Piłka ręczna. Francja, Dania i Norwegia - mistrzowie sprawdzą Polskę. Grzegorz Tkaczyk: grając z takimi rywalami czułem ogromny zastrzyk energii

- Pamiętam moje pierwsze mistrzostwa Europy w Szwecji, gdzie przyszło nam się zmierzyć z gospodarzami. Nie było we mnie bojaźni w związku z tym, że naprzeciwko mnie stoją Lovgren, Wislander, Olsson itd. U mnie to działało inaczej; czułem ogromny zastrzyk energii - mówi Grzegorz Tkaczyk, wicemistrz świata, były kapitan reprezentacji Polski. Kadra prowadzona przez Piotra Przybeckiego od czwartku do niedzieli zmierzy się wyłącznie z medalistami ostatnich MŚ i igrzysk olimpijskich

W ramach towarzyskiego turnieju Bygma Golden League w Danii Polska zagra kolejno z: Francją, czyli mistrzem świata i wicemistrzem olimpijskim (w czwartek o godzinie 18), Danią, czyli mistrzem olimpijskim (w sobotę o 16) i Norwegią, wicemistrzem świata (w niedzielę o 17.50). Wszystkie mecze pokaże TVP Sport. Dla naszej drużyny będzie to ważny punkt w przygotowaniach do styczniowych prekwalifikacji MŚ 2019. W nich zagramy w Portugalii z Kosowem, Cyprem i reprezentacją gospodarzy. Awans do dalszej fazy eliminacji uzyska tylko zwycięzca.

Łukasz Jachimiak: Najmocniejsze drużyny świata podobno w swoich najmocniejszych składach – czego po spotkaniach z takimi rywalami możemy oczekiwać od naszej drużyny na turnieju w Danii?

Grzegorz Tkaczyk: Oczywiście wyniki będą sprawą drugorzędną, bo to jest turniej towarzyski. Fajnie by było nawiązać wyrównaną walkę z takimi mocnymi przeciwnikami, ogrywać się, zbierać doświadczenie. Nasz zespół bardzo tego potrzebuje, bo składa się głównie z młodych zawodników, którzy nie mają zbyt wielu występów w reprezentacji. Chciałbym po prostu obejrzeć ich dobrą grę.

Na sensacyjne zwycięstwo w którymkolwiek meczu chyba nie możemy liczyć? Będzie dobrze, jeśli nasi będą potrafili grać równo z rywalami powiedzmy do 50. minuty?

- Tak, zadanie jest bardzo ciężkie i dla chłopaków, i dla sztabu szkoleniowego z Piotrem Przybeckim na czele. Zespół jest budowany od początku, od zera. O zwycięstwach tu nie myślmy, liczmy na obejrzenie dobrej piłki ręcznej. Niech to będą nawet przegrane mecze, ale niech nasza drużyna zagra na dobrym poziomie, a wtedy zbierze kolejne pozytywne impulsy. Pierwsze były w końcówce eliminacji ME 2018, teraz trzeba podtrzymać dobrą grę, którą wtedy widzieliśmy.

Wyjazdowy remis z Serbami 34:34 i zwycięstwo nad Rumunią u siebie 32:31 to rzeczywiście były mecze pozytywnie zaskakujące, ale mam wrażenie, że wtedy graliśmy jeszcze taką wariacką piłkę ręczną, jeszcze bez takiej obrony, jaką chcemy mieć.

- Czy wariacką? Na pewno przeciwnicy zostali zaskoczeni. To, że nasz zespół jest tak młody, niedoświadczony, że był tworzony od nowa uśpiło przeciwników. Teraz trzeba za wszelką cenę podtrzymywać dobrą myśl trenerską, koncepcję na budowę zespołu. Tak wymagający rywale jak ci, z którymi zmierzymy się w Danii, pokażą nam, w jakim miejscu jest teraz ta drużyna.

Dobre jest chyba to, że przybyło nam w kadrze zawodników grających na co dzień w ligach zagranicznych. Ostatnio ich jedynym przedstawicielem był Kamil Syprzak z Barcelony, teraz jest takich graczy siedmiu, bo powyjeżdżali choćby Patryk Walczak, Piotr Chrapkowski i Paweł Paczkowski, którzy w Vive nie grali tyle, ile by chcieli.

- Jeżeli chodzi o Paczkowskiego, to on miał bardzo udany sezon w Vive. W zasadzie o nim nie można powiedzieć, że nie grał albo że występował mało, bo Tałant Dujszebajew przyzwyczaił do swoich roszad co 15 minut i „Paczas” dostawał szanse i prezentował się w mojej opinii bardzo dobrze.

Ale w Motorze Zaporoże gra jeszcze więcej.

- To prawda, a dla takiego młodego chłopaka niezbędne jest granie przez 45-50 minut w każdym spotkaniu. Teraz ma taką możliwość. Z całkiem dobrym efektem gra w Lidze Mistrzów, rzuca sporo bramek, widać, że dobrze wkomponował się w zespół. Większy problem był z Walczakiem i z Chrapkowskim. Piotrek chciał trochę więcej występować w ataku i odgrywać większą rolę w zespole, dlatego poszedł do Magdeburga. A Walczak w mocnej, francuskiej lidze też gra z korzyścią i dla siebie, i dla reprezentacji.

Poza mającym już swoją markę Syprzakiem najlepsze recenzje z naszych zawodników zagranicznych zbiera ostatnio Rafał Przybylski, który rzuca sporo bramek dla Tuluzy i trafia do „siódemek” kolejki ligi francuskiej. Myślisz, że 26-latek może stać się liderem kadry?

