Siatkówka. Znamy półfinalistów Pucharu Polski, sensacja w Rzeszowie

W środę poznaliśmy półfinalistów Pucharu Polski siatkarzy. Są nimi Jastrzębski Węgiel, PGE Skra Bełchatów, ZAKSA Kędzierzyn-Koźle oraz Lotos Trefl Gdańsk, który w hitowym pojedynku pokonał Asseco Resovię Rzeszów. W weekend drużyny spotkają się we Wrocławiu, gdzie rozegrany zostanie turniej finałowy.

Asseco Resovia Rzeszów - Lotos Trefl Gdańsk 2:3 (21:25, 25:18, 22:25, 25:15, 10:15)

Mianem sensacji ćwierćfinałów Pucharu Polski można nazwać zwycięstwo Lotosu Trefla Gdańsk nad Asseco Resovią Rzeszów. Mimo dobrej passy zespołu z Północy w ostatnim czasie to podopieczni Andrzeja Kowala stawiani byli w roli faworytów. Po pierwszej partii, pewnie wygranej przez zespół Andrei Anastasiego, gospodarze wzięli się za odrabianie strat i w kolejnej przez większość czasu utrzymywali prowadzenie (21:17), które dowieźli do końca. Trefl nie zamierzał poddać się łatwo - w trzeciej odsłonie meczu konsekwentnie budował swoją przewagę (10:8, 22:19, 23:20). Resovia wyraźnie zwyciężyła w czwartym secie, by już na początku tie-breaka zgubić swój rytm (1:3) i nie odnaleźć go do końca zmagań (3:7, 10:15). W bezpośrednim pojedynku atakujących różnice pomiędzy Schulzem a Gavinem Schmittem były niewielkie, choć Polak zdobył więcej punktów (26 do 23) i trzykrotnie zablokował rywali. Mimo tego, że wicemistrzowie Polski błędami serwisowymi oddali rywalom prawie cały set (popełnili ich 21), to przy słabszej dyspozycji gdańszczan w defensywie (19 pomyłek w przyjęciu i tylko 35 procent dokładności akcji w wykonaniu Piotra Gacka), nie odegrało to decydującej roli. Jednym z najważniejszych aspektów okazał się więc blok. W nim 14 do 7 wygrali goście, pozbawiając Resovię marzeń o przełamaniu wieloletniej siatkarskiej "klątwy" Pucharu Polski.

Jastrzębski Węgiel - Cerrad Czarni Radom 3:0 (25:20, 25:21, 25:21)

Jeśli przed startem ćwierćfinałów myślało się o parze, w której można było się doszukać największego prawdopodobieństwa niespodzianki, to wielu wskazywało mecz Jastrzębskiego Węgla z Cerradem Czarnymi Radom. Okazało się jednak, że pojedynek ten był najbardziej jednostronny - zespół ze Śląska postawił przede wszystkim na konsekwencję i spokój, które okazały się wystarczającymi argumentami na niepewnie grających podopiecznych Roberta Prygla. W każdym z setów inny czynnik odgrywał rolę decydującą o końcowym wyniku. W pierwszym, mimo słabszego przyjęcia, Salvador Hildago Oliva i Maciej Muzaj kończyli 80 procent zagrań, co dało ich drużynie sporą przewagę ofensywną (68 do 55 procent). Kolejny to spadek skuteczności defensywy radomian i pewniejszy środek jastrzębian, który przejął ciężar zdobywania punktów ze skrzydeł. W ostatniej partii proporcje nieco się odwróciły - to Czarni byli efektywniejsi w podstawowych elementach (46 procent w ataku i 55 w przyjęciu oraz 4 bloki przy ich braku po stronie rywali), ale nie potrafili odpowiednio wykorzystać swojej przewagi, finalnie przegrywając błędami własnymi (popełnili ich 15 przy 9 gospodarzy).

PGE Skra Bełchatów - Espadon Szczecin 3:2 (25:19, 16:25, 25:19, 22:25, 15:12)

Bliscy sprawienia niespodzianki byli siatkarze prowadzeni przez Michała Mieszka Gogola. Beniaminek ligi bez kompleksów podszedł do zmagań z obrońcami Pucharu Polski i mimo porażki w pierwszej partii nie stracił wiary w możliwość pokonania wyżej notowanych rywali. Choć w czwartym secie przegrywał 9:11, to chwilę później szczelniejsza obrona szczecinian i mniej dokładne rozegranie bełchatowian pozwoliły Espadonowi na objęcie prowadzenia (20:18), które finalnie wystarczyło do doprowadzenia do tie-breaka. W nim zespół gospodarzy od początku kontrolował wynik (5:2, 9:6) i po długim pojedynku mógł cieszyć się z przedłużenia szans na obronę tytułu. Czynnikiem, który zrobił największą różnicę pomiędzy rywalami był blok - siatkarze Skry 14 razy zatrzymali oponentów na siatce, podczas gdy Espadon zrobił to tylko 3 razy. W zastępstwie Mariusza Wlazłego (który na boisku pojawił się tylko w piątej partii) grał Bartosz Kurek i zdobył 19 punktów. Najbardziej wyróżniającą się postacią był jednak Srećko Lisinac - środkowy punktował trzynastokrotnie, atakując z 83 procentami skuteczności. Po drugiej stronie siatki dobrze spisał się natomiast powracający po urazie Bartłomiej Kluth (20 punktów).

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Effector Kielce 3:0 (25:22, 25:22, 25:18)

Choć mogłaby się wydawać, że ZAKSA raczej nie powinna mieć problemów z pokonaniem 12. w tabeli Effectora Kielce, to wcale tak nie było. Mimo że ostateczny wynik to 3:0 dla mistrzów Polski, to do połowy wszystkich setów trudno było wskazać faworyta do wygranej. Już pierwsza partia pokazała, że liderzy PlusLigi muszą się liczyć z rywalami - zespół prowadzony przez Adama Swaczynę deptał drużynie trenera De Giorgiego po piętach (16:15, 19:17) i w pewnym momencie doprowadził do remisu 22:22. W końcówce Sam Deroo i Rafał Buszek wzięli jednak sprawy w swoje ręce i doprowadzili ZAKSĘ do zwycięstwa. Okazało się, że większe kłopoty czekają gospodarzy po trzyminutowej przerwie. Kielczanie mocno otworzyli partię (7:4) i starali się nie dać rywalom dojść do głosu, co przez dłuższy czas im się udawało (12:8, 15:10, 17:15). Miejscowi postawili jednak na agresywniejszą zagrywkę oraz rozegranie do Dominika Witczaka i również ten set zapisali na swoim koncie. Podrygi lepszej gry Effectora w trzeciej odsłonie meczu zostały szybko zniwelowane i kędzierzynianie zakończyli pojedynek przy stanie 25:18. Warto dodać, że dobre zawody mają na swoim koncie Buszek i Bieniek, którzy zdobyli 15 i 10 punktów, a w ofensywie osiągnęli pułap 74 i 73 procent skuteczności.

Zobacz wideo

Bartosz Kurek spotyka się z koleżanką po fachu! [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.