Mateusz Mika: Presji nie było głównie dlatego, że od początku kontrolowaliśmy sytuację. Na pewno pomogli kibice. Ta wielka publika nas rozluźniła. Jak wybiegłem na środek podczas prezentacji, to poczułem, że ci ludzie nam pomogą. Spięli Serbów, nie nas. Na pewno też dzięki temu nie musieliśmy Serbów gonić, nie daliśmy im się rozkręcić. Narzuciliśmy swój styl gry, przycisnęliśmy ich, byliśmy świetnie skoncentrowani i do końca nie odpuściliśmy.
- Nie myśleliśmy o porażce. Wiedzieliśmy, że jak zagramy to, na co się przygotowaliśmy, to wygramy. Po prostu wiedzieliśmy, ile potrafimy. I teraz też nie nastawiamy się na kolejnych rywali, myśląc, że skoro pokonaliśmy najgroźniejszą Serbię, to ich weźmiemy z rozpędu. Musimy dalej myśleć o naszej grze.
- Perfekcyjnie to nie zagrał nikt nigdy. Poprawić można jeszcze każdy element. Oczywiście trochę. Ale warto to "trochę" zrobić.
- Naprawdę wszystko. Miałem lepsze i gorsze momenty i w przyjęciu, i w ataku. Ale na konkretną analizę dopiero przyjdzie czas. Na razie cieszę się, że wygraliśmy i to aż 3:0.
- Jestem zadowolony. Podobało mi się otwarcie, chciałbym jeszcze kiedyś przeżyć coś takiego, ale nie mogę się zachwycać za długo, bo mamy do zrobienia więcej. Wygraliśmy z Serbią, daliśmy radość ludziom na Stadionie Narodowym, a sami mamy z głowy nerwy, czy wszystko na nim się uda. I na tym na razie koniec emocji związanych z meczem otwarcia. Teraz Wrocław, mamy do zagrania długi turniej, walczymy o mistrzostwo świata, dlatego nie wolno nam się już zachwycać.
- Wiatr był, odczuwaliśmy go, ale porządna koncentracja pozwoliła nam się tym nie rozpraszać.
- Myślę, że każdy z nas byłby z tego zadowolony. Gdyby cała organizacja miała ręce i nogi tak jak teraz, to byłoby super.