MŚ siatkarzy. Drużyna z dziurami do załatania

Polska przegrała ze Stanami Zjednoczonymi nie dlatego, że ma gorszych siatkarzy, ale że kilku z nich nie wytrzymało meczu psychicznie

Wciąż przetacza się echo po zaskakująco głośnym laniu od Amerykanów, czyli pierwszej porażce siatkarzy w mistrzostwach świata. Efektowne zwycięstwa a Stadionie Narodowym i we Wrocławiu rozbudziły aspiracje już nie na jakikolwiek medal, ale nawet na najcenniejszy. Nawet fachowcy ulegli złudzeniu, że reprezentacja jest bliska perfekcji. Raul Lozano typował Polskę na pewnego finalistę. Euforia się skończyła. Środowy mecz ze zwycięzcami Ligi Światowej pokazał, że biało-czerwoni wygrywać z potentatami zawsze i wszędzie nie potrafią, jakby się marzyło. Ale też trudno zapomnieć o pięciu kolejnych zwycięstwach w pierwszej części turnieju. Siatkarze i trenerzy są zgodni - Amerykanie rozegrali najlepszy mecz w mistrzostwach. - Świetnie bronili i kontratakowali - tłumaczył Michał Winiarski.

Mieli też bardziej wyrównaną wyjściową szóstkę od polskiej. Przez cztery zacięte i wyrównane sety trener John Sperow nie zrobił żadnej zmiany. Paul Lotman zdobywał punkty tylko z co czwartego ataku, ale nadrabiał to kapitalnym przyjęciem i zagrywkami, po których jego zespół osiągał przewagę. Młody Taylor Sander pokazał, że kreowanie go na gwiazdę światowego formatu wcale nie jest przedwczesne. Matthew Anderson to wielka klasa, i to nie powinno nikogo zaskoczyć skoro został MVP ligi rosyjskiej. W Rosji są też świetni środkowi, a rozgrywający Micah Christenson w walce o wyjazd do Polski pokonał kilku znakomitych zawodników, występujących w mocnych ligach Europy.

W ogniu ostrej walki z nimi okazało się, że Polska to wciąż jeszcze drużyna dziurawa. - W takiej rywalizacji oddzielają się chłopcy od mężczyzn - mówi jeden ze znanych polskich trenerów.

Przede wszystkim Amerykanie pokazali, że Mateuszowi Mice dużo brakuje, by zaliczyć go do siatkarskich gwiazd. Silny rywal od początku zaczął ostrzeliwać go zagrywką, a problemy w przyjęciu błyskawicznie przełożyły się na atak. Ma co prawda dopiero 23 lata, ale Amerykanin Sander jest o rok młodszy i dotąd grał w lidze uniwersyteckiej. Na Serbię, Argentynę obecny Mika wystarczył, na silniejszych przeciwników wciąż brakuje mu umiejętności.

Chyba nawet bardziej niż Mika zawiódł Piotr Nowakowski. 27-letni siatkarz wciąż traktowany jest w Polsce jako talent. Na razie na miarę swoich możliwości gra rzadko i z reguły w mało ważnych spotkaniach. Ludzie oglądający treningi kadry opowiadają, że jego zagrywka nie ma sobie równych. Ale w meczu z Amerykanami miał kłopoty z przebiciem piłki przez siatkę. W pierwszym, najbardziej zaciętym secie spotkania z USA w końcówce popełnił dwa irytujące błędy. Chyba to go tak rozkojarzyło, że zniknął zupełnie. W ataku miał 67 proc. skuteczności, ale zbijał tylko sześciokrotnie. Środkowych o parametrach fizycznych takich jakimi dysponuje Nowakowski w Polsce nie ma, jednak w ważnych chwilach trudno na niego liczyć, bo psychika nie jest jego silną stroną.

W środę słabiej zagrał też Paweł Zagumny i na pozycji rozgrywającego mamy problemy - Fabian Drzyzga, mimo że jest o trzy lata starszy od Christensona, dopiero wchodzi do poważnej seniorskiej siatkówki. I w środę między nimi była jeśli nie przepaść, to głęboki wąwóz.

Przegrany mecz pokazał, co znaczą dla drużyny Winiarski i Mariusz Wlazły, obaj należący do najlepszych na świecie. Ale Zagumny nie potrafił wykorzystać rosnącej w trakcie meczu skuteczności Wlazłego. Jego zmiennik - Dawid Konarski - to przypadek podobny do Nowakowskiego. Wciąż jest uważany za wielki talent, a ma już 25 lat.

Trudny mecz z Amerykanami pokazał też plusy polskiej drużyny. Rywalom nie ustępowali 24-letni libero Paweł Zatorski i rok starszy Karol Kłos. Żaden nie pękł, obaj dużo potrafią, przez kilka lat mogą być podporą reprezentacji. Zatorskiego trudno nazwać odkryciem, lecz Kłos z pewnością na takie miano zasługuje.

Polska wciąż ma szansę na medal mistrzostw świata - ale tylko jeśli nie będzie drużyną tak dziurawą jak w środę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA