Ile wytrzymają siatkarze? Nawet Bartman jest znudzony

Liga Światowa, mistrzostwa świata i Europy, rozgrywki krajowe i europejskie puchary sprawiają, że najlepsi rozgrywają rocznie blisko sto meczów. Konsekwencją są kontuzje, które spadły na reprezentantów Polski.

Pierwszy był środkowy Piotr Nowakowski, który z powodu urazu pleców stracił początek sezonu. Później pech dopadł Bartosza Kurka. Najlepszy polski siatkarz skręcił nogę, a następnie miał poważne problemy z kręgosłupem. Pauzował blisko dwa miesiące. Jego kolega z kadry Michał Winiarski w grudniowym meczu charytatywnym na rzecz UNICEF został zniesiony z boiska i wylądował w szpitalu z powodu dyskopatii. Kilkunastodniową przerwę miał też Zbigniew Bartman, tytan pracy i wzór zaangażowania. A jednak ostatnio stwierdził, że "jest znudzony siatkówką".

Podobne kłopoty mają Rosjanie, Włosi, Serbowie czy Brazylijczycy. Mistrz olimpijski z Londynu Aleksandr Wołkow po operacji kolana stracił cały sezon, podobnie jak brązowy medalista Cristian Savani. - To wynik ogromnych obciążeń, na jakie są narażeni siatkarze - uważa Jan Sokal, lekarz polskiej reprezentacji. - Tak duża liczba kontuzji jest charakterystyczna po roku olimpijskim. Zawodnicy nie zwracają uwagi na drobne urazy, bo chcą jechać na igrzyska. Efektem są poważne problemy wykluczające z gry na długo.

Lekarz kadry wyliczył, że w 2011 roku najbardziej eksploatowani reprezentanci rozegrali od 90 do 100 meczów. Według trenerów tacy gracze jak Kurek, Winiarski czy Bartman w każdym meczu muszą wykonać nawet 150 skoków. To ogromne obciążenia nawet dla atlety jak Kurek.

W poprzednim sezonie ostatni finałowy mecz PlusLigi został rozegrany 22 kwietnia. Po nim polscy kadrowicze dostali tydzień wolnego, po czym rozpoczęli przygotowania do Ligi Światowej, którą wygrali. Po jej zakończeniu odpoczywali pięć dni i zaczęli treningi przed wyjazdem do Londynu. Po powrocie z igrzysk kluby dały reprezentantom od tygodnia do dwóch na wakacje. - To stanowczo za mało - uważa doktor Sokal. - Trzy tygodnie odpoczynku to minimum na regenerację organizmu. I to ciągłego, a nie podzielonego na kilka etapów.

Zarzuty, że rozgrywki w siatkówce są zbyt rozbudowane, słychać od lat. Bez rezultatu. Mało tego, pojawiają się nowe imprezy. Siatkarskie władze chcą bowiem wykorzystać koniunkturę na dyscyplinę. Po kilkunastu latach reaktywowali klubowe mistrzostwa świata. Zachętą dla drużyn były wielkie - jak na ten sport - premie płacone przez katarskich szejków. Dla najlepszych zawodników to dodatkowe pięć spotkań, często dzień po dniu. Zwykle wtedy powraca dyskusja, co jest ważniejsze - kluby czy reprezentacja. W tych pierwszych siatkarze zarabiają pieniądze, gra i sukcesy w kadrze to splendor i popularność. Wszystkiego nie da się pogodzić, co najbardziej odbija się na najlepszych zawodnikach i ich klubach. W Polsce z problemami borykają się PGE Skra Bełchatów i Asseco Resovia mające w składzie po kilku reprezentantów.

W lidze niespodziewanie prowadzi Delecta Bydgoszcz, która w najważniejszych ubiegłorocznych imprezach nie miała ani jednego etatowego kadrowicza. Faworyci - Skra, Resovia czy Zaksa Kędzierzyn-Koźle - grają nierówno. Także dlatego, że musieli godzić ligę z występami w Lidze Mistrzów, a ich czołowi gracze zmagali się z kontuzjami spowodowanymi przeciążeniami. - Bo gdy organizm jest przeciążony, łatwiej o skręcenia stawu skokowego czy podobne urazy - wyjaśnia doktor Sokal.

Liczba wielkich imprez siatkarskich się nie zmniejszy. W tym roku Polska jest współorganizatorem mistrzostw Europy, będzie też bronić pierwszego miejsca w Lidze Światowej. Najlepsi nie mogą liczyć na odpoczynek. - Tak można góra grać rok czy dwa, organizmy więcej nie wytrzymają - podkreśla Sokal. Wszystko zależy więc od selekcjonera Andrei Anastasiego. W roku olimpijskim Rosjanie odpuścili Ligę Światową i w Londynie cieszyli się ze złota. W 2010 roku podobnie zrobił Daniel Castellani, ale przegrane mistrzostwa świata kosztowały go utratę pracy. Podobno Włoch zapowiada ulgi dla czołowych graczy...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.