MŚ siatkarzy 2014. Brazylia już w finale mistrzostw świata. Czeka na Polskę lub Niemcy

Po raz czwarty z rzędu Brazylia awansowała do finału siatkarskich mistrzostw świata. Dawno jednak nie przyszło jej to z takim trudem, jak w spotkaniu z Francją. Wielki finał w niedzielę w Katowicach o 20.25. Relacja na żywo na Sport.pl.

W pierwszym półfinale zmierzyły się drużyny, których wielkim atutem jest obrona. W pierwszym secie to się potwierdziło, ale to jedyne, w czym Francuzi dorównywali faworytom. W pozostałych elementach Brazylia miała ogromną przewagę. Co prawda w statystykach po jej stronie było zero asów, a u rywali dwa, lecz Francja zdobyła punkty, gdy wynik był już rozstrzygnięty. Wcześniej precyzyjne i mocne serwy pozwoliły obrońcom tytułu tak ustawiać blok, że rywale nie byli w stanie się przez niego przebić. Większość wygranych przez francuskich siatkarzy akcji była wymęczona, a ich najskuteczniejszy zawodnik Antonin Rouzier jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną został trzykrotnie zablokowany.

Oglądając brazylijskie popisy trudno było wyobrazić sobie, że jest jakaś drużyna zdolna im się przeciwstawić. Lucas, Lucarelli czy Wallace grali bezbłędnie, a Bruno Rezende popisywał się niesamowitymi przerzutami, po których piłka nie dość, że leciała niczym ekspres, to jeszcze była dokładna.

Zanosiło się na błyskawiczny mecz, bo różnica między zespołami była ogromna. Brazylijczycy grali na ogromnym luzie, a wtedy wychodzi wszystko. Jedyną odpowiedzią jest wtedy własna dobra gra. Francuzi pokazali, że są w stanie to zrobić. Poderwał ich Earvin Ngapeth, równie skuteczny w zagrywce, jak i w ataku. Wsparł go syn trenera Kevin Tillie i środkowi, co mimo słabej gry atakujących pozwoliło prowadzić od pierwszej do ostatniej akcji, a w konsekwencji wyrównać wynik meczu.

Trzeci set był najbardziej wyrównany. Najpierw lepsza była Francja, lecz Brazylia - jak przystało na mistrza - włączyła doładowanie w najważniejszym momencie. Znów Bruno wykorzystał swoje zgranie z Lucasem, do którego kierował piłki w najważniejszych momentach. W pamiętnym tie-breaku spotkania z Polską wykorzystali to Karol Kłos i Mateusz Mika, zdobywając punkty blokiem. Francuzi rzadko decydowali się skoczyć tzw. opcją, czyli zaryzykować w ciemno. Brazylijski środkowy zdobył więc najważniejsze punkty, a jego drużynie pomógł Mory Sidibe, myląc się w ataku.

Francja grała świetnie, ale miała dziurawą drużynę. W Brazylii też był zawodnik, który po trzech setach miał dwa punkty, nawet nie strasząc w ataku. Murilo Endres - bo to o niego chodzi - jest jednak najważniejszym przyjmującym w swojej drużynie, ważniejszym niż libero. Dlatego nawet gdy jest w pierwszej linii, przeciwnicy starają się go omijać. Jeśli zaś chodzi o francuskie dziury, to przez cały czas ogromna straszyła, a właściwie nie straszyła na prawej stronie. Sidibe, który tyle krwi napsuł Polakom, był dodatkiem do zespołu, ostatnią zamiast pierwszą opcją w ataku.

Słaba gra atakujących tylko potwierdziła, że Francja to bardzo silna i odporna psychicznie drużyna. W czwartym secie zepchnęła faworytów do defensywy. Jej zawodnicy tradycyjnie dobrze bronili, a gdy dołożyli do tego skuteczność Ngapetha i trudną zagrywkę, Brazylia znalazła się w tarapatach. Nawet Murilo nie był w stanie poradzić sobie z bombami Ngapetha.

Finalistę musiał więc wyłonić tie-break. Benjamin Toniutti uprościł w nim grę do minimum. Jeśli tylko mógł, wykorzystywał swojego lidera, z rzadka pozwalając zaatakować środkowym czy pozostałym skrzydłowym. Trener Bernardo Rezende był bliski furii, ponieważ Ngapeth nie zawodził. Uderzał piłkę z całej siły, celując w dłonie blokujących. Zabrakło mu jednak wsparcia. Przy 10:8 dla Brazylii Sidibe nie poradził sobie z dwoma kolejnymi zbiciami, choć miał naprzeciw siebie pojedynczy blok. Za chwilę podobną szansę zmarnował Nicolas Marechal i przewaga obrońców tytułu urosła do pięciu punktów i już nie wypuściła szansy.

Mecz Polski z Niemcami zacznie się o godz. 20.15. Relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.