Siatkarskie Final Four Ligi Mistrzów. Doczekamy zwycięstwa?

Zbieramy pochwały za organizację i frekwencję, dopingu zazdroszczą nam wszyscy, ale finałowe turnieje siatkarskiej Ligi Mistrzów wygrywają Włosi i Rosjanie. Dlaczego nie polskie drużyny?

Po raz piąty turniej finałowy Ligi Mistrzów siatkarzy rozgrywany był w Polsce. To dwa razy częściej niż w Rosji i we Włoszech. Mimo to wciąż czekamy na złoto polskiej drużyny. Najbliżej była w 2012 r. PGE Skra Bełchatów, która po dramatycznym spotkaniu przegrała finał z Zenitem Kazań 2:3, nie wykorzystując meczboli. Rok temu do ostatniego meczu awansowała Asseco Resovia, ale nie zdołała nawiązać walki z mistrzem Rosji. W weekend rzeszowianie zawiedli, zajęli czwarte miejsce, będąc organizatorami imprezy.

Jak to możliwe, że kraj, w którym siatkówka jest najpopularniejsza w Europie, którego reprezentacja zalicza się do najsilniejszych na świecie, nie odnosi sukcesów w rywalizacji klubowej? Dlaczego przegrywamy z Rosją i Włochami, gdzie siatkarze mogą nam zazdrościć popularności i warunków, w jakich rozgrywane są mecze?

Najważniejszą przyczyną są pieniądze.

Polskie kluby są coraz bogatsze, coraz bardziej profesjonalne, ale wciąż ustępują europejskim potentatom. Sponsorami są w większości spółki skarbu państwa, które mają ograniczone budżety reklamowe, a poza tym pieniądze przeznaczone na sport dzielą między kilka klubów.

Co z tego, że Polska Grupa Energetyczna jest dużo potężniejsza od wytwarzającego kuchnie sponsora Civitanovy, trzeciej w Final Four, skoro pomaga nie tylko Skrze, ale także kobiecej drużynie Atomu Trefl Sopot, wykupiła nazwę Stadionu Narodowego i jest sponsorem żużlowej ekstraklasy.

Podobną strategię ma Grupa Azoty, a także prywatne Asseco Poland. - Jeśli właściciel Asseco będzie chciał, Resovia jest w stanie rywalizować z najlepszymi. Ale tylko ona z Polski - uważa jeden z działaczy PZPS.

Bo bez wielkich pieniędzy nie ma wielkich gwiazd. Kilka lat temu Nikola Grbić, słynny serbski rozgrywający, a obecnie trener, otwarcie przyznał, że mając do wyboru podobne oferty z PGE Skry i Cuneo, wybrał ten drugi zespół, bo po prostu wolał mieszkać we Włoszech. Podobnych przykładów było więcej.

- W takich sytuacjach klimat czy kuchnia też mają znaczenie - potwierdza Sebastian Świderski, prezes Zaksy Kędzierzyn-Koźle przez lata grający we Włoszech. - Poza tym najważniejsi siatkarscy menedżerowie są Włochami i mając alternatywę dla swoich zawodników, zawsze wybiorą ojczyznę - dodaje.

Włochy przestały być siatkarskim eldorado z powodu kryzysu ekonomicznego. Jednak dwa czy trzy czołowe kluby wciąż płacą tam więcej niż w Polsce. Ani Asseco Resovii, ani PGE Skry, ani Zaksy nie stać na znakomitego Osmany'ego Juantorenę, lidera Cucine Lube Civitanovy, która ograła rzeszowski zespół w spotkaniu o brązowy medal. Pogromca Resovii ma bogatego sponsora, którego stać nie tylko na ściągnięcie Juantoreny, ale też na wybudowanie za własne pieniądze hali i przeniesienie drużyny z Maceraty do Civitanovy. W Trentino, które dominowało w Europie w latach 2009-11, a teraz sprawiło wielką niespodziankę, awansując do finału, gra Mitar Djurić, jeden z najlepszych atakujących na świecie, prowadzi go znakomity i drogi fachowiec, Bułgar Radostin Stojczew.

U nas na siatkówkę przychodzi najwięcej ludzi w Europie, jednak dochody z biletów z reguły wystarczają na pokrycie kosztów organizacji meczów. Pieniądze z transmisji telewizyjnych też są niewielkie. W ubiegłym sezonie czołowe zespoły dostały po 450 tys. zł, dziesięć razy mniej niż najsłabsze w piłkarskiej ekstraklasie.

Poza zasięgiem finansowym jest w siatkówce Rosja, gdzie czołowe zespoły płacą zawodnikom dużo więcej niż w PlusLidze czy innych liczących się ligach, dzięki czemu są w stanie skusić największe siatkarskie osobistości. Widać to w tabelach - cztery ostatnie edycje Ligi Mistrzów wzięły rosyjskie zespoły. Trener Zenita Władymir Alekno się wścieka, gdy jest pytany o finanse, jednak rosyjscy dziennikarze przyznają, że w ich kraju trudno mówić o klubowych budżetach, bo jeśli potrzeba, to sponsorzy przelewają potrzebne kwoty.

Zenit, utrzymywany przez potężny Gazprom i władze republiki Tatarstanu, jako jedyny klub świata może sobie pozwolić na zatrudnianie siatkarzy tylko na Ligę Mistrzów, bo w rodzimej lidze nie mogą występować z powodu limitu dla obcokrajowców. Rok temu w takiej sytuacji był Amerykanin Matthew Anderson, a obecnie bułgarski libero Teodor Sałparow. Czterokrotny już triumfator LM jest w stanie zaoferować gwiazdom kontrakty sięgające miliona euro rocznie. Przy zarobkach piłkarzy nie robią one wrażenia, ale w siatkówce to krocie. Według nieoficjalnej informacji tyle zarabia Wilfriedo León, wybrany na najlepszego gracza krakowskiego finału, a niewiele mniej Anderson czy atakujący Maksym Michajłow.

Jacek Nawrocki, który prowadził bełchatowski zespół w finale z 2012 r., jest przekonany, że doczekamy się polskiego zwycięzcy Ligi Mistrzów. - Jeśli będziemy regularnie grać w finałach, to przyjdzie moment, że zaczniemy wygrywać. Doczekaliśmy się tego w reprezentacji, doczekamy się w klubach - uważa.

W 2007 r. niemiecki VfB Friedrichshafen był ostatnim klubem spoza Rosji i Włoch, który cieszył się zdobyciem złotego medalu. Na zwycięstwo w najważniejszym siatkarskim pucharze polscy kibice czekają już 33 lata. - Kiedyś marzyliśmy o samym awansie do Final Four, teraz gramy w nim regularnie, i to nie tylko dlatego, że go organizujemy. Myślę, że niedługo doczekamy zwycięstwa - kończy Świderski.

Nie tylko Barcelona! Najsłynniejsze przegrane sezony [ZOBACZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.