Anna Barańska: - Mam nadzieję, że koniec. Odczuwam jeszcze tylko delikatny ból przy pewnych ćwiczeniach, aczkolwiek z dnia na dzień jestem w coraz lepszej dyspozycji. W najbliższych dniach pewnie będę już zupełnie zdrowa.
- Nie ma się co oszukiwać. Z tego turnieju każdy chciał awansować. Nie patrzy się na to, czy zespół jest w pierwszej, drugiej czy czwartej dziesiątce rankingu. Tutaj każdy "gryzł parkiet", żeby awansować na tak ważną imprezę, jaką są mistrzostwa świata. W meczu z Francją zagrałyśmy dobrze od początku do końca. W trzecim secie popełniłyśmy trochę więcej błędów, ale szczęście nam sprzyjało i mogłyśmy się cieszyć z wygranej 3:0.
- Można powiedzieć, że "pierwsze koty za płoty". Mecz z Belgią był trochę nieudany, w drugim spotkaniu turnieju zaprezentowałyśmy się już jednak zdecydowanie lepiej. Zapewniłyśmy sobie awans i to jest najważniejsze. Teraz ciężko pracujemy i przekładamy wszystko na siłę. Nie mamy jeszcze typowych treningów pod dynamikę i szybkość. Cieszę się, że forma idzie w górę. Wierzę też, że kluczowych momentach będzie najbardziej optymalna.
- Nie ma żadnej chorej rywalizacji. Wszystkie się lubimy. Żadna rezerwowa nie ma pretensji do zawodniczki, która akurat jest na boisku. Wzajemnie się wspieramy. Kto będzie lepszy i bardziej dyspozycyjny, ten zagra.
- Jesteśmy pod wielkim wrażeniem naszych kibiców. Oni są naprawdę najlepsi na świecie i miałyśmy się okazję o tym przekonać. Cieszymy się, że mamy taką publiczność, bo to nasz siódmy zawodnik na boisku. Nie ma co ukrywać, że wspaniale nam się gra, kiedy hymn śpiewa tysiące osób, a potem w trakcie meczu towarzyszy nam głośny doping. Mam nadzieję, że w Kielcach i na mistrzostwach Europy hala będzie zapełniona do ostatniego krzesełka.
Więcej w serwisie Reprezentacja.net - czytaj tutaj ?