Siatkówka. PGE Skra - Paykan 3:2. Irański opór pokonany

- Spodziewałem się, że tak będzie - mówił po pierwszym spotkaniu klubowych mistrzostw świata Michał Winiarski z PGE Skry Bełchatów. Jego drużyna musiała aż przez pięć setów męczyć się z Paykanem Teheran.

Tylu setów siatkarze z Bełchatowa nie stracili od 11 spotkań, choć mierzyli się w tym czasie z Trentino czy Friedrichshafen.

Mistrzowie Polski musieli stoczyć prawdziwy bój z najlepszym zespołem Azji, co ciekawe, sponsorowanym przez białoruski bank (większość udziałów w nim mają jednak Irańczycy). Walczyli nie tylko w elementach siatkarskich, ale też psychologicznie. Irańczycy już na rozgrzewce starali się przestraszyć naszych siatkarzy. Skakali bardzo wysoko i z wielką siłą atakowali w drugi, trzeci metr boiska. To nie koniec, bowiem po rozpoczęciu gry buczeli po każdym punkcie i kwestionowali większość decyzji sędziego. To niespotykane w europejskich halach. Na szczęście Turek Umit Sukullu nie dał się ani zakrzyczeć, ani przestraszyć, podobnie jak bełchatowianie.

Ale zawodnicy Paykanu potrafią również grać w siatkówkę. - W naszej lidze byliby w czwórce - uważa Daniel Pliński. Zaraz jednak dodał, że gdyby wcześniej widzieli jakieś mecze Irańczyków, poszłoby im łatwiej.

PGE Skra potrzebowała aż pięciu setów, by rozpocząć imprezę od zwycięstwa. I to setów bardzo zaciętych, w których nie mogła pozwolić sobie nawet na moment dekoncentracji. Gdy takie się zdarzały, rywale natychmiast osiągali przewagę. - Grali na wariata, ryzykowali maksymalnie i mieli szczęście - komentował Mariusz Wlazły. Ta było w tie-breaku, kiedy po zagrywce jednego z Irańczyków piłka zatrzymała się na siatce, podskoczyła i przeleciała na stronę drużyny z Bełchatowa.

Pliński podkreśla, że jego drużyna miała bardzo dobrze zagrywała, przyjmowała i atakowała (w sumie 53 proc. skutecznych zbić). A mimo to musiała się mocno namęczyć. Dlaczego? Ponieważ rywal niewiele jej ustępował. - Mieliśmy problemy tylko w bloku, a poza tym kilka nieporozumień spowodowało, że straciliśmy kilka punktów - twierdzi siatkarz PGE Skry.

Tyle tylko, że przeciwnicy grali podobnie. Takich ataków z krótkiej, jakie pokazywali środkowi Paykanu, w polskiej lidze się nie ogląda. Zdarzało im się zbijać zza linii trzeciego metra!

Trener PGE Skry Jacek Nawrocki spodziewał się takiego meczu. - To dla mnie nie jest żadna niespodzianka. Szkoda tylko, że za spokojnie zaczęliśmy grę, czego efektem było przegranie pierwszego seta. Później w czwartym złapali nas zagrywką - mówił. Siatkarze z Bełchatowa przypominali, że rok temu Paykan na inaugurację pokonał mistrza Brazylii Cimed Floroanopolis. - Teraz naprawdę widać, że to nie był przypadek - podkreślali.

Kolejnym przeciwnikiem mistrzów Polski będzie w Dosze lider grupy A - miejscowa Al Arabija (w piątek o godz. 17 czasu polskiego), która pokonała egipski Al Ahly 3:1. - Nie możemy myśleć o wynikach, ale wyjść i grać. W przeciwnym razie możemy wpaść w kłopoty - przestrzega Nawrocki. W drugim spotkaniu PGE Skrę ma dopingować ponad 100 Polaków (w Katarze mieszka ich ok. 350) - tak zapowiada nasz ambasador Robert Rostek.

PGE Skra - Paykan 3:2

Sety: 24:26, 25:21, 25:22, 20:25, 15:12

PGE Skra: Falasca, Antiga, Pliński, Wlazły, Kurek, Możdżonek, Zatorski (libero) oraz Woicki, Bąkiewicz, Winiarski, Kłos

Paykan: Hosseini, Keshawarzi, Bazargarde, Bakhsheshi, Davoodi, Mousavi, Ali Hosseini (libero), oraz Zarif, Kamalvand, Mahdavi

Legendarny siatkarz trenerem Jastrzębia ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.