Po awansie Skry i AZS - polska liga staje się potęgą

Najbardziej oziębli kibice musieli doznać zawrotu głowy. Polskie kluby nokautowały w środę tylko potentatów. Jednego wieczoru. Zupełnie jakby chciały uwiecznić tę datę na zawsze i oznaczyć historyczny początek skoku na europejski szczyt.

Blog Steca: Siatkarski zawrót głowy

To były albo sensacje, albo niespodzianki. AZS Częstochowa wyeliminował Piacenzę, Skra Bełchatów - Dynamo Moskwa. Teraz obie drużyny zagrają w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Jastrzębski Węgiel wyeliminował Sisley Treviso. I awansował do turnieju finałowego mniej prestiżowego Challenge Cup.

Inny nadzwyczaj budujący twardy fakt: siatkarze z Częstochowy wygrywają w Lidze Mistrzów częściej (ponad połowę meczów) niż w lidze polskiej (mniej niż połowę meczów). W kraju nieznacznie wyrastają ponad pułapy grożące degradacją, w Europie stłukli właśnie 3:0 rywala, który w poprzedniej edycji najbardziej prestiżowych rozgrywek na kontynencie dotarł do ścisłego finału. Przedstawiciele włoskiej Serie A tak wcześnie - mamy dopiero 1/8 finału! - nie odpadają prawie nigdy, tymczasem rozbiła ich grupa wręcz chłopięca, zestawiona z młodziutkich graczy kierowanych przez młodego trenera Radosława Panasa, powszechnie podejrzewana o to, że nie przetrwa nawet rundy grupowej.

Jej sensacyjny wzlot - a także zwycięstwo Jastrzębia - bardziej uprawniają do śmiałego ogłaszania tezy, że polska liga staje się potęgą, niż wygrana Skry z Dynamem. Bełchatowianie zebrali najznakomitszych polskich siatkarzy i zwabili okazałymi pensjami renomowanych obcokrajowców (mój ulubiony ligowiec Antiga, chimeryczny na razie Falasca), więc im grać nijako zwyczajnie nie wypada - tak jak naszej reprezentacji kraju z żadnego turnieju nie wypada odpadać przed ćwierćfinałami. Jeśli jednak średniacy ligi polskiej rozjeżdżają na marmoladę średniaków nadzianej Serie A (bazuję na aktualnych tabelach), zaczyna się robić wystawnie. Zwróćmy uwagę na detale: trenerzy Częstochowy i Jastrzębia nie wypuścili w podstawowych składach uznanych, zdolnych obwiesić się kilogramami medali graczy, trenerzy Piacenzy i Treviso przeciwstawili im albo wielkie gwiazdy, albo - w najgorszym razie - ludzi z olimpijską przeszłością (Ricardo, Gustavo, Fei, Cisolla, Papi, Meoni, Zlatanov, Marshall, Bjelica, Pampel etc). Dzieciaki ruszyły na egzaminy wstępne, by bezczelnie zagiąć profesorów.

Co nie oznacza, że osiągi Skry wolno bagatelizować. Choć największe szanse na zdobycie trofeum wypracowało sobie Jastrzębie (w Challenge Cup nie trafi już na potentata), to na sukces bezdyskusyjnie imponujący stać prawdopodobnie jedynie mistrzów Polski. Tylko oni sprawiają wrażenie wystarczająco wyposażonych, by nie musieć nigdy liczyć na kryzys przeciwnika, niezależnie od jego klasy. I rywalizują w Lidze Mistrzów.

Zwycięski dwumecz z Dynamem ma jeszcze inny wymiar. O ile postępy młodzieży z Częstochowy pozwalają spokojniej myśleć o pojutrzu reprezentacji, o tyle dzięki popisom siatkarzy Skry łatwiej nie martwić się o jutro.

Po pierwsze, przyczyniają się bełchatowianie do utrwalenia kompleksu Polski (ależ to ładnie brzmi!) u nadwrażliwych na niepowodzenia rosyjskich kadrowiczów, którzy ostatnio ponosili porażki z naszą drużyną - sterowaną jeszcze przez Raula Lozano - na najważniejszych imprezach (mundial oraz igrzyska). Po drugie, wzmacniają reputację nowego selekcjonera Daniela Castellaniego - nie wszyscy kibice mu ufają, a on właśnie pokonał nowego selekcjonera sąsiadów ze wschodu Daniele Bagnolego. To był niezwykle prestiżowy pojedynek. Po trzecie, ów pojedynek rozstrzygnął w obiecującym stylu, wygrywając wyrafinowane taktyczne pochody. Dwukrotnie bezbłędnie reagował na bardzo nieudany początek meczu, w obu przekonał, że umie wpoić drużynie dryg do skutecznej, nieustępliwej, frustrującej dla przeciwników obrony, czyli zadbać o atut, który kadrze dał Lozano.

Nasi siatkarze rozbijają się po całej Europie, w ćwierćfinale LM zobaczymy także Świderskiego (Macerata) oraz Winiarskiego i Żygadłę (Trento). Kibice zawrotu głowy nie unikną, Castellani i jego banda muszą się jeszcze naskakać, by zasłużyć na błogie odurzenie. Właśnie doścignęli reprezentację Polski, która zazwyczaj kończy zmagania tuż przed podium. I wywołuje ból głowy.

Teraz poćwierćfinałowy ból głowy grozi nam - w najgorszym razie - w potrójnej dawce. Niełatwo o mocniejszy dowód, że w naszej PlusLidze dzieje się dobrze. I o lepszy powód, by na myśl o pobliskich halach truchlała cała europejska elita. Powtórzę, dla lepszego zapamiętania, jeszcze raz: w tym sezonie smarkacze z Częstochowy wygrywają w Lidze Mistrzów częściej niż w lidze polskiej.

Dwie polskie drużyny w ćwierćfinale siatkarskiej LM!

Typuj wyniki meczów na blogu Przemysława Iwańczyka

Copyright © Agora SA