Siatkarze po dwóch porażkach: Brazylia dla Polski wciąż nietykalna

Na jednego seta wystarczyło umiejętności młodym siatkarzom Daniela Castellaniego w meczach z Brazylią. W następnych sześciu nie stawili już niemal oporu faworytom. Teraz lecą do Wenezueli

Druga sobotnia partia dobiegała końca, gdy Bartosz Kurek wybił się do bloku, po czym wylądował tak nieszczęśliwie, że skręcił staw skokowy. Koledzy znieśli go z boiska, po czym przegrali 14 z 17 następnych akcji. I już po ostatnią piłkę głównie przyglądali się, jak Brazylijczycy się rozpędzają, zwiększają przewagę, dowodzą swej bezdyskusyjnej wyższości.

Pech Kurka wcale nie był przełomem - on, podobnie jak inny skrzydłowy podstawowej szóstki Jakub Jarosz, tylko zaczął dobrze, by z upływem czasu konsekwentnie tracić skuteczność w ataku. Polacy mogli zaimponować pierwszym setem, bo wbrew obawom widok mistrzów świata ich nie onieśmielił. Ruszyli na gospodarzy z wigorem i entuzjazmem, bez strachu, o skrępowaniu żółtodziobów wielką siatkówką nie było mowy. Na każdą przerwę schodzili, prowadząc, wytrzymali nerwową końcówkę, wygrali seta. Zrobiło się sensacyjnie.

Niestety, to faworyci rozpoczęli słabo. Popełniali sporo prostych błędów i chyba nie do końca rozwikłali sposób gry Polaków. W następnych partiach ich blok przesuwał się już tam, skąd zbijali siatkarze Daniela Castellaniego, którzy czasem próbowali go minąć wręcz trzy-cztery razy w jednej akcji, a piłka wciąż wracała na ich stronę. Brazylijczycy zdobyli blokiem dwa razy więcej punktów, ale i ta statystyka nie mówi wszystkiego - często bowiem tylko podbijali piłkę, utrzymując ją w grze, lub zniechęcali Polaków, zmuszając ich do lękliwego ataku w aut.

Dobrą zmianę dał bezkompromisowy rezerwowy atakujący Marcel Gromadowski, ale i on losów meczów odmienić nie był w stanie. Jego koledzy przeciętnie odbierali serwis (wyjąwszy Michała Bąkiewicza), czego nie potrafili nadrobić obaj rozgrywający - ani debiutant w reprezentacji Grzegorz Łomacz, ani olimpijczyk Paweł Woicki. Brazylijczycy w każdym zwycięskim secie błyskawicznie wypracowywali miażdżącą przewagę i już jej nie oddawali. Jak podbudowująco wyglądał początek Polaków, tak zniechęcała reszta meczu. Wybrańcy Castellaniego nie umieli nawet przez chwilę przycisnąć rywali, by dać im poczuć się mniej swobodnie. Skończyło się na 1:3.

W niedzielę argentyński selekcjoner wymienił połowę drużyny. Kontuzjowanego Kurka (zdaniem lekarzy wyleczy się za pięć-siedem dni) zastąpił Zbigniew Bartman, poza tym na awans zasłużyli Gromadowski i Woicki. Efekty były mizerne. Dwaj ostatni współpracowali ze sobą tyleż chętnie, co nieskutecznie. Tym razem gospodarze panowali na parkiecie od inauguracyjnej akcji. Panowali absolutnie, pod każdym względem, tylko przez krótki fragment drugiego seta pozwolili się łudzić, że odmłodzoną polską kadrę stać na to, by napsocić w brazylijskiej hali. Brzydki mecz, porażka w brzydkim stylu, trwa brzydka passa - nasza kadra nie pokonała "Canarinhos" od 2002 roku.

Jeden cel został osiągnięty - zawodnicy dopiero przymierzani do reprezentacji pobrali nauki w meczach o stawkę i z arcymocnym przeciwnikiem. Przy okazji dali nam do zrozumienia, że brakuje im jeszcze dojrzałości i stabilności w grze, żeby choć podmęczyć drużynę klasy Brazylii. Nie znalazł się wśród nich ani jeden siatkarz, który zdołałby utrzymać równą, wysoką formę na dystansie kilku setów. Nawet doświadczony Bąkiewicz mimo niezłego przyjęcia jak zwykle nie domagał w ataku. Trener Castellani manipulował składem, ale na przebieg meczu jego decyzje nie wpływały.

Teraz jego ludzie przenoszą się do Caracas. Po spotkaniach z Wenezuelą dostaniemy wstępną odpowiedź na pytanie, czy Polaków będzie stać na przynajmniej drugie miejsce w grupie. W normalnym składzie - z Winiarskim, Wlazłym, Zagumnym etc. - byliby zdecydowanymi faworytami, w obecnych okolicznościach ich postawa jest kompletną niewiadomą.

A sensacje w LŚ są możliwe. Włochy palą się ze wstydu - skomentowała "La Gazzetta dello Sport" klęskę swoich siatkarzy z Chinami 0:3. Wszystko w tonie bliskim lamentu, bo rozpaczliwie wyczekujący powrotu do ścisłej światowej czołówki "Azzuri" dzień wcześniej wygrali do zera, poza tym oni nie mogą wymówić się odmładzaniem składu. Przeciwnie, choć również dają odpocząć kilku gwiazdom, to nawet wśród rezerwowych przeważają 30-latkowie lub prawie 30-latkowie. Jeśli my się martwimy, to co mają powiedzieć Włosi? U Polaków status quo, czyli siedem lat porażek z wielką Brazylią, u nich katastrofa - z anonimowymi Chińczykami przegrali po siedmiu latach zwycięstw.

Brazylia - Polska 3:1 (23:25, 25:18, 25:20, 25:19)

Polska: Łomacz, Bąkiewicz, Możdżonek, Jarosz, Kurek, Nowakowski, Ignaczak (libero) oraz Bartman, Ruciak, Gromadowski, Grzyb, Woicki.

Brazylia - Polska 3:0 (25:20, 25:20, 25:15)

Polska: Woicki, Bąkiewicz, Możdżonek, Gromadowski, Bartman, Nowakowski, Ignaczak (libero) oraz Grzyb, Łomacz, Jarosz.

Bartman: Psycholog w reprezentacji? Trudno powiedzieć - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.