Siatkówka, mistrzostwa świata: Do złota, gotowi, start!

Polscy siatkarze rozpoczynają w sobotę mistrzostwa świata. Nie są faworytami do złota, bronią srebra, ale jeszcze nigdy tak głośno nie mówiło się, że stać ich na tytuł. Jeśli go zdobędą, sensacji nie będzie. Pierwszy mecz nasi siatkarze zagrają z najsłabszą w grupie Kanadą. Relacja Z czuba i na żywo na Sport.pl od godziny 17.

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?

To jedyna taka reprezentacja w naszym sporcie. W ostatnich edycjach najważniejszych imprez albo doskakiwała do podium, albo dzieliły ją od podium milimetry.

Na mundialu w 2006 r. uległa tylko Brazylii, przed finałem pokonując potęgi europejskie: Rosję, Serbię i Bułgarię. Na igrzyskach w 2008 r. batalię o półfinał przegrała z Włochami po mrożącym krew tie-breaku (zakończonym wynikiem 15:17), wcześniej również bijąc Rosjan i Serbów. Wreszcie na mistrzostwach kontynentu w 2009 r. wbiła w parkiet całą konkurencję i wzięła złoto, co nie udało się nigdy - także w epoce mitycznych triumfów drużyny Huberta Wagnera.

Mazur analizuje: tak Polacy zagrają o mistrzostwo świata!

 

O jej pozycji w globalnej hierarchii świadczą nawet wspólne przygotowania do wielkich imprez z bezwzględnie najmocniejszą drużyną dekady, które stają się powoli tradycją. Przed czterema laty kadra Raula Lozano sprawdzała się z Brazylią m.in. dzięki prywatnej znajomości naszego ówczesnego selekcjonera z trenerem Rezende, ale dziś, gdy Lozano wyjechał, "Canarinhos" wciąż chcą ćwiczyć z Polakami. A nas stać na to, by latać do nich na sparingi. Niedawno to oni przyjęli zaproszenie do hal w Gdańsku i Łodzi, potem biało-czerwoni pofrunęli za ocean. W sumie rozegrali aż pięć meczów towarzyskich z przeciwnikiem najpotężniejszym wśród potężnych. Młodzi oswajali się ze skakaniem do oczu żywym legendom, wszyscy inni atakowali, bronili i blokowali w warunkach zbliżonych do bojowych. Treningowy ideał.

Gdziekolwiek spojrzymy, znajdziemy mnóstwo powodów, by wierzyć, że polscy siatkarze mają wszystko, by na MŚ we Włoszech

osiągnąć spektakularny sukces.

Powód pierwszy to wspomnienie ubiegłorocznych ME, na których zdobyli szczyt pomimo spiętrzonych przeciwności losu. Gdy urazy oberżnęły im skrzydła - Winiarskiego, Wlazłego i Świderskiego - wydawało się, że będą z trudem odrywali się od boiska, a jeśli oderwać się zdołają, to w powietrzu zabraknie im siły ognia. Było inaczej, bowiem słabości potrafili schować pod przebiegłą taktyką, zachwycali defensywą, nad tępą siłę przedkładali grę z głową. Teraz kadra zdaje się bardziej kompletna, wszechstronna, zamiast ukrywać wady, może eksponować zalety.

Powód do optymizmu drugi - najważniejszy - to szatnia tak wyładowana talentem i tak skomponowana, że niczego nie ma w niej za dużo ani za mało. Nie opieramy się na jednym wybitnym pokoleniu, które mogłoby stać się państwem w państwie: są mistrzowie świata juniorów z roczników 1977-78 (przetrwali najsilniejsi - Zagumny, Gruszka, Ignaczak), są mistrzowie świata juniorów z rocznika 1983 (Winiarski, Wlazły), są kandydaci na graczy światowego formatu najmłodszej generacji (Kurek z rocznika 1988). Niemal wszyscy bardzo wysocy - anonsowana przez trenera Castellaniego podstawowa szóstka będzie prawdopodobnie jedyną na MŚ złożoną wyłącznie z dwumetrowców (200 cm, 205, 205, 206, 200, 211).

Mamy siatkarzy bardzo dojrzałych, lecz żaden nie wszedł jeszcze w smugę cienia i nie wymaga przesadnie ostrożnego gospodarowania jego siłami, by zdołał skakać także nazajutrz - najstarsi skończyli 33 lata. Niemal wszyscy główni konkurenci wystawiają jakichś ludzi bliższych wieku oldboja. Mamy siatkarzy młodych, lecz żaden z najmłodszych nie jest całkowitym debiutantem, który nie zetknął się z wielką imprezą. Mamy naturalnych gwiazdorów, mimo wielu swoich wielu przywar zdolnych rozstrzygać mecze (Wlazły), i mamy cichych, skromnych pracusiów, którzy nie potrzebują rzucać się w oczy, choć wykonują pracę niezbędną i bezcenną (Bąkiewicz).

Castellani zdecydował: Gruszka zamiast Wlazłego przeciwko Kanadzie!