- Nigdy tego nie ukrywałem – jestem fanem talentu Rafała. Bardzo mi się podoba, jak on gra: bez kompleksów, ma mocny rzut i dobre minięcie jeden na jeden. To jest gracz, któremu wyjazd przyniósł same korzyści. W Puławach już by się chyba bardziej nie rozwinął, a teraz na co dzień gra w bardzo mocnej lidze. Według mnie francuska ekstraklasa to druga najmocniejsza liga w Europie, zaraz po Bundeslidze. We Francji jest bardzo dużo mocnych, wyrównanych drużyn. Jestem bardzo ciekawy, jak Przybylski się zaprezentuje w turnieju w Danii. Generalnie wygląda na to, że prawe rozegranie w kadrze jest całkiem fajnie obsadzone, bo mamy Przybylskiego i Paczkowskiego, a jeszcze Michał Szyba wraca.

Szkoda, że tego samego nie da się powiedzieć o środku rozegrania. Trener Przybecki zapowiada, że teraz sprawdzi na nim Mateusza Wróbla, czyli debiutanta, który w swoim klubie, Wybrzeżu Gdańsk, gra na lewym rozegraniu.

- To jest nasza najbardziej newralgiczna pozycja w ostatnich latach. Cały czas trwają tu poszukiwania. Zobaczymy, jak ten młody Wróbel sobie poradzi. To na pewno duża szansa dla niego. Ale też, umówmy się, nie można oczekiwać od niego cudów, bo to jego początki i on od razu zostanie rzucony na najgłębszą wodę. Piotr Przybecki musi próbować nowych rozwiązań, bo problem ma duży. Znaleźć człowieka, który będzie dyrygował grą reprezentacji – to jest jego najtrudniejsze zadanie.

Myślisz, że taki Wróbel i jeszcze paru innych zawodników nie wystraszą się Karabaticiów, Hansenów i innych gwiazd?

- Trudno mi się wypowiadać za nich, ale pamiętam swoje początki w reprezentacji…

… Ale Ty miałeś 21 lat, kiedy wyjechałeś do Magdeburga, wówczas jednego z najlepszych klubów Europy. Jednak byłeś w innej sytuacji.

Tak, ale w reprezentacji grałem jeszcze wcześniej, jako zawodnik Warszawianki. Pamiętam moje pierwsze mistrzostwa Europy w Szwecji, gdzie przyszło nam się zmierzyć z gospodarzami, Szwedami [to był rok 2002, Szwedzi byli wtedy mistrzami Europy, wicemistrzami świata i wicemistrzami olimpijskimi]. Nie czułem tremy, nie było we mnie jakiejś bojaźni w związku z tym, że naprzeciwko mnie stoją Lovgren, Wislander, Olsson itd. U mnie to działało inaczej – czułem ogromny zastrzyk energii, że mogę sprawdzić swoje umiejętności na tle tak utytułowanych graczy i tak znakomitego zespołu. Trudno mi powiedzieć, że teraz nasi zawodnicy podejdą do sprawy podobnie. Ale to jest tylko turniej towarzyski, więc nie powinno być mowy o tremie. Gdyby to była impreza rangi mistrzowskiej, to byłoby trudniej.

Skoro wspomniałeś stare czasy, to powiedz, jakie znaczenie dla kadry Bogdana Wenty w drodze do MŚ 2007 miały towarzyskie zwycięstwa nad Niemcami, z którymi później zagraliście w finale, i nad Duńczykami, których pokonaliście w półfinale mistrzostw.

- Na to pytanie nie odpowiem, bo wkrótce ukaże się moja biografia, w której będzie mnóstwo ciekawych rzeczy na temat złotego pokolenia, czyli kadry Bogdana Wenty. Muszę więc odesłać do swojej książki.

Kiedy premiera?

- Już 22 listopada.

Rozumiem, że w szczegółach opisałeś, jak się docieraliście, jak tworzyła się drużyna, która dawała nam wielkie emocje przez prawie 10 lat?

- To będzie u nas pierwsza taka książka o piłce ręcznej napisana przez byłego zawodnika reprezentacji, który już zakończył swoją karierę. Będzie bardzo dużo ciekawych informacji o tym, jak ta reprezentacja się rodziła, jak funkcjonowała. Czytelnicy wielu rzeczy się dowiedzą.

Koledzy się na Ciebie nie poobrażają?

- Moim zamysłem nie było to, żeby poobrażali się na mnie koledzy, ale to, żeby napisać szczerą, fajną książkę i żeby iść za swoim mottem życiowym, że jak coś robię, to robię na 100 procent. Zawsze byłem szczerym chłopakiem i w ten sposób napisałem swoją biografię.

Na koniec wybiegnijmy myślami do stycznia. Boisz się trochę, że Portugalia grająca na własnym boisku może się okazać dla Polski bardzo trudnym rywalem?

- Na pewno czeka nas bardzo trudne zadanie. Zagramy na wyjeździe, szkoda, że Portugalia dostała prawo organizacji tego turnieju, a nie my. Dobrze, że teraz gramy z tak mocnymi rywalami w Danii, to będzie bardzo dobry punkt w przygotowaniach do styczniowej walki o mistrzostwa świata. Innej opcji niż nasz awans do dalszych kwalifikacji nie widzę. Ale spodziewam się, że walka z Portugalią będzie bardzo wyrównana i że będą decydować malutkie szczegóły.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.