MŚ siatkówka. Młodzi liderzy znikąd

Karol Kłos rok temu nie przypuszczał, że znajdzie się w kadrze na mistrzostwa świata, a Mateusz Mika był przykładem zaprzepaszczonego talentu. Dziś obaj są liderami reprezentacji ogrywającej kolejnych rywali na mundialu. W piątek Polacy rozbili 3:0 Wenezuelę i awansowali do II rundy.

W 2006 r. Polska nie jechała na mistrzostwa do Japonii w roli kandydata do medalu. Rok wcześniej w mistrzostwach Europy zespół Ra la Lozano zajął piąte miejsce, dlatego trudno było liczyć na sukces w imprezie znacznie trudniejszej. Argentyńczyk odmłodził skład, stawiając na mistrzów świata juniorów: Mariusza Wlazłego i Michała Winiarskiego. Obaj 23-latkowie zostali gwiazdami turnieju, wracając do domu ze srebrnymi medalami.

Stéphane Antiga poszedł tą samą drogą, biorąc do podstawowego składu Kłosa i Mikę. Nie są siatkarzami anonimowymi, bo w reprezentacji zadebiutowali już dawno. Mika w 2011 r. cieszył się nawet z brązowego medalu mistrzostw Europy, Kłos pierwsze powołanie dostał dwa lata wcześniej już od Daniela Castellaniego. - Mojej dotychczasowej gry w reprezentacji nie można nawet nazwać epizodem - śmieje się 25-letni środkowy PGE Skry Bełchatów. Nawet kibice klubu nie wierzyli w niego, krytykując trenerów, którzy na niego stawiali. Bo klasyczny środkowy ma grubo ponad dwa metry, jest potężny i nie umie bronić. Kłos mierzy 200 cm, ale brak wzrostu nadrabia szybkością, rzadko spotykaną na tej pozycji.

Mika jest przeciwieństwem, bo jak na przyjmującego jest bardzo wysoki (207 cm). Ale jak na takiego wieżowca fantastycznie odbiera zagrywki. Wyróżniał się w tym elemencie już jako junior, ale długo nie udawało mu się przekroczyć granicy dzielącej solidnego ligowca od reprezentanta. W polskich klubach nie potrafił przebić się do szóstki, a doniesienia o jego dobrej grze w lidze francuskiej traktowano z przymrużeniem oka. Powołanie Miki i regularne występy w Lidze Światowej to był eksperyment, bo miejsce w szóstce - obok Michała Winiarskiego - rezerwowano dla Bartosza Kurka i Michała Kubiaka.

Plan na środek też był inny. Tam mieli grać Piotr Nowakowski, człowiek o największym potencjale, oraz Marcin Możdżonek, pewniak u Andrei Anastasiego, poprzednika Francuza, ewentualnie Łukasz Wiśniewski z Zaksy Kędzierzyn-Koźle.

- Wiedziałem, że Kłos i Mika mają wielki potencjał. Ale talent to jedno, a gra w reprezentacji - drugie. Nie przypuszczałem, że błyskawicznie zrobią aż taki postęp - przyznaje Antiga. Dziś ta dwójka może czuć się w kadrze tak samo ważna jak Paweł Zagumny czy Mariusz Wlazły. Nie są uzupełnieniem, ale wiodącymi graczami. I to dosłownie. W spotkaniu z Serbią Mika był drugim punktującym w zespole, z Australią - pierwszym (14 pkt). Miał przy tym niesamowitą skuteczność - aż 68 proc.

- Gdyby rok temu przepowiedziano mi, że będę w podstawowej szóstce reprezentacji na mistrzostwach świata, tylko bym się roześmiał. Miałem taki plan na mundial, że kupię sobie popcorn i wieczorami z kolegami będę oglądał mecze w telewizji. To, co się dzieje, wciąż do mnie nie dociera. Gdy w czwartek po meczu z Australią obudziłem się, cały czas myślałem, że to jakiś sen - opowiada środkowy PGE Skry.

Kłos lepiej punktował na Stadionie Narodowym. Choć debiutował na wielkiej imprezie, zapanował nad sobą. Blokiem zdobył cztery punkty, tyle samo dołożył atakiem, a jeden zagrywką. - Tłumaczyłem sobie, że 62 tys. ludzi przyszło po to, żeby nam pomóc. Pomogło.

Nie liczył, że po dwóch meczach z tak trudnymi przeciwnikami jak Serbia i Australia Polska będzie miała 6 pkt. - Ale to, co chłopaki wyczyniają w przyjęciu i na zagrywce, jest niesamowite - mówi Kłos. Szczególnie wyróżnia Mikę. - Rzucając się, przyjmował idealnie bardzo mocne serwy. To musi działać na psychikę rywali, a nam daje pewność, że nie stracimy punktu bezpośrednio z zagrywki - podkreśla.

Mika w meczu z Australią bezbłędnie atakował, ale także gnębił rywali serwami. Wykonał ich aż 18, o pięć więcej od Pawła Zagumnego. Jego grę ogląda się z niedowierzaniem, bo jeszcze kilka miesięcy temu był symbolem sportowca trwoniącego talent. Na jego przykładzie widać, jak duże znaczenie ma trafienie na odpowiedniego trenera. Antiga, przekonany przez swojego asystenta Philippe'a Blaina, który prowadził Mikę w Montpellier, dał mu szansę i teraz wszyscy zbierają tego owoce.

Polacy apelują o spokój, niepodgrzewanie atmosfery w czasie turnieju. - Trzeba cierpliwie i z pokorą przechodzić kolejne etapy - mówi Mika. Kłos nie chce mówić o medalu. - Każdy przyjeżdża na mistrzostwa, żeby wygrać. Nie będę obiecywał, że będzie brąz czy srebro. Ale że wszyscy będziemy podążali do celu wskazanego przez trenera - kończy. Antiga odważnie deklaruje, że sukcesem Polski będzie medal.

Trzej pewniacy i grupa śmierci

Na półmetku pierwszej fazy mistrzostw świata emocji jest mało. Zacięta rywalizacja toczy się tylko w grupie D, w której grają rywale Polski w drugiej rundzie. W pozostałych jest zdecydowany lider i reszta walcząca o trzy pozostałe miejsca premiowane awansem.

GRUPA B. Brazylia nie straciła jeszcze seta, choć jej pierwszymi przeciwnikami byli solidni Niemcy. Ich trener Vital Heynen zapowiadał, że przyjeżdża do Polski po medal, lecz te aspiracje brutalnie zweryfikowali obrońcy tytułu. O zajęcie miejsca dającego awans pracujący także w Transferze Bydgoszcz Belg nie powinien się martwić, bo Kuba czy Korea to słabe drużyny. Kubańczycy nie obronią pozycji sprzed czterech lat, bo po ucieczce gwiazd przywieźli zespół w połowie złożony z nastolatków. Jego sukcesem będzie awans do czwórki. O drugą pozycję w grupie powalczą Niemcy i solidna Finlandia.

GRUPA C. Rosja ma równie wielką przewagę jak Polska i Brazylia. W dotychczasowych meczach nie dała szans Kanadzie i Egiptowi, a trener Andriej Woronkow tak jak Stéphane Antiga nie zmienia podstawowej szóstki. Bryluje Dmitrij Muserski, który jest praktycznie bezbłędny w ataku: z 23 prób zdobył 17 pkt, dokładając do tego pięć asów. Wydawało się, że mistrzów olimpijskich może zmusić do wysiłku Bułgaria. Jej trenerowi Płamenowi Konstantinowowi nie udaje się znaleźć alternatywy dla słynnego Mateja Kazijskiego, który obraził się na federację i nie gra w mistrzostwach. Todor Aleksiej, Todor Skrimow i występujący w Asseco Resovii Nikołaj Penczew to nie ta klasa. Bez Kazijskiego Bułgarzy przegrali nawet z Kanadą (2:3). Mimo to zapewne zajmą jedno z czterech czołowych miejsc, ponieważ Chiny to siatkarska trzecia liga, a Meksyk i Egipt - czwarta.

GRUPA D. Słabsi, niż oczekiwano, są na razie Amerykanie, sensacyjni zwycięzcy Ligi Światowej. Przegrali już z Iranem, Belgii oddali punkt, wygrywając 3:2. Chimeryczni są Włosi (1:3 z Iranem i 3:2 z Francją). Ich lider Ivan Zajcew nie ma odpowiedniego wsparcia kolegów. Wyniki są korzystne dla Polski, która w drugiej fazie mistrzostw trafi na drużyny z grupy D. Bo po awansie będą liczyć się punkty zdobyte w grupie z zespołami, które przeszły dalej. Wczoraj w zaciętym pojedynku Francja pokonała Iran 3:1. Poza punktami przyszli rywale Polaków tracą też siły, bo mecze w tej grupie są zacięte i długie. - To kiedyś musi wyjść - uważa Sebastian Świderski, były reprezentant Polski, dziś trener.

On ścigał się z własną legendą. Przeczytaj biografię wielkiej postaci polskiej siatkówki Huberta Wagnera >>

Więcej o:
Copyright © Agora SA