Ola Jagieło: 40-50% skuteczności w przyjęciu to błahostka!

Tydzień temu siatkarki Muszynianki przyjechały do Warszawy na zaproszenie sponsora. Siedem z nich, w tym trzy aktualne brązowe medalistki mistrzostw Europy, najpierw złożyło wizytę na oddziale onkologii Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie, a potem.... zapowiedziało, że chcą zrobić więcej!

Izabela Żebrowska, Marta Solipiwko, Agnieszka Śrutowska, Sylwia Pycia (Mistrzyni Europy 2005r.) oraz "świeżo upieczone" brązowe medalistki Mistrzostw Europy: Anna Woźniakowska, Aleksandra Jagieło (Mistrzyni Europy 2003 i 2005) i Izabela Bełcik (Mistrzyni Europy 2003 i 2005) przez około dwie godziny rozdawały autografy i słodycze, pozowały do wspólnych fotografii z dzieciakami oraz grały z nimi w piłkę.

Siatkarki dostały też od jednego z podopiecznych fundacji Herosi, zagorzałego kibica siatkarskiego i wielkiego fana Izy Bełcik, własnoręcznie wykonane przez niego grafiki. Było dużo śmiechu, ale też i wzruszeń.

Reprezentacja.net: W czasie krótkiego pobytu w Warszawie znalazłyście czas na to, żeby pójść do szpitala z Fundacją Herosi.

Aleksandra Jagieło: W zeszłym roku brałyśmy udział w akcji "pisanki", więc gdy zadzwoniła do mnie Aneta już wiedziałam, czym zajmuje się fundacja i jaki to szpital. Powiedziałam dziewczynom, że jest propozycja, żeby pójść do szpitala. One stwierdziły, że bardzo chętnie. Poszłyśmy, myślę, że każdy w naszym przypadku zrobiłby podobnie.

Pierwszy raz brałaś udział w takiej wizycie? Jak to przeżyłaś?

- Tak, była to moja pierwsza wizyta. Wiem, że Marta Solipiwko już kiedyś była, opowiadała mi o tym. Zastanawiałam się w ogóle, czy mogę tam pójść, bo byłam troszkę przeziębiona i nie chciałam w związku z tym sprawiać jakichś kłopotów. Okazało się, że do szpitala mogłam wejść, a jedynie nie wchodziłam do sal dzieci, które były po operacji. Przed szpitalem Aneta przedstawiła nam całą sytuację.

Wiadomo, że przychodząc do szpitala, gdzie dzieci walczą o swoje życie, jest ciężko. W pewnym momencie, gdy widziałam dwóch chłopczyków, którzy byli jednymi z najmłodszych, to przyznam szczerze, że zakręciły mi się łzy w oczach. Chyba czasami trzeba się wybrać do takiego szpitala, by zobaczyć i docenić to, co się ma w życiu, a także, by doświadczyć, jak ci ludzie potrafią walczyć o swoje zdrowie i cieszyć się z każdej chwili.

Jak Twoje koleżanki odebrały ten wypad?

- Po wyjściu ze szpitala śmiałyśmy się z dziewczynami, że my martwimy się takimi błahostkami jak to, że mamy 40 czy 50% skuteczności w przyjęciu, a jest tylu ludzi wokoło, którzy mają znacznie większe problemy. Oni jednak potrafią z tym walczyć i cieszyć się każdą chwilą i każdym momentem w życiu.

Postanowiłyście wesprzeć finansowo fundację i współfinansować potrzebny sprzęt. To nie jest codzienny przypadek. Kto wpadł na ten pomysł?

- Tak naprawdę nie chciałabym za bardzo o tym mówić. Tak się złożyło, że po wyjściu ze szpitala rozmawiałyśmy między sobą i cztery czy pięć dziewczyn wpadło jednocześnie na ten pomysł. W zeszłym roku z akcji pisanek i licytacji koszulek został zakupiony sprzęt medyczny.

Doszłyśmy do wniosku, że warto wesprzeć tę inicjatywę. Aneta uświadomiła nas, że aktualnie trwa zbiórka na kardiomonitor, który kontroluje cały przebieg procesów życiowych. To był nasz odruch. Jeżeli możemy pomóc i mamy ku temu możliwości, to czynimy to bardzo chętnie.

Pójdziecie jeszcze kiedyś do szpitala?

- Myślę, że tak. Było mi bardzo ciężko szczególnie patrząc na salę, gdzie leżały najmłodsze dzieci, które miały po rok czy dwa. Aż serce się krajało patrząc na nich i ich rodziców. Myślę, że jeżeli przynajmniej przez pięć minut można im pomóc i sprawić im trochę radości, pozwolić im na oderwanie się od tego, co mają na co dzień, to warto. Jeżeli komuś sprawia radość, że przez chwilę może z nami porozmawiać, poodbijać piłkę czy fakt, że dostanie od nas autograf, to wydaje mi się, że nie można mu tego odmówić.

Więcej o wizycie siatkarek w szpitalu - czytaj na Reprezentacja.net ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.