Częstochowa rewelacją w lidze siatkarzy

Częstochowski Wkręt-Met z budżetem o 30-50 procent mniejszym od klubów z Bełchatowa, Jastrzębia czy Olsztyna rządzi w tym sezonie w siatkarskich halach. Czy to powrót do sukcesów z lat 90., gdy AZS zdobył sześć tytułów mistrzowskich?

Po dwóch nieudanych sezonach, gdy pod szyldem Wkręt-Metu siatkarze zajmowali miejsce poza podium, poirytowani właściciele chcieli rewolucji. Tyle że na chęciach się skończyło. W klubie zostali niemal wszyscy gracze, w tym Amerykanie, których miano się pozbyć w pierwszej kolejności. Analiza rynku pokazała po prostu, że zatrudnienie podobnej klasy zawodników (nie mówiąc o lepszych) przekracza finansowe możliwości spółki. Zawodnikom pozostało wypełnić kontrakty, choć niektórzy (Gierczyński, Billings) nie ukrywali, że chętnie zmieniliby środowisko, nieźle przy tym zarabiając. Rozgrywający Paweł Woicki - dziś gwiazda - był zdesperowany do tego stopnia, że poważnie zainteresował się ofertą Jadaru Radom.

Niczym skończyło się także poszukiwanie trenera z nazwiskiem, który posprzątałby bałagan po holenderskim trenerze Harrym Brookingu. Szansę dostał młody Radosław Panas, którego wsparł jako dyrektor klubu Ryszard Bosek.

Zbudowany nieco przypadkowo zespół zostawiono w spokoju, nie było wielkich oczekiwań ani deklaracji. Trener Panas potrafił znaleźć wspólny język z zawodnikami, a ci szybko przekonali się, że nowy szkoleniowiec wie, co robi.

Przełomowym momentem było wyeliminowanie w grudniu ub. roku z europejskich pucharów naszpikowanej gwiazdami Iskry Odincowo. Od tamtej pory gracze Wkręt-Metu często powtarzali: - Skoro ograliśmy Iskrę, to czemu mamy nie pokonać Jastrzębi?

A że są doskonale przygotowani fizycznie, to wygrywają. Znaczenie mogło mieć i to, że niemal wszystkim graczom - poza Piotrem Nowakowskim i Andrzejem Stelmachem - kończą się kontrakty. Grali więc o swoją finansową przyszłość. A ostatnio mogli tylko pozazdrościć zarobków kolegom z czołowych klubów.

Zdobycie Pucharu Polski i awans do finału rozgrywek PLS to wyniki, jakich w Częstochowie - kiedyś przyzwyczajonej do sukcesów - nie było od lat. W przyszłym sezonie AZS znów zagra w Lidze Mistrzów. Pytanie tylko, w jakim składzie? Wikę, Gierczyńskiego, Woickiego, Gacka chce mieć u siebie każdy silny klub PLS. - Wszystkich może nie udać się nam zatrzymać - przyznaje prezes AZS Konrad Pakosz. - Będą rozmowy, ale powiem tak: nie sztuką jest zdobyć Puchar Polski czy medale mistrzostw kraju, mając 10 mln zł, jak niektóre polskie kluby.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.