Sportowa Akademia Veolii. Marcin Stolarski: Żałuję, że nie miałem okazji ścigać się z Kosuke Kitajimą

Igrzyska w Rio dla pływaka - Marcina Stolarskiego były debiutem olimpijskim. Choć nie do końca udało mu się zrealizować cele sportowe, zdobył cenne doświadczenie. To, że nie mógł zmierzyć się z Kosuke Kitajimą to jedyna rzecz, której żałuje.

Japończyk, idol Marcina, na Igrzyska Olimpijskie w Rio nie pojechał przez dziwny system kwalifikacyjny. Kitajima jest czterokrotnym mistrzem olimpijskim z Aten i Pekinu. Marcin nie miał takiego szczęścia jak Joseph Schooling, ale to dopiero pierwsze igrzyska Stolarskiego.

Seniorska kariera Marcina Stolarskiego nabrała tempa rok temu. Ukończył VI edycję Sportowej Akademii Veolii*, a także dostał powołanie do kadry kraju. Na Mistrzostwach Świata w Kazaniu reprezentował Polskę. Na imprezie razem z Radosławem Kawęckim, Pawłem Korzeniowskim i Konradem Czerniakiem ustanowił nowy rekord Polski w sztafecie zmiennej (4x100).

W tym roku podczas Czempionatu Polski udało mu się rekordem Polski na 100 metrów stylem klasycznym (1:00:24) zdobyć bilet do Rio.

Igrzyska w Rio to Twoje pierwsze igrzyska. Jak było?

Marcin Stolarski*: To na pewno spełnienie jednego ze sportowych marzeń. Igrzyska Olimpijskie są nie tylko najważniejszą imprezą pływacką, ale i sportową. Każdy sportowiec robi wszystko, żeby tam pojechać.

Wiedziałem, że dobrze przepracowałem cały sezon, nie miałem po drodze żadnych problemów. Pierwszy raz omijały mnie wszelkie kontuzje czy choroby.

W trakcie sezonu pływałem szybko. Forma przyszła dużo szybciej niż w ubiegłym sezonie, dlatego ta kwalifikacja była trochę spodziewana. Już przed Mistrzostwami Polski w Szczecinie wiedziałem, że jestem w stanie dobrze popłynąć, ale przyznam, że rekord kraju mnie zaskoczył.

Jak zostałeś przyjęty w reprezentacji olimpijskiej? Był jakiś chrzest?

Chrztu nie było. W styczniu 2015 roku, kiedy odbył się mój pierwszy obóz kadry seniorów, miałem okazję poznać większość przyszłych olimpijczyków z Rio. Przez te półtora roku miałem sporo okazji podczas zgrupowań, żeby się z nimi spotkać, dobrze poznać.

Jakiegoś szczególnego przywitania w kadrze olimpijskiej nie było. Co ciekawe, mimo tego, że byłem jednym z młodszych reprezentantów, to raczej ja witałem nowych. Im też nie zrobiliśmy żadnego chrztu, ale chyba powinniśmy o nim pomyśleć (śmiech).

Jak myślimy o pływaniu w Rio, to najbardziej w pamięć zapadły wszystkim postaci Josepha Schoolinga i Michaela Phelpsa. Spotkałeś podczas Igrzysk swojego idola?

Moim największym idolem jest Kosuke Kitajima, 4-krotny mistrz Olimpijski z Aten i Pekinu, który niestety przez dziwny system kwalifikacji w kadrze do Rio się nie znalazł. Zrobił minimum kwalifikacyjne na mistrzostwach Japonii, ale popłynął tak szybko tylko rano, popołudniu już tego wyniku nie powtórzył, a to właśnie wtedy można było wypełnić olimpijską normę. Trochę żałuję, że nie miałem okazji z nim się ścigać.

Natomiast pierwsze spotkanie z najlepszymi na świecie miałem rok temu podczas Mistrzostw Świata w Kazaniu, tam miałem okazję ścigać się z mistrzami olimpijskimi z Londynu Cameronem van der Burghiem i Danielem Gyurtą. To jest niezwykłe doświadczenie

Jak podobało ci się w wiosce olimpijskiej? Niektórzy sportowcy narzekali na standard wykończenia, ale chyba na atmosferę nie można było narzekać?

