Cudowne dziecko walijskiego rugby mówi o "piekle polskich komór krioterapeutycznych"

George North, 19-letni skrzydłowy reprezentacji Walii w rugby i klubu Scarlets, uznawany za jeden z największych talentów na świecie wspomina swój pobyt w Spale podczas obozu przygotowawczego przed Pucharem Świata. Jak sam mówi, w Polsce przeżył piekło.

My też mamy zdanie! Dzielimy się nim na Facebook/Sportpl ?

Największym do tej pory sukcesem George'a North'a było czwarte miejsce z reprezentacją podczas tegorocznego Pucharu Świata. Walijczycy dzięki swojej ambitnej postawie dotarli aż do półfinału, gdzie ulegli minimalnie Francuzom 8:9. W meczu o trzecie miejsce nie dali rady Australii i przegrali 18:21. North wystąpił podczas turnieju we wszystkich siedmiu meczach i zdobył 15 punktów, dzięki trzem przyłożeniom (dwa w meczu z Namibią i jedno z Fidżi). Najbardziej wspomina jednak mecz z Samoa.

Po porażce w pierwszym meczu z RPA, aby myśleć o wyjściu z grupy, Walijczycy musieli wygrać z zawsze groźnymi Samoańczykami. North miał szczególne zadanie. Musiał zatrzymać gwiazdora rywali - Alesana Tuilagę. - Jedyne co słyszałem w czasie meczu to tego gościa. Cały czas do mnie krzyczał. "Spadaj do domu numerze 14. Zadzwoń po mamę, żeby cię stąd zabrała". Gdy jednak tylko zaczął biec na mnie z piłką, udało mi się go zaszarżować we wspaniałym stylu. To sprawiło, że poczułem się dużo lepiej - wspomina w wywiadzie dla The Independent George North. Tuilagi rzeczywiście w tym meczu wiele nie zdziałał, a Samoa przegrało 10:17. Walia nadal liczyła się w walce o awans z grupy. Do turnieju, reprezentanci Walii przygotowywali się w Spale, gdzie korzystali z komór krioterapeutycznych.

- Na turniej pojechaliśmy zdeterminowani, aby nasza drużyna została zapamiętana z dobrej gry. Chcieliśmy udowodnić, że możemy grać z powodzeniem na najważniejszych turniejach. Byliśmy zawiedzeni po pierwszej porażce, szczególnie, że przegraliśmy jednym punktem (Walia przegrała z RPA 16:17 - red.). Czasem lepiej jest przegrać stoma punktami niż jednym. No może nie do końca, ale wiadomo o czym mówię. Musieliśmy więc później walczyć o życie z Samoa i Fidżi. To był moment, gdy przydało nam się piekło jakie przeżyliśmy w Polsce - opowiada North.

Właśnie w Polsce Walijczycy mieli jeden z etapów przygotowań do Pucharu Świata. Trafili oni do ośrodka w Spale, gdzie korzystali z komór krioterapeutycznych. Krioterapia polega na poddaniu całego ciała przez krótki czas (do 3 minut) działaniu bardzo niskich temperatur (od -160 do -100 °C). Wchodzi się do specjalnych pomieszczeń podobnych do sauny. Znacząco różni się jednak temperatura. Komory krioterapeutyczne zostały nazwane przez kapitana reprezentacji Walii Sama Warburtona "saunami zła". - To co przeżyliśmy w Polsce było potworne. Krioterapia pomaga jednak trenować ciężej i dłużej. Usuwa z organizmu kwas mlekowy i po takiej sesji przestaje się odczuwać ból. Nadal masz siniaki z poprzednich treningów, ale i tak czujesz się świetnie i możesz dalej trenować. Ale siedzenie w temperaturze minus 145 stopni... Brrr, tego nie da się opisać - North wspomina z przerażeniem.

- 11 dni tej męki pozwoliło nam na odbycie ponad stu treningów. Poziom naszej pracy był niesamowity. Każdego było stać na wykonanie jeszcze kolejnego ćwiczenia, jeszcze kolejnego sprintu, itd. I każdego ranka wstawaliśmy i dalej to samo. A sił nam nie ubywało. Widzieliśmy, że musimy to przejść, jeśli chcemy grać rugby jakie sobie zaplanowaliśmy. Dopiero tam zobaczyłem jak wygląda profesjonalny trening. Chodzą plotki, że wrócimy tam przed Pucharem Sześciu Narodów - dodaje.

Według Northa rezultaty pobytu w Spale pojawiły się prawie natychmiast. - Zagraliśmy z Anglią w naszym pierwszym sparingu przed Pucharem Świata. Przegraliśmy, ale czuliśmy się już wtedy mocniejsi od nich. Nieważne co wtedy o nas mówiono i pisano. W głębi wiedzieliśmy, że zrobiliśmy wspaniałą robotę i to zaprocentuje. To pozwoliło nam po pierwszej porażce na turnieju spojrzeć na siebie i z pewnością siebie powiedzieć: "Nadal jesteśmy w grze, nadal jesteśmy w turnieju". To właśnie po to przeszliśmy to piekło w Polsce.

- Jestem absolutnie przekonany, że to obóz w Polsce pozwolił nam pokonać Samoa. To był bardzo wyczerpujący fizycznie mecz. Samoańczycy nie należą do najłagodniej grającej drużyny. Mimo to zatrzymywaliśmy i szarżowaliśmy ich jak szaleni. Przeszliśmy dalej. Po meczu byłem strasznie szczęśliwy - opowiada o meczu z Samoa.

George North w reprezentacji Walii zadebiutował w wieku 18 lat. 13 listopada przyszło mu zagrać nie z byle kim, bo z samymi ówczesnymi mistrzami świata - reprezentacją RPA. Na Millenium Stadium w Cardiff Walijczycy przegrali 25:29, ale zgromadzeni kibice byli świadkami debiutu nowej gwiazdy. 18-letni wówczas skrzydłowy zaliczył w tym spotkaniu dwa przyłożenia. Został on tym samym najmłodszym rugbistą Walii, który zaliczył przyłożenie w debiucie. Poprzedni rekord Toma Pearsona utrzymywał się od... 1891 roku.

Rugby. All Blacks z Pucharem Świata! [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.