Krzysztof Ignaczak, po porażce z PGE Skrą: Gdybyśmy wygrali końcówkę drugiego seta, to byłoby 3:1 dla nas.

Asseco Resovia przegrała w środę arcyważne starcie z PGE Skrą 2:3 i do bełchatowian traci już trzy punkty w ligowej tabeli. Mistrzowie Polski w całym meczu zepsuli aż 24 zagrywki. - Zaryzykowaliśmy serwisem, ale w drugim secie błędów było za dużo. Gdybyśmy to wygrali, to byłoby 3:1 dla nas - mówił zaraz po meczu Krzysztof Ignaczak, libero Asseco Resovii.

Chcesz wiedzieć wszystko o Asseco Resovii? Wejdź na RZESZOW.SPORT.PL

To miał być mecz, który wskaże faworyta do walki w finale z Zaksą Kędzierzyn-Koźle. Asseco Resovia przed środowym starciem traciła dwa punkty do drugiej w tabeli PGE Skry. Ewentualne zwycięstwo za trzy "oczka" pozwoliłoby więc mistrzom Polski wyprzedzić bełchatowian w wyścigu o prawy gry w finale PlusLigi. Tak się jednak nie stało. Goście wygrali na Podpromiu 3:2 i swoją przewagę zwiększyli już do trzech punktów. - Skra ma teraz bardzo dobry okres gry. Widać, że ten zespół dostał skrzydeł po wygraniu Pucharu Polski. Mimo tego, mogliśmy pokonać bełchatowian. Gdybyśmy wygrali końcówkę drugiego seta, to wygralibyśmy 3:1. Ostatecznie przegraliśmy 2:3 i dalej musimy gonić Skrę - mówił zaraz po meczu Krzysztof Ignaczak, libero Asseco Resovii. Rzeczywiście, druga partia mogła i powinna paść łupem rzeszowian. Podopieczni Andrzeja Kowala prowadzili już różnicą czterech punktów (22:18), ale w końcowej fazie seta mylili się na potęgę, szczególnie w polu serwisowym. Łącznie, w drugiej odsłonie meczu mistrzowie Polski zepsuli 10 serwisów. - Podjęliśmy ryzyko. Wiadomo, że Skra przy dobrym przyjęciu gra na bardzo wysokim procencie skuteczności w ataku. Staraliśmy się więc zagrywać twardo, ale tych błędów rzeczywiście było za dużo. Może trzeba było kilka piłek przebić i dać się pomylić przeciwnikowi. Nie ma jednak co gdybać, tylko trzeba patrzeć w przyszłość. Nie udało nam się zrealizować celu, jakim były trzy punkty w meczu z Bełchatowem, dlatego swoich szans musimy szukać gdzie indziej.

Rzeszowianie muszą szybko otrząsnąć się ze środowej porażki, bo w najbliższych tygodniach czeka ich kilka niemniej wymagających pojedynków. Miejsca na kolejne porażki, nie ma z kolei wcale. - W Jastrzębiu i w Kędzierzynie musimy poszukać swoich szans. Wiadomo, że łatwo nie będzie, bo Ci drudzy to przecież liderzy tabeli. Mają ogromną przewagę, więc grają na dużym spokoju. Skra też nie będzie miała jednak łatwo. Dodatkowo czekają ich jeszcze starcia w Lidze Mistrzów. W tym czasie my będziemy mogli potrenować. Miejmy nadzieję, że to będzie naszym atutem - dodał na koniec popularny "Igła".

Niekwestionowanym liderem Asseco Resovii w starciu z PGE Skrą Bełchatów był Bartosz Kurek. Atakujący Asseco Resovii zdobył dla mistrzów Polski 38 punktów. Drugi był Russell Holmes, który także pokazał się z dobrej strony. Amerykanin punktował 12-krotnie, siedem razy zatrzymując rywali blokiem. - Teraz moja gra nie ma znaczenia. Najważniejszy jest wynik, a ten jest dla nas niekorzystny. Moim zdaniem za wolno weszliśmy w ten mecz. Skra w dwóch pierwszych setach dyktowała tempo gry, a my popełnialiśmy za dużo błędów na zagrywce - powiedział Holmes, który nie traci nadziei na pozytywny dla Asseco Resovii finisz sezonu. - Dla nas teraz każdy mecz będzie tym najważniejszym, bo kolejne porażki nie wchodzą w grę. Musimy zostawić za nami to co złe i bić się o finał. Jeszcze wszystko jest możliwe - zakończył optymistycznie Amerykanin.

Twórz z nami Rzeszów.Sport.Pl! Dołącz do nas na Facebooku

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.