Deser na koniec Memoriału Huberta Wagnera. Polska lepsza od Rosji!

Mecz Polski z Rosją kończył Memoriał Huberta Wagnera. I był jego prawdziwym ukoronowaniem, bo przy dopingu 15-tysięcznej widowni nasi siatkarze pokonali mistrzów olimpijskich! W Memoriale biało-czerwoni zajęli drugie miejsce, za Rosją.

Rozgrywany w Krakowie memoriał miał bardzo silną obsadę, ale podczas meczów brakowało trochę emocji. Może z powodu zbliżającego się mundialu, a może dlatego, że wszystkie drużyny były po ciężkich treningach, a przez to jeszcze dalekie od wysokiej formy. Jednak musiało przyjść spotkanie inne niż wszystkie wcześniejsze. Widać to było już przed pierwszą akcją, bowiem Kraków Arena wypełniła się kibicami.

Także trenerzy potraktowali sprawdzian bardzo poważnie, wystawiając najsilniejsze składy. W Polsce był obecnie najsilniejszy, ponieważ brakowało kontuzjowanego Mariusza Wlazłego. To wymusiło na Stephanie Antidze zmianę na pozycji rozgrywającego, bo Paweł Zagumny jest lepiej zgrany z Dawidem Konarskim. Miejsce, które jeszcze w sobotę - wydawało się - zarezerwowane dla Bartosza Kurka, zajął Mateusz Mika. Atutem tego ostatniego jest przyjęcie zagrywki, jednak nie pomogło to w pierwszym secie, bo Rosjanie tak mocno serwowali, że rzadko udawało nam się wyprowadzić atak. A gdy rosyjscy siatkarze osiągają kilkupunktową przewagę, trudno ich zatrzymać. Siergiej Grankin rozgrywał jak cyrkowiec, a Aleksiej Spirydonow prowokował naszych siatkarzy i kibiców.

W ataku Polacy odbijali się od ściany, dlatego w hali zrobiło się cicho. Nic dziwnego, bo goście wygrywali już 22:14. Wtedy jednak rozluźnili się za bardzo, popełnili kilka błędów przy zagrywkach Piotra Nowakowskiego. Dzięki temu wynik był lepszy niż gra. Nie można było marzyć o wygranej, gdy kończy się jedną trzecią ataków (rywal 57 proc.), a 11 kontrataków zamienia na... jeden punkt. To różnica klasy. Remis był jedynie w asach.

Jeśli ktoś liczył, że w drugim secie będzie lepiej, to szybko się rozczarował. Rosjanie znów zaczęli grę od bombardowania serwami, a w ataku szalał świetny Nikołaj Pawłow. To obecnie najważniejszy zawodnik w zespole mistrzów olimpijskich, odpowiednik naszego Wlazłego. Gdy wreszcie udało się go zatrzymać, strata zmniejszyła się z czterech do jednego punktu (14:15). Nie było już takiej przepaści jak w pierwszej partii, bo rozegrał się Michał Winiarski. Lepsze przyjęcie i kilka obron odebrało Rosjanom pewność siebie. Nawet zachowujący się jak pajac Spirydonow stracił sezon. Po bloku na nim wyszliśmy nawet na prowadzenie 21:20.

Pomógł doping, Rosjanie pod presją

Ogłuszający doping poniósł Polaków. Winiarski przebił się przez potrójny blok, by po chwili tak mocno zaserwować, że był czas na ustawienie potrójnego bloku przeciwko Siergiejowi Sawinowi, który dał nam zwycięski punkt. Statystyki w siatkówce rzadko kłamią, co potwierdził drugi set. Polacy lepiej przyjmowali, atakowali i blokowali, a skuteczność w kontrataku zwiększyła się z dziewięciu do 50 proc.

Potwierdziło się też, że Rosjanie pod presją tracą bardzo dużo ze swojej wartości. W Krakowie przestali ryzykować zagrywką; nie psuli, ale też nie sprawiali nam większych kłopotów. Antidze udała się też zmiana rozgrywającego, bo Fabian Drzyzga przyspieszył grę, znacznie utrudniając zadanie blokującym.

Niestety, w obecnej formie i przede wszystkim w takim składzie rywalizacji z takimi potentatami jak Rosja Polskę stać najwyżej na pojedyncze zrywy. Bo po drugiej stronie siatki jest wielu takich, z których każdy może pociągnąć grę. I jest niezawodny Pawłow, dziś prawdopodobnie najlepszy atakujący świata. To on, a nie Dmitrij Muserski jest liderem drużyny. Gdy udało się go zatrzymać, gra była wyrównana, jak w drugiej partii, kiedy skończył tylko dwa z dziewięciu ataków. Ale to przychodzi z trudem nie tylko Polakom.

Rosjanie grali poprawnie, my zaś momentami za bardzo chcieliśmy. Grając z tak silnym rywalem, nie można marnować okazji do zdobycia punktów, bo jest ich naprawdę niewiele. A Polakom zdarzało się za dużo niedokładności, które niweczyły szanse. Inna sprawa, że w takim zestawieniu drużyna grała bardzo rzadko, a dla Konarskiego czy Miki była to jedna z pierwszych okazji zmierzenia się z rywalami z absolutnego topu.

Rosjanie zmieniali, Polacy się rozpędzali

Rosji do zwycięstwa w turnieju potrzebny był punkt, więc gdy prowadzili 2:1 trener Andriej Woronkow rozpoczął zmiany. W czwartym secie z podstawowego składu na boisku zostali tylko środkowi. Nawet w kraju z takim ogromnym potencjałem nie ma wyrównanej dwunastki. Poza tym początek należał zdecydowanie do Polaków, co dodatkowo zdeprymowało Rosjan. Polacy prowadzili wysoko, ale w końcówce chyba przestraszyli się tego, że może dojść do tie-beaku i zaczęli oddawać rywalom punkt za punktem, nie potrafiąc wykonać skutecznego ataku. Na szczęście zadziałał blok i udało się wyrównać.

Piąty set zaczął się świetnie, bo od prowadzenia 3:0, które - co ważne - było efektem naprawdę dobrej gry. W jednej z akcji Rosjanie czterokrotnie atakowali, a piłka ani razu nie przeszła przez polski blok. To duży wyczyn, gdy naprzeciw są ludzie atakujący z siłą młota pneumatycznego. To jednak ludzie, którzy naciśnięci tracą pewność. Trener Woronkow ratował się powrotem Grankina i Pawłowa, lecz rozpędzeni Polacy nie pozwolili się zatrzymać. Wygraną, która dała naszej reprezentacji drugie miejsce w Memoriale Wagnera, przypieczętował spektakularnym blokiem na Pawłowie Winiarski!

Po Memoriale Wagnera Antidze przybył jeszcze jeden powód do bólu głowy. Na szczęście to problem, jaki chcieliby mieć wszyscy trenerzy. Chodzi o libero. Pewniakiem wydawał się Paweł Zatorski, jednak lepiej wypadł doświadczony Krzysztof Ignaczak. Selekcjoner przekonał się jednak, że rozgrywającym nr 1 jest dziś Drzyzga, a także, że bez Wlazłego w wysokiej formie marzenia o sukcesie w mistrzostwach świata będą trudne do spełnienia.

Ależ walka Polaków z Rosjanami i do tego tłumy kibiców [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.