Siatkówka. Polki bez trenera

Współpraca z Alojzym Świderkiem nie podobała się ani polskiemu związkowi siatkówki, ani klubowym trenerom, dlatego od 1 stycznia PZPS zacznie poszukiwania nowego selekcjonera.

Świderek pracował z kadrą od lipca 2011 roku. Celem numer jeden był awans na igrzyska olimpijskie w Londynie, ale Polki przegrały finał turnieju kwalifikacyjnego z Turcją. Nie przebiły się też do turnieju finałowego Grand Prix. Od pewnego czasu wydziałowi szkolenia nie do końca podobała się praca Świderka, jednak nikt nie przypuszczał, że trener straci pracę.

- Ale to prawda - mówi Sport.pl Mirosław Przedpełski, szef PZPS. - Nie podjąłem tej decyzji jednoosobowo, więcej do powiedzenia w tej sprawie powinien mieć wydział szkolenia. Poza tym nie wyrzucamy trenera, bo na pewno wykorzystamy jego doświadczenie. My tylko nie przedłużamy z nim umowy.

Ten punkt został wpisany do kontraktu na prośbę... samego Świderka. - Chciałem, by po każdym roku moja praca podlegała weryfikacji. Widać, byliśmy bardzo daleko w swoich planach i oczekiwaniach. Już kilka miesięcy temu poproszono mnie, bym przedstawił swoje zamierzenia aż do 2016 r. Później nieco je zmodyfikowałem, ale się nie spodobały. Tak naprawdę nie wiem, jaka była wizja działaczy - opowiada nam były już selekcjoner.

Więcej nie chce komentować. Odsyła do oświadczenia wydanego przez PZPS. Związek dziękuje w nim trenerowi za "pracę oraz zaangażowanie włożone w prowadzenie reprezentacji Polski siatkarek oraz zbudowanie podwalin dla dalszych sukcesów zespołu", a jako powód rozstania podaje "rozbieżną wizję prowadzenia reprezentacji seniorek w kolejnych latach" z zaznaczeniem, że była to decyzja podjęta wspólnie przez trenera i zarząd.

Przedpełski: - Cenię Alka jako trenera, nie mam zastrzeżeń do jego systemów treningowych, wspierałem go, ale w Polsce, zwłaszcza w pracy z kobietami, potrzebne jest coś więcej. Kulała współpraca między selekcjonerem a trenerami klubowymi. A przecież trzeba jeździć, rozmawiać, nakłonić ludzi trenujących z kadrowiczkami na co dzień, by szli według ustalonego rytmu, wspólnych metod.

Świderek jeździł na mecze wszystkich drużyn, ale trudno było mu złapać kontakt z trenerami. Zresztą nie jemu pierwszemu, bo w Polsce od lat kluby stają w kontrze do reprezentacji. Przeciąganie liny dotyczy długości zgrupowań i rozgrywek ligowych, często dochodzi do konfliktów, w których zawodniczki nie wiedzą, po czyjej stronie stanąć. Same także niezbyt chętnie występują w kadrze, zasłaniając się kontuzjami lub zmęczeniem. Poza wyjątkami chodzi głównie o to, by uniknąć kontuzji i nie narażać się na utratę lukratywnych kontraktów w klubach.

- W krajach azjatyckich liga trwa cztery miesiące, resztę czasu poświęca się na kadrę. Właśnie dlatego w półfinale igrzysk były i Japonia, i Korea - tłumaczy były selekcjoner.

Świderek, odkąd przejął reprezentację, miał permanentne kłopoty z zebraniem najsilniejszego składu. Może dlatego największym jego sukcesem był wspomniany finał turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk.

Dziesięć lat temu Polki pod wodzą Andrzeja Niemczyka zdobyły mistrzostwo Europy. Od tego czasu trenerzy zmieniali się pięciokrotnie. Niemczyka - ale po awanturach z działaczami - zastąpił Ireneusz Kłos. W 2007 r. nastał czas Włocha Marca Bonitty, który po kilkudziesięciu latach wprowadził Polki na igrzyska, ale po turnieju w Pekinie skonfliktowany z siatkarkami rozstał się z drużyną. Jerzy Matlak pracował dwa lata, później tymczasowym trenerem był Wiesław Popik, wreszcie Świderek.

Kto zostanie jego następcą? PZPS chce zacząć poszukiwania od 1 stycznia. Przedpełski zarzeka się, że nie ma kandydata i wcale nie szukał go już w grudniu. - Jeśli trenerzy na całym świecie usłyszą, że mamy miejsce, sami będą się zgłaszać. Mamy naprawdę wielką markę, mogą przyjść do nas najwięksi fachowcy. Oczywiście chciałbym, by selekcjonerem był Polak, ale nie wiem, czy mamy kogoś, kto spełniłby wszystkie oczekiwania. To musi być ktoś z nazwiskiem, charyzmą, kto porwie siatkarki i trenerów klubowych, by chcieli także pracować dla reprezentacji - mówi prezes.

Z Polakami rzeczywiście może być kłopot. Niedawno w "Magazynie siatkarskim" Sport.pl Wojciech Drzyzga, były trener, a teraz ekspert, stwierdził, że kłopoty kadry biorą się z ligi. - Wysoko opłacane siatkarki przegrywają z kretesem i bez stylu. Rozkapryszone gwiazdy robią, co chcą. Jest ich mało, narzucają wysokie kontrakty, prezesi są bezradni - mówił ostro.

Jedna z siatkarek napisała w odpowiedzi list: "Dlaczego nie zajmiecie się tym, że nie ma nas kto uczyć siatkówki? Od lat obracamy się w gronie kilku tych samych nazwisk. Treningi wyglądają tak samo, kiedy wiele lat temu zaczynałyśmy grę w lidze. Weźmy prawdziwych fachowców, od tego trzeba zacząć naprawianie kobiecej siatkówki".

W Polsce jest tylko jeden trener, który ma autorytet u zawodniczek. To Piotr Makowski, który był asystentem Jerzego Matlaka, a później samodzielnie prowadził zespół, kiedy Matlak opuścił go podczas mistrzostw Europy w 2009 r. z powodu choroby żony. Drużyna pod wodzą Makowskiego zdobyła wtedy brązowy medal. Ale pracuje on teraz z męską drużyną Delekty Bydgoszcz. I to z powodzeniem, więc porzucać wicelidera PlusLigi raczej nie zamierza.

Ktoś z zagranicy? - Trzeba działać szybko, bo inne federacje też będą dokonywać zmian trenerów. Ale nie zastanawiałem się jeszcze ani nad Massimo Barbolinim, ani Hugh McCutcheonem - mówi Przedpełski.

Ten pierwszy to Włoch, który ze swoimi rodaczkami sięgnął po dwa mistrzostwa Europy oraz dwa Puchary Świata. Drugi jest Nowozelandczykiem, który poprowadził męską drużynę USA do olimpijskiego złota w Pekinie, a kobiecą do srebra w Londynie.

- Marzy mi się ktoś taki jak Andrea Anastasi. To facet z charyzmą i dobrymi kontaktami ze środowiskiem. Takiego potrzebujemy - kończy Przedpełski.

Zobacz wideo

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

Więcej o:
Copyright © Agora SA