Piłka ręczna. Bogdan Wenta: Zadaję pytania i chętnie będę uczestniczył w szukaniu odpowiedzi

- Jestem do dyspozycji, jestem gotowy. Z prezesem Kraśnickim mamy pewną dżentelmeńską umowę, to prezes powinien opowiedzieć o pomysłach, które były dyskutowane - mówi Bogdan Wenta. Były zawodnik i były trener reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych od czterech lat jest europosłem. Po tym jak kadra wypadła ze światowej czołówki Wenta deklaruje, że chce pomóc. - Nie jestem poza piłką ręczną. Cały czas łatwo mnie sprawdzić i się dowiedzieć, że ten facet trochę wie o sporcie, że trochę nim zarządzał - przekonuje.
bogdan wenta bogdan wenta PAWEŁ MAŁECKI

Łukasz Jachimiak: Znacie się ze Zbigniewem Bońkiem, prawda?

Bogdan Wenta: To dużo powiedziane. Był moim idolem, udało mi się ze Zbyszkiem kilka razy rozmawiać. Pewnie zmierza pan w kierunku tematu prezesury?

Tak.

- Inny znany piłkarz - Grzegorz Lato - w zarządzaniu się nie sprawdził.

Dlaczego Boniek radzi sobie lepiej?

- On miał pewną umiejętność zbudowania swojego świata biznesu, inwestycji po karierze. Bycie prezesem to dla niego okazja do pokazania niezależności. Jeśli ktoś mu powie "nie", to on ma z czego żyć, może to zostawić. Chce być więc prezesem, który realnie zarządza. Mocno pomógł mu też sukces reprezentacji, dobra praca trenera Adama Nawałki.

Chciałby pan być Bońkiem polskiej piłki ręcznej, co niedawno zasugerował Damian Wleklak?

- Ten sport dał mi dużo i wciąż dużo daje. Trudno, żebym teraz nagle oznajmił, że to mnie nie interesuje. Piłka ręczna wciąż jest mi bliska. Interesuje mnie właśnie z perspektywy zarządzania, szkolenia, systemu. Oczywiście nie tak łatwo jest być prezesem. Chociaż pewne historie mnie dziwią, na przykład że ktoś z zewnątrz może być nagle wiceprezesem związku

Nazwisko?

- Łatwo sprawdzić o kogo chodzi. Rozumiem, że strategicznie takie działania mogą być potrzebne, dadzą jakieś korzyści.

Miał pan przyjemność rozmawiać o piłce ręcznej z Adamem Hofmanem?

- Krótko, dwa lata temu. Króciutko.

Zna się na dyscyplinie?

- To była luźna rozmowa. Poza tym nie jestem upoważniony, żeby poważnie z wiceprezesem rozmawiać, bo mógłby powiedzieć: "panie Wenta, pan był, a teraz pana nie ma". Ale powinniśmy mocniej korzystać z ludzi, którzy mają dużą wiedzę i mogą ją przekazywać. Oglądając mistrzostwa Europy patrzyłem, kto w danym zespole siedzi na ławce, obok trenera. Są tam twarze z mojej generacji, kapitał ludzki jest zagospodarowywany.

U nas nie jest i dlatego niedawno odpadliśmy z walki o MŚ 2019, przegrywając preeliminacje z Portugalią?

- Wynik był zły, nie mamy awansu, a zwycięstwo byłoby jak butla z tlenem. Po remisie z Portugalią pojawiło się wiele ataków, a ja mam wrażenie, że przez wzajemną krytykę odchodzimy od sedna. Musimy postawić dwa pytania: "dlaczego tak się stało?" i "co powinniśmy dalej zrobić?".

Ma pan odpowiedzi?

- Mamy ligę zawodową, ale to przecież rozgrywki dla seniorów. Co z młodzieżą? Jeśli ona od dawna nie ma wyników to znak, że dzieje się coś złego. Z czego ma wybierać selekcjoner? W naszej lidze gra coraz więcej zawodników zagranicznych i nie są to wielkie gwiazdy. Takie sprowadza tylko Vive, może Wisła. Inna sprawa - mamy dziś taki paradoks, że w reprezentacji Polski nie ma nikogo z zespołu mistrza kraju.

Dlaczego?

- To pytanie do zawodników Vive. Nie mogę przyjmować usprawiedliwienia typu "jestem zmęczony". No chyba nie wszyscy grali aż tyle, nie wszyscy mieli tyle kontuzji.

Pan ich nie rozumie?

- Nie chcę ich oceniać. Też z nimi byłem, stawialiśmy sobie różne pytania. Co jakiś czas jeden albo drugi prosił o trochę odpoczynku. To zawsze jest decyzja zawodnika. Jednak kiedy sam byłem zawodnikiem, to zawsze chciałem grać. Nie było tak, że orzełek jest wspaniały tylko wtedy, kiedy kadrze fajnie idzie. Zawodnicy sami muszą sobie odpowiedzieć na pytanie: czy dobro klubowe jest ważniejsze od dobra reprezentacji? Moja kadra zawsze szła razem do końca. Zgadzaliśmy się, że musimy wspólnie dźwigać odpowiedzialność. I albo ludzie będą nas chwalić po sukcesie, albo zostaniemy sami, jednak będziemy przynajmniej wiedzieć, że wyszliśmy z tego z twarzą. Zawodnicy, nawet połamani, przyjeżdżali na kadrę. Teraz sytuacja wokół reprezentacji - zmiany trenerów, rezygnacje - jest trochę dziwna. Musimy zastanowić się, co dalej z naszą dyscypliną. Ilu ludzi gra u nas w piłkę ręczną?

Około 25 tysięcy osób.

- Tyle samo, ile w czasach, kiedy uprawiałem ten sport i kiedy później prowadziłem reprezentację. To pokazuje, że nie wykorzystaliśmy ostatnich sukcesów.

Mówiliście, że nie wykorzystujemy już w 2009-2010 roku.

- Musimy wymagać większej samorządności od klubów, lepszego zarządzania. We Flensburgu bywało, że w trzy miesiące potrafiliśmy uzbierać brakujące pół miliona euro. Wiedzieliśmy, że z grantów społecznych pieniądze mogą nam wpłynąć, ale nie muszą. U nas uważa się, że jeśli klub ma głównego sponsora, to wyrosła jabłoń i jabłek ma tyle, że nawet jak pospadają, to i tak dla każdego wystarczy. Czas zadać pewne pytania.

Jakie są najważniejsze?

- Jak wyglądają szkolenia trenerów? Co robi instruktor w Tarnowie, a co ten w Nowej Hucie? Jak wygląda życie takiego chłopaka? Czy od niego może wyjść świetny zawodnik? Jak wygląda szkolenie juniorów? Co się dzieje z zawodnikