- Przez pierwszy tydzień miałam do siebie pretensje, że popełniłam taki głupi błąd. Mogłam przecież zdobyć złoty medal. Potem doszłam jednak do wniosku, że takie myślenie nic mi nie da i zaczęłam sobie wyznaczać nowe cele.
W kolarstwie trzeba zdawać sobie sprawę, że taki wypadek prędzej czy później może ci się przydarzyć. To część tego zawodu. Na szczęście po wypadku nie miałam poważnego wstrząsu mózgu - powiedziała van Vleuten.
- Po igrzyskach w Londynie myślałam tylko o Rio 2016. Ale oprócz igrzysk olimpijskich jest wiele świetnych wyścigów - podsumowała 33-latka.
Teraz van Vleuten przygotowuje się do wyścigu w Katarze, który zaczyna się w niedzielę.
- Dziennikarze zawsze chcą rozmawiać ze mną o wypadku. Nie chcę już do tego wracać. Wolę myśleć o tym, jak dobrze jechałam w tym wyścigu przed upadkiem. Jestem z tego dumna - powiedziała duńska kolarka.
"Jestem teraz w szpitalu, mam trochę obrażeń i złamań, ale będzie ze mną dobrze. Jestem bardzo rozczarowana, bo to był najlepszy wyścig w mojej karierze" - pisała wtedy z intensywnej terapii.
Gratulowała także swojej rodaczce Annie van der Breggen, która wygrała niedzielną rywalizację.
Van Vleuten w groźnie wyglądającym wypadku doznała złamania trzech kręgów w odcinku lędźwiowym i wstrząśnienia mózgu. Przewróciła się na zjeździe z Vista Chinesa, 12 km przed metą. Prowadząca w tym momencie zawodniczka straciła panowanie nad rowerem i przekoziołkowała, uderzając głową w krawężnik. Gdy inne konkurentki ją mijały, ona leżała nieruchomo w nienaturalnej pozycji na skraju szosy.