Rugby. Dramat Joosta van der Westhuizena. Gdy cały świat wie, że umierasz

Joost van der Westhuizen ma 40 lat. Jest legendą światowego rugby. Jako łącznik młyna rozegrał w reprezentacji RPA 89 meczów. Gdy w 2003 r. kończył karierę w kadrze, był to krajowy rekord (cztery lata później pobił go Percy Montgomery).

Joost był postacią charyzmatyczną i nieustraszoną. Potrafił poderwać swój zespół do ataku, powalić cięższego o 30 kg rywala (do dziś wspomina się jego atak na słynnego Jonaha Lomu), zdobyć punkty z przyłożenia w najbardziej beznadziejnej sytuacji. Był kapitanem reprezentacji RPA. Jako zawodnik wygrywał turnieje w wielu prestiżowych kategoriach - zdobywał Puchar Świata (1995), Currie Cup (mistrzostwa RPA), Turniej Trzech Narodów (zawody między trzema potęgami w rugby: RPA, Australią i Nową Zelandią).

W czwartek cały świat się dowiedział, że zachorował na nieuleczalną chorobę - stwardnienie zanikowe boczne. Prawdopodobnie zostało mu najwyżej trzy do pięciu lat życia.

Ta straszna choroba atakuje układ nerwowy. Zaczyna się od zanikania mięśni krótkich rąk, niedowładu kończyn dolnych, potem pogarsza się sprawność ruchowa, nie można kontrolować poruszania rąk i nóg, aż dochodzi do całkowitego paraliżu. Pacjent umiera zazwyczaj po 3-5 latach od diagnozy. Śmierć następuje w wyniku paraliżu mięśni oddechowych.

- Joost jest zdruzgotany i poprosił, aby zostawić go samego, by mógł zebrać myśli. Ma świadomość, jak złe są perspektywy, i chce spędzić trochę czasu z dziećmi - powiedziała reprezentująca zawodnika Bridget Van Oerle. Rugbista ma dwoje dzieci - 7-letniego Jordana i 5-letnią Kylie.

Jego żona Amor Vittone, z którą Van der Westhuizen obecnie jest w separacji, już wcześniej - gdy ostateczna diagnoza nie była jeszcze potwierdzona - przygotowała dzieci na najgorsze. Jej mąż od kilku miesięcy borykał się z zanikiem mięśni. - Powiedziałam Jordanowi i Kylie, że tata jest umierający. Nie chciałam, aby dowiedziały się nagle od kogoś innego w szkole - opowiada. Prasa w RPA już w maju zaczęła pisać, że zawodnik ma przed sobą 18 miesięcy życia, ale to nie była prawda.

Stwardnienie zanikowe boczne zwane jest też od nazwiska amerykańskiego baseballisty chorobą Lou Gehriga - równie legendarnego dla swojej dyscypliny sportu jak Van der Westhuizen dla rugby. Gehrig zwany był "Żelaznym koniem". Przez piętnaście lat nie opuścił żadnego meczu swojej drużyny New York Yankees, z którą sześciokrotnie wygrywał World Series (finał ligi MLB). Rozegrał 2130 kolejnych meczów. Jego wspaniała seria zakończyła się na 2 maja 1939 r. Od początku sezonu (czyli od kwietnia 1939) grał słabo, poszedł więc do trenera i sam poprosił, aby zostawił go na ławce rezerwowych: - Dla dobra zespołu - powiedział. Nigdy więcej nie zagrał już w baseball. Postępująca choroba - to było właśnie stwardnienie zanikowe boczne - zmusiła go do zakończenia kariery. Z kibicami pożegnał się 4 lipca 1939 r., mówiąc najpiękniejsze słowa, jakie sportowiec może powiedzieć fanom: "Przez ostatnie dwa tygodnie czytaliście, jak źle ze mną jest. Ale dziś uważam siebie za najbardziej fartownego człowieka na ziemi. Grałem w baseball przez 17 lat i nigdy nie doświadczyłem z waszej strony niczego innego jak życzliwości i wsparcia (...). Kiedy New York Giants, zespół za pokonanie którego gotowy byłbyś oddać wszystko, daje ci prezent - to jest coś. Kiedy każdy od faceta, który strzyże tu trawę, do tych chłopaków w białych wdziankach [zawodnicy New York Yankees] przypominają ci o trofeach, które zdobyłeś - to jest coś. Kiedy masz teściową, która staje po twojej stronie w sporach z jej córką - to jest coś. Kiedy twój ojciec i matka pracują całe swoje życie, abyś Ty mógł uczyć się i rosnąć - to jest błogosławieństwo. Kiedy masz żonę, która jest twoim obronnym zamkiem i która okazuje więcej odwagi, niż mógłbyś marzyć - to jest coś najwspanialszego. Tak więc może być ze mną źle, ale dostałem w życiu strasznie dużo, dla czego warto żyć. Dziękuję".

Gehrig zmarł równo 60 lat temu - 2 czerwca 1941 r., siedemnaście dni przed swoimi 38. urodzinami.

PS. W 1995 r. po raz pierwszy oglądałem Puchar Świata w rugby w telewizji. Joost van der Westhuizen został wtedy moim ulubionym rugbistą. Na zawsze.

'Głowa rządzi, a ciało napierd...'. Jak przemowa trenera może wyglądać w realu [TYLKO DLA DOROSŁYCH]

 

Dubaj nie chce igrzysk w 2020 r. ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.