Polscy siatkarze rywalizują w prestiżowych rozgrywkach już od piętnastu lat. Przygoda biało-czerwonych z Ligą Światową zaczęła się właśnie w katowickim Spodku. 5 czerwca 1998 roku przy aplauzie kompletu publiczności przegraliśmy z Brazylią (1:3). Dzień później też byliśmy słabsi od Latynosów (0:3), jednak kibice opuszczali halę szczęśliwi.
Tak właśnie rodził się fenomen Ligi Światowej, polskich kibiców siatkówki, atmosfery podczas meczów, której zazdroszczą nam na całym świecie. W piątkowy wieczór Spodek znowu drgał od emocji.
Te na przemian unosiły ku wygranej to jeden, a to drugi zespół.
Polacy po czterech porażkach (z Brazylią i Francją) na inaugurację tegorocznych rozgrywek nie są maszynką do zwycięstw, która mieli kolejnych rywali. Obecnie polski zespół jest na etapie odbudowywania wiary we własne umiejętności i siły. Czasami pomaga w tym niewielka pomoc rywala. Tak jak w pierwszym secie meczu z Amerykanami, gdy nasi rywale popełnili aż dziewięć własnych błędów, które w konsekwencji kosztowały ich porażkę.
Z czasem jednak Amerykanie nie mylili się już tak często w zagrywce, a na dodatek znacznie poprawili statystyki w ataku. W drugim secie wbijali piłkę w naszą część parkietu z aż 74-procentową skutecznością. Przed takim naporem chimeryczny wciąż polski zespół obronić się nie potrafił.
Drugi set był jak zapowiedź kryzysu, który na dobre dopadł nas w kolejnej partii. Amerykanie szybko wyszli wtedy na wysokie prowadzenie (10:2), a zespół trenera Andrei Anastasiego prezentował się w tym okresie meczu bezradnie i bezbarwnie. Włoch próbował odmienić oblicze seta i gry z pomocą rezerwowych. Ci jednak grali równie niepewnie jak reszta kolegów. Generalnie to był blamaż. Polacy w trzeciej partii sami zapracowali na marne sześć punkcików!
Dwa lata temu jeden z setów meczu Polska - USA w LŚ trwał rekordowe 45 minut i zakończył się wygraną Amerykanów (37:35). W katowickim Spodku tak morderczej partii nie było, ale podobne emocje już tak!
Polacy - niesieni porywającym dopingiem fanów - wrócili do gry i doprowadzili do tie-breaku.
W piątym secie biało-czerwoni grali z wielką pasją. To był heroiczny bój! Zespół ofiarnie bronił oraz skutecznie i mądrze atakował - często po bloku. Tak właśnie zdobył ostatni punkt nasz atakujący Jakub Jarosz - najlepszy na boisku. Wygraliśmy mecz, który przedłuża nasze szanse na awans do turnieju finałowego Ligi Światowej.
Kolejne spotkanie Polska - USA w niedzielę we Wrocławiu.
Polska - USA 3:2 (25:22, 19:25, 13:25, 30:28, 18:16)
Polska: Nowakowski, Winiarski, Kurek, Jarosz, Żygadło, Możdżonek, Zatorski (l) oraz Ignaczak, Kosok, Kubiak
USA: Anderson, Lee, Lotman, Caldwell, Clark, Holt, Erik Shoji (l) oraz Ciarelli, Kawika Shoji, Smith
Ekskluzywne materiały i ciekawostki o śląskich klubach tylko na Facebooku Śląsk - Sport.pl ?