Świderski: Siatkarze zapłacą zdrowiem

Prezes wymaga, sponsor płaci, a siatkarze w PlusLidze grają co trzy dni. - To droga donikąd - mówi Sebastian Świderski, który kilka tygodni temu zerwał mięsień czworogłowy uda. To jego trzecia poważna kontuzja w ciągu kilkunastu miesięcy.

Arkadiusz Kuglarz: Kiedy rozpocznie pan rehabilitację?

Sebastian Świderski, przyjmujący ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle: Byłem kilka razy na basenie. Na razie nie mogę zginać kolana. Coś jakby je blokowało, to trzeba rozruszać, choć nie będzie łatwo. Mam w rzepce cztery kanały, przez które przewleczono nici i przyklejono mięsień, bo oderwał się od rzepki. Do tego są dwie tytanowe kotwiczki. Nogę mam trochę jak Terminator. Lekarz powiedział, że ta konstrukcja nie ma prawa puścić.

W ciągu czterech tygodni schudłem aż 9 kg. Uda, zwłaszcza to operowane, praktycznie pozbawione są mięśni. Dla organizmu to szok. Ostatnio założyłem koszulkę z Lube Banca Macerata [poprzedni klub Świderskiego], która była na mnie zawsze obcisła. Teraz jest luźna. Masa mięśniowa szybko ucieka. Dlatego wykonuję drobne ćwiczenia, by organizm nie stał się zupełnie wątły.

Patrząc na złoty skład Mostostalu Kędzierzyn-Koźle - Marcin Prus, Paweł Papke, Rafał Musielak, Sebastian Świderski - wszystkich dotknęły kontuzje, które zakończyły kariery. We Włoszech grają 35-36-letni zawodnicy, a u nas to już emeryci.

- W Polsce przez lata obowiązywała radziecka szkoła treningu. Siła, siła i jeszcze raz siła. Zresztą wystarczy popatrzeć na skład Rosji - tam właściwie starszych zawodników nie ma. Są kolejni młodzi zdolni.

Polska nie jest jednak takim zagłębiem talentów jak Rosja.

- Dlatego czas na refleksję. My wchodziliśmy do reprezentacji całą grupą jako młodzi zawodnicy. Weszliśmy do seniorów, moim zdaniem trochę za szybko, chociaż wówczas siatkarze nie byli tak obciążeni jak teraz. Kłopot polega na tym, że bierze się teraz młodych siatkarzy i eksploatuje ponad miarę. Najlepiej od razu też do reprezentacji. Nikt nie patrzy na to, że ten młody organizm nie jest przystosowany do takich obciążeń. Wytrzyma 2-3 lata i zaczną się kontuzje. Takich siatkarzy powinno się wprowadzać powoli, a u nas od razu muszą dać z siebie 100, a najlepiej 110 proc.

Prezes wymaga, sponsor płaci, a siatkarze w PlusLidze zarabiają bardzo dobrze.

- Zgoda. Tylko że to droga donikąd. Chłopcy zapłacą za to zdrowiem.

Ale jeśli teraz nie zarobią, to kiedy?

- W każdym sporcie musisz zarobić na emeryturę. Za moich czasów, gdy mecze były tylko w weekend, a w środy ewentualnie puchary, był czas, by skończyć jakieś studia. By zabezpieczyć się na wypadek kontuzji i zakończenia kariery. Teraz, gdy mecze są w środę, sobotę, chłopcy nie mają szans, by się uczyć. Tym bardziej powinno się o nich dbać. A my zwyczajnie nie potrafimy szkolić młodzieży.

Mocne słowa.

- Od kilku lat nasze zespoły juniorskie nie odniosły żadnego sukcesu; nie mówię już o arenie światowej, ale nawet europejskiej. Wielkiego wysypu młodych zdolnych chłopaków do ligi także nie ma. Polska nie ma wcale tak dużej grupy zawodników, jakby się mogło wydawać. Mówię tu o tych, którzy prezentują lub mają szansę doskoczyć do poziomu reprezentacji. Mówimy to w kontekście kadry, która ma się bić o medale. Dlatego tych chłopaków, których mamy, trzeba szanować. A nas, zawodników, się nie słucha.

Zarabiacie bardzo duże pieniądze.

- Wiem, że działacze mówią, że to starym zawodnikom coś się nie podoba. Młodzi się nie odezwą. Mówię to z troski o to, co będzie dalej.

Liga obecnie jest na topie, są sponsorzy, telewizja, kibice. Za chwilę jednak może się to skończyć. Trzeba budować solidne podwaliny na cięższe czasy. A na razie z niektórymi klubami jest jak z mercedesem: z zewnątrz - superfura, a w środku - syf, klimatyzacja nie działa, poduszki powietrzne także. Nasze kluby idą do przodu, ale za wolno. Nie mają odpowiedniego zaplecza treningowego, medyczno-rehabilitacyjnego. Zresztą ostatnio w halach, w których graliśmy, było 12-15 stopni C. Jak w takiej temperaturze rozgrzany chwilę postoisz, za chwilę po kolejnym wyskoku masz mikrouraz. Powoli kluby zaczęły inwestować w lekarzy, masażystów czy dietetyków, ale do Włoch nam jeszcze daleko. Zawodnik, który gra co trzy dni, w międzyczasie lata samolotami, pokonuje tysiące kilometrów, czasami nie przesypia nocy, musi być pod stałą opieką lekarzy i specjalistów. A u nas specjalistów dopiero się szuka, jak coś się stanie. Klub już wcześniej powinien nawiązać kontakty z ortopedami, chirurgami, dietetykami. We Włoszech są specjaliści od nastawiania kręgosłupa, a u nas przez lata było tak, że jak zawodnika boli, to ma boleć, bo zawsze coś boli.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.