 

Mamy multimedalistów, czyli sportowców w sporej mierze już spełnionych, a także wicemistrzów świata, którzy mknących po złoto ME kolegów podziwiali w telewizji. W podstawowym składzie uwijać się będzie Ignaczak, przypadek szczególnie ekstremalny - w 2006 r. do Japonii nie poleciał, w 2009 r. oglądał tureckie mistrzostwa z trybun, jako niezgłaszany do gry rezerwowy. I sam wzdychał wówczas, że wręczony mu medal to pusta formalność, kawałek metalu bez koloru.

Powód do optymizmu trzeci daje sam trener Daniel Castellani, który uważa, że przez ostatnie miesiące osiągnął wszystko, co zaplanował. Podaje w procentach, ile jego ludziom przybyło mięśni, a ile ubyło tłuszczu, cieszy się, że przygotowania przebiegały bez większych wstrząsów. Ba, przebiegały - jak mówi selekcjoner - perfekcyjnie. I rzeczywiście, nawet skandaliki w rodzaju rozstania się z reprezentacją rozgrywającego Łukasza Żygadły czy tzw. afery skarpetkowej są zakłóceniami niemal niezauważalnymi, jeśli przypomnieć sobie permanentny stan wyjątkowy, który panował w reprezentacji u schyłku kadencji Raula Lozano. A teraz letnie manewry ozdobiło jeszcze owo jedno zwycięstwo nad "Canarinhos" - owszem, zaledwie towarzyskie, ale przecież od 2002 r. Polacy nie umieli tego supermocarstwa skrzywdzić nawet w sparingu.

I powód do optymizmu czwarty - zmiany u przeciwników. Wśród najbardziej znaczących znajdziemy wielu takich - jak Włosi, Francuzi czy mistrzowie olimpijscy Amerykanie - którzy się postarzeli, biologia zmusiła ich do mniej lub bardziej radykalnych zmian, sami nie wiedzą, na co ich stać. Świat zrozumiał też, że nietykalna przestała być Brazylia. Oddała złoto olimpijskie, wpadki miewa coraz częściej, nie wszystkich dawnych superbohaterów udaje jej się zastąpić godnymi następcami. Z przeglądu sił wynika, że

powodów do niepokoju mamy

stosunkowo niewiele. Nasze wątpliwości mogą dotyczyć głównie pozycji środkowego - ani Piotr Nowakowski, ani Patryk Czarnowski w podstawowym składzie kadry na stałe jeszcze nie grali, a utrata Daniela Plińskiego jest utratą gracza cenionego przez selekcjonera również za zmysł analityczny, który wykorzystywał w trakcie meczu. Dużo widział, wychwytywał istotne niuanse w grze rywali, służył celną radą kolegom i trenerom. Castellani rzucił kiedyś, że to jego pierwszy asystent na boisku.

Jednak nawet bez niego Polska na tle konkurencji wydaje się drużyną wyjątkowo stabilną, czyniącą ewidentne postępy, napędzaną sukcesem finansowo-organizacyjnym całej naszej siatkówki, która nadal się rozwija i przyciąga zazdrosne spojrzenia reszty świata. To wręcz naturalne, że od reprezentacji oczekujemy - przynajmniej - skoku na podium. I że wszyscy komentatorzy serio, bez kompleksów wobec kogokolwiek, mówią o złocie.

Oczywiście nawet powtórnie wtargnąć do finału będzie niesłychanie trudno. Czołówka bardzo się rozrosła i nie wiadomo, czy to Brazylia zeszła ciut niżej, czy konkurencja szybuje wyżej niż kiedykolwiek. Do niedawna podium było na każdym turnieju obsadzone niemal identycznie, teraz co rusz medali dopada kto inny. Kilku fenomenalnych atletów wystawi Kuba, ostatnio zaczęliśmy obawiać się nawet przeciętnych dotąd Niemców, których Lozano zdaje się inspirować tak jak kiedyś Polaków.

A przede wszystkim mistrzostwa czyni nieprzewidywalnymi kuriozalny system rozgrywek. System pozwalający we wstępnych rundach przegrywać co drugi mecz i zdobyć złoto, ale też sprawiający, że po marszu od triumfu do triumfu wystarczy pojedyncza, odosobniona wpadka w trzeciej fazie grupowej, by stracić szansę na walkę o medale.

Dopiero wtedy, w drugiej połowie turnieju Polacy, zagrają pod ogromną presją. Pytanie podstawowe brzmi: jak ją udźwigną? Za rolą faworytów nie przepadają, oba największe sukcesy odnosili, gdy nikt na nich nie stawiał - na poprzedni mundial wyruszyli po ćwierćwieczu bez medali, na ostatnie ME jechali bez kluczowych graczy. Teraz zewsząd słyszą, że mają wszystkie atuty, by wznieść się na złoty pułap legend Wagnera. Tego jeszcze nie przeżywali.

Debata Sport.pl: Czy polscy siatkarze jadą na MŚ po złoto?

 

Marcin Możdżonek: > Nie możemy się doczekać mistrzostw

Już w sobotę o 17 pierwszy mecz Polaków na MŚ. Typujemy wynik meczu Polska - Kanada:
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.