezentacji na środku grali Piotr Nowakowski, Karol Kłos oraz Wrona i każdy z nich grał co najmniej dobrze. Wiemy też - i to może najważniejsze, czego się dowiedzieliśmy - że rozgrywającym kadry na długie lata naprawdę może być Drzyzga. 24-latek od dawna uchodził za wielki talent, ale brakowało odważnych, którzy sprawdziliby go w prawdziwych warunkach bojowych. U Antigi w ostatnich tygodniach przeszedł szkołę życia i radził sobie na tyle dobrze, że trener nie musi nerwowo reagować na pytania o powrót do kadry Pawła Zagumnego. 37-letni rozgrywający, który ma w dorobku m.in. srebrny medal MŚ i złoty medal ME, na pewno dostanie swoją szansę, ale walkę o miejsce w kadrze na mundial stoczy z Łukaszem Żygadłą.

Obaj byli w niej na igrzyskach w Londynie i w finale Ligi Światowej 2012. W Sofii, na trzy tygodnie przed startem turnieju olimpijskiego, Polacy wygrali "światówkę". I od tamtej pory nie stanęli na podium żadnej imprezy.

Teraz trudno uwierzyć, że wygramy Ligę Światową, kiedy nie wiemy nawet, czy zdołamy zagrać w jej turnieju finałowym. Za to tym razem nie musimy się martwić, że szczyt formy przyszedł za szybko i że rzuciliśmy wszystkie siły na coś, na czym inni się oszczędzał (Rosjanie i Włosi LŚ 2012 nie grali na poważnie, zajęli w niej odpowiednio 8. i 11. miejsce), wybierając - jak się okazało (Rosjanie zostali mistrzami olimpijskimi, Włosi zdobyli brązowy medal) mądrzej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.