Trener chrypi.
Nie mówi, wydaje ochrypłe dźwięki. Nie jesteśmy zaskoczeni. Bo nie jest w tym odosobnionym przypadkiem. Chrypiał po meczach Bogdan Wenta, chrypiał Michael Biegler.
I tym swoim ochrypłym od krzyków w fantastycznym meczu z Chorwacją głosem każe nam ochłodzić głowy. Jego przekaz: dlaczego tak łatwo zmieniamy pogląd na drużynę? Dlaczego Polacy tak bardzo skaczą od ściany do ściany? Dlaczego uważamy, że ze Słowenią zagrała inna drużyna niż z Chorwacją? - To ta sama drużyna - skrzypi startym gardłem Dujszebajew.
Tałant Dujszebajew: Niełatwe jest to poczucie. Ale też dobre. Trzeba umieć z tym żyć i działać normalnie, bo mamy coś tu do zrobienia. Jak rozmawialiśmy wcześniej, po meczu z Brazylią, mówiłem: ważne jest, jak zaczniemy, ale ważniejsze, jak skończymy. Mówiłem też, że igrzyska olimpijskie są bardzo trudnym turniejem, ale jest w nich i tak, że można wygrać wszystkie mecze oprócz jednego i odpaść, nic nie ugrawszy, a można przegrać trzy i zwyciężyć w całym turnieju.
- Pamięta pan, co powiedział prezydent Andrzej Duda na ślubowaniu reprezentacji przed odlotem do Rio? Że najpierw ludzie będą nas pytać: "dlaczego to robicie?", a potem: "jak tego dokonaliście?". Te słowa zapadły mi w pamięć. Mecz ze Słowenią był dla nas wszystkich bardzo trudny, ale ja sam znacznie gorzej zniosłem porażkę z Brazylią w pierwszym meczu. Bo wiedziałem, że czy to w meczu, czy w turnieju bardzo ważne jest, jak się zacznie. Drużyna nabiera nadziei albo ma problem. Chwała chłopakom, że potrafili w trudnej sytuacji się zachować tak właśnie, a z drugiej strony nigdy w to nie zwątpiłem, że mają charakter i że są zawodowcami.
Owszem, pomogli nam Niemcy, ale trzeba pamiętać, że grali we własnym interesie, aby zająć pierwsze miejsce w grupie i mieć słabszego przeciwnika. Tak są zorganizowane igrzyska, żadna to dla nas ujma.
I tu chciałbym powiedzieć z całą mocą: mamy półfinał, gramy z Danią, to sukces. Ale jeszcze na igrzyskach nic nie zdobyliśmy. I to w ten sposób trzeba tę sprawę widzieć, a nie się zachwycać.
- Najważniejsze, że od początku spotkania wierzyliśmy, że wygramy, i nastawiliśmy się na walkę do końca. To nastawienie i wiara dały nam bardzo ważną rzecz: przecież było tak, że oni gonili wynik, że niemal przez cały mecz przegrywali, ale jednak dogonili. A my to wytrzymaliśmy. Żeby to wytrzymać, była potrzebna ta początkowa wiara, że wygramy.
Cała drużyna grała wspaniale, ale w ataku znacznie lepiej niż ze Słowenią, to prawda. Nie gubiliśmy piłek, mieliśmy dużą skuteczność w ataku. Chorwaci myśleli, że zagramy tak nieskutecznie w ofensywie jak w meczu ze Słowenią, i tak sądząc, ustawili drużynę.
- Tak, właśnie.
- Ja? Ja jestem tylko trenerem. To on sam to wszystko zrobił. Ja nie jestem taki szybki w pochwałach, ale jest to jego bardzo dobry turniej. Słabiej zagrał tylko w jednym meczu w Rio, ze Słowenią.
- Ja na takie pytania nie odpowiadam.
- I to właśnie na tym polegało. Piotrka Wyszomirskiego charakterystyka jest właśnie taka, że on gra razem z obroną, tworzy z nią blok. Sławek jest bramkarzem, który lepiej czuje się w grze jeden na jeden, podobnie jak Wichary. W tym meczu musieliśmy grać właśnie tak. Dlatego musiałem podjąć taką decyzję.
- Już to powiedziałem po meczu: jest jakby nowy turniej i są nowe marzenia.
Ale nasz plan nie wychodzi poza następny mecz - z Danią. Nie wiem, czy się uda z nimi wygrać, ale chcemy to zrobić i mamy atuty. Mamy drużynę, która myśli o jednym: jak wygrać. Przypomnę jednak, że tak samo chcieliśmy pokonać Brazylię, Niemców i Słoweńców. Ci, co się znają, to wiedzą, że choć Duńczycy są w półfinale igrzysk olimpijskich po raz pierwszy w historii, ich piłka ręczna jest świetna. Grali w finale mistrzostw świata trzy lata temu, są mistrzami Europy sprzed czterech lat. Mają drużynę, która się praktycznie nie zmieniła od tego czasu, poza trenerem. Grają w najsilniejszych ligach świata, i to nie ogony. My gramy w naszej lidze, sukcesów mamy ostatnio mniej. I teraz to samo co my myślą właśnie oni.
- To dla chłopaków, bo to oni byli najlepsi.
współpraca Paweł Wilkowicz