Mecze z mistrzami świata w sobotę i niedzielę, tydzień później Polska gra z Wenezuelą. Potem rewanże w kraju, a także mecze z Finlandią. Do turnieju finałowego w Belgradzie (22-26 lipca) awansują zwycięzcy czterech grup oraz jeden z wiceliderów, któremu światowa federacja przyzna dziką kartę. Ostatnim uczestnikiem będą gospodarze - Serbowie.
Polacy w cieszących się u nas niesłychaną popularnością rozgrywkach po raz pierwszy wystawiają drużynę bardzo młodą, można powiedzieć - głęboko rezerwową. Nowy trener nie powołał do szerokiej kadry wielu gwiazd, z Winiarskim, Wlazłym i Plińskim na czele, do Brazylii nie zabiera też powołanego Zagumnego. Leci za to trzech absolutnych debiutantów - Grzegorz Łomacz, Jakub Jarosz i Marcel Gromadowski - oraz kilku graczy o śladowym reprezentacyjnym doświadczeniu.
Daniel Castellani: Lepiej. Okazało się, że zawodnicy potrafią więcej, niż przypuszczałem, więc mogłem z pewnych rzeczy zrezygnować. I zaszliśmy trochę dalej, niż przewidywał plan. Na zgrupowaniu zobaczyłem ludzi z predyspozycjami do ciężkiej pracy, więc stworzyliśmy klimat, który tej pracy służy i bardzo mi się podoba. Wydaje mi się też, że powolutku zaczynamy wprowadzać na boisko idee przygotowane przeze mnie dla drużyny. Mam na myśli całą filozofię gry, jej aspekty taktyczne, techniczne i mentalne.
- To ludzie bardzo ambitni. Świadomi, przed jak wielką szansą stanęli, zdeterminowani, by ją wykorzystać. I, mam wrażenie, sięgają granic swoich możliwości - pracują na maksa, zawsze dają z siebie 100 procent.
- Jak dotąd nie. Mogę powiedzieć, że np. Paweł Woicki haruje niesamowicie i nigdy się nie męczy, ale generalnie średnia pod tym względem jest w drużynie bardzo wysoka.
- Może mieć pan rację, choć różnice w drużynie są tak minimalne, że wszystko się może szybko zmienić. Np. Woicki przystosowuje się do systemu gry, który preferuję, i wiem, że szybko mu się to uda. Marcel Gromadowski odstaje trochę od reszty, ale to zrozumiałe - znacznie wcześniej skończył sezon klubowy [w drugiej lidze włoskiej] i przez cztery tygodnie nic nie robił. Wszystko to są drobiazgi, one zaraz znikną. Dlatego zamiast mówić, że mam podstawową szóstkę, powiem: przed nami sporo meczów, będą grali wszyscy, choć oczywiście najwięcej ci zdolni utrzymać stale wysoką formę. Na mecz z Egiptem [wygrany 3:1] wystawiłem będących w najlepszej dyspozycji w tamtym momencie i oni pewnie będą najlepsi na początek LŚ.
- Powtórzę: różnice między zawodnikami są minimalne. Woicki rzeczywiście wygrywa doświadczeniem, ale patrzę też na to, kto jak adaptuje się do mojego pomysłu na grę. I choć adaptują się obaj, choć obaj mają niezbędne umiejętności, to Łomaczowi idzie chyba troszeczkę szybciej. Obserwuję jego ewolucję, widzę, że wypadł świetnie w ligowym play-off, a także w tureckim turnieju kończącym Challenge Cup [Jastrzębski Węgiel mógł zdobyć puchar, przegrał dopiero w finale z gospodarzami Arkasem Izmir]. To dojrzały i gotowy do gry na wysokim poziomie siatkarz.
- Bolał go bark, na szczęście rezonans magnetyczny nie wykazał niczego poważnego. Stan zapalny zdarza się przy ciężkich treningach, za dwa-trzy dni minie.
- Jestem pewien, że stać nas na naprawdę dobry występ. Oczywiście będziemy potrzebować trochę czasu, by do pewnych nowości przywyknąć. W pierwszym towarzyskim meczu we Włoszech [przegranym 0:3] byliśmy zdenerwowani, w rewanżu [wygranym 3:1] wypadliśmy już znacznie lepiej. Inauguracyjny sparing przed polskimi kibicami też rozpoczęliśmy w Miliczu spięci, by ostatecznie wygrać. Czyli uczymy się szybko, choć nie ma co ukrywać, że LŚ to zupełnie inny pułap, dla niektórych kompletna nowość, czas na adaptację jest niezbędny.
- Widziałem jej pięć meczów, zawodnikom je dopiero pokażę. Brazylia wystawi siatkarzy niezbyt popularnych w świecie, ale ja ich wszystkim znam - grają albo od pięciu lat w podstawowych szóstkach w lidze brazylijskiej, albo w lidze włoskiej, niektórzy mają za sobą doświadczenia olimpijskie. Nie są gwiazdami, ale są świetni, nie można ich nazwać siatkarzami bez doświadczenia.
- Celujemy w zwycięstwo w każdym meczu, chciałbym jednak przede wszystkim zobaczyć, że rozwijamy i poprawiamy system gry, nad którym pracujemy. Wiem, wszyscy patrzą na zwycięstwa, ale zwycięstwa są na końcu drogi. Ja najpierw będę patrzył, jak pokonujemy tę drogę. Nie chcę, byśmy natychmiast popadli w obsesję słowa "wygrać". Całą energię wkładamy w wyrażenie siebie - naszego stylu, naszej mentalności.
- Bez przesady, całkiem w cień wyników odsuwać nie wolno. Spróbujemy wygrać, powiedzmy, połowę meczów.
- My też chcemy. Ale powtórzę: zawsze kiedy rozmawiam z chłopakami, mówię im tylko, byśmy rozwijali się jako drużyna. To jest cel. Jeśli go osiągniemy, będziemy też wygrywać.
- Po pierwsze, wszyscy gramy dla Polski. Nie dla Castellaniego, nie dla siebie, nie dla prezesa, tylko dla kraju. Drużyna jest ponad wszystkim. Każdy musi dać coś od siebie, by wykreować klimat solidarności. To słowo znacie i rozumiecie dobrze, prawda? [Trener powtórzył je jeszcze raz - już po polsku]. Po drugie, chcę agresywności. Wszędzie. Nieważne, czy gramy we Włoszech, czy w Łodzi, czy w Bangkoku, czy z Brazylią, czy z Wyspami Dziewiczymi. Zawsze myślimy tylko o swoich zadaniach, zawsze utrzymujemy stały poziom agresji i twardości. Nigdy nie tracimy swojej tożsamości. Po trzecie, chcę trzymania się systemu. Nie będę teraz tłumaczył detali, to złożona sprawa, ale generalnie chodzi o to, byśmy nie wychodzili poza nasz styl i plan. Po czwarte, każdy zdaje sobie sprawę, że nadejdzie moment, kiedy to on stanie się najważniejszym, decydującym o wyniku człowiekiem na boisku.
Polki przegrały w pierwszym meczu w Montreux 0:3 z Chinkami ?