Atmosfera w wiosce olimpijskiej jest naprawdę niepowtarzalna. Spotkają się tam wszyscy najwięksi sportowcy z całego świata, reprezentanci wszystkich dyscyplin. Nie ma tam oporów przed poznawaniem nowych ludzi, bo mimo że widzimy się pierwszy raz to naprawdę mamy poczucie, że tworzymy liczną olimpijską rodzinę. Jako sportowcy nadajemy na podobnych częstotliwościach, dlatego łatwo jest nam się dogadać.

Oczywiście najbardziej rozpoznawalne postacie takie jak Usain Bolt, czy Michael Phelps nie mają tam łatwego życia. Często albo mieszkają poza wioską, albo posiłki przynoszą im do pokoi koledzy, żeby nie mieć kontaktu z paroma tysiącami olimpijczyków chcących zrobić sobie z nimi zdjęcie.

Co można robić w wiosce olimpijskiej na co dzień?

Możliwości jest bardzo dużo. Organizatorzy zadbali o infrastrukturę sportowa. Są korty tenisowe, boiska do siatkówki, piłki nożnej, a także nieduży basen i skatepark. Swoje miejsca mają też partnerzy MKOl, którzy proponują dodatkowe rozrywki. Jeden z producentów sprzętu elektronicznego udostępnił okulary VR. Korzystaliśmy z tego, ale najważniejsze były starty.

To jak wyglądał "zwykły dzień olimpijczyka"?

Specjalnie niczym się nie różnił od "zwykłego dnia sportowca". Z takich nowości, to stołówka była całodobowa, dzięki czemu można było odpowiednio zaplanować sobie posiłki i śniadanie jadać nawet bardzo wcześnie, przed treningiem. Poza tym to rutyna znana każdemu sportowcowi - posiłek, trening, posiłek po, chwila regeneracji i kolejny trening.

W ramach relaksu spacerowaliśmy po wiosce, jeździliśmy też oglądać występy innych Polaków. Oprócz startów pozostałych pływaków, miałem okazję zobaczyć też Piotra Małachowskiego, jak zdobywał srebrny medal, eliminacyjny bieg Usaina Bolta i zwycięstwo naszych szczypiornistów nad Szwedami.

Czy rywalizacja sportowa różni się czymś od rywalizacji na innych imprezach o dużej randze?

Chyba nie. Ja nie odczułem większej różnicy. Szok przeżyłem rok temu w Kazaniu. Teraz już byłem przygotowany na wielki stadion, mnóstwo kibiców, ogłuszający doping. Wtedy, kiedy stałem na słupku obok najlepszych pływaków świata i musiałem wypełnić minimum dla naszej sztafety 4x100 zmiennym, odczuwałem ogromny stres.

Tym razem nie ciążyła na mnie żadna presja. Byłem debiutantem. Mogłem skupić się na samym wyścigu. Były to moje pierwsze igrzyska, ale fajnie, że przyjechałem na nie z zebranym wcześniej bagażem cennych doświadczeń.

Czy jesteś zadowolony ze swojego wyniku olimpijskiego?

Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Bijąc rekord Polski, który dał mi kwalifikację do Rio , zdobyłem 21. wynik na listach światowych przed IO. Policzyłem sobie, że żeby popłynąć w półfinale igrzysk, musiałbym pobić rekord znowu. Poprawić go o pół sekundy.

Taki był mój cel. Bardzo mocno zacząłem i zabrakło mi sił na finiszu. Przez to mój rezultat był dużo gorszy niż rekord życiowy. Z wyniku nie jestem zadowolony. Zadowolony jestem za to z tego, że byłem w stanie podjąć ryzyko i spróbować bardzo mocnego pływania od samego startu.

Myślę sobie, że może i teraz mi się nie udało, ale przede mną jeszcze sporo startów i będę mógł pokazać, na co mnie stać.

*Marcin Stolarski - 20 letni pływak z Warszawy, reprezentant Polski, mistrz kraju, rekordzista. Absolwent programu Sportowa Akademia Veolii , innowacyjnego programu edukacyjnego w polskim sporcie, adresowanego do utalentowanej sportowo młodzieży w wieku 14-18 lat, którego celem jest wsparcie rozwoju ich kariery sportowej.

facebook.com/SportowaAkademiaVeolii

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.