MŚ w siatkówce 2014. Skąd puste miejsca na meczach Polaków?

- Niesprzedanych biletów na mecz z Australią było ok. 280 - mówi Sport.pl rzecznik PZPS Janusz Uznański. - Skąd ponad 1000 wolnych miejsc w oficjalnym protokole FIVB? Bo liczy się do niego wolne krzesełka, a wiele osób stało przy boisku.

Polacy grają w pierwszej fazie grupowej w Hali Stulecia, najmniejszej z mundialowych, bo o przydziale meczów nie decydowała wielkość obiektów, ale hojność miast wobec PZPS przy podpisywaniu tzw. umów promocyjnych. Dlatego zestawienia frekwencji na meczach będą czasem wyglądały absurdalnie. Tak było wczoraj, gdy okazało się, że mecz Włochy - Francja w Krakowie obejrzało dwa razy więcej widzów (11 tys.) niż mecz Polska - Australia we Wrocławiu (5263 widzów). Do tego okazało się, że w Hali Stulecia nie było kompletu.

Ale dane z protokołu FIVB też wyglądają dziwnie. W Hali Stulecia było dużo wolnych miejsc, zwłaszcza w górnych rzędach trybun. Ale na pewno nie była to ponad jedna piąta, jak wynikałoby z oficjalnych danych (pojemność Hali Stulecia na meczach siatkarskich szacuje się na 6,5-7 tys., czyli według wyliczeń FIVB pustych miejsc powinno być co najmniej 1240). - Nam zostało tylko ok. 280 niesprzedanych biletów. I to tylko te droższe, od 250 złotych w górę [najtańsze na ten mecz kosztowały 100 zł - red]. Dlaczego delegat FIVB i jego asystenci naliczyli tak dużo wolnych? Pewnie również dlatego, że bardzo dużo osób nie zajęło miejsc na trybunach, tylko stało bliżej boiska. A asystenci delegata uwzględniają tylko zajęte krzesełka - mówi rzecznik PZPS Janusz Uznański.

Dlaczego związkowi zostały niesprzedane bilety, choć jakiś czas temu pojawiła się informacja, że sprzedano komplet? - Część została tylko zarezerwowana, a nie wykupiona, nie odebrali zwłaszcza ci, którzy rezerwowali te najdroższe wejściówki, a przed wykupem dochodzili do wniosku, że jednak przeliczyli się z siłami. Tak na mecz otwarcia na Stadionie Narodowym, jak i na pierwszy mecz w Hali Stulecia wróciły do kas głównie najdroższe bilety - mówi Uznański. Wróciły też do sprzedaży bilety zarezerwowane wstępnie do sprzedaży sponsorom, gdy okazało się, że sponsorów turnieju nie będzie tak wielu, jak związek na to liczył. Rzecznik PZPS tłumaczy, że wejściówki, które w systemie są przypisane dla PZPS, też nie były rozdawane, ale sprzedawane. - Żebyśmy mieli przy mistrzostwach tylko takie problemy... Naprawdę, frekwencja takim problemem nie jest - mówi Uznański.

Ale problem z biletami jest. I przed meczem na Narodowym z Serbią, i wczoraj we Wrocławiu nie brakowało handlarzy, którzy byli gotowi odsprzedać wejściówki po nominalnej cenie. Nie tylko te najdroższe, również - jak we Wrocławiu - po 150 zł. Wielu chętnych po prostu za późno się dowiedziało, że jednak część wejściówek wróciła do sprzedaży. Wcześniejsza wiadomość, że biletów na mecze Polaków już nie ma, zrobiła furorę w mediach. A późniejsze komunikaty, że bilety jednak wracają - już nie.

Następny mecz Polaków we Wrocławiu już jutro - z Wenezuelą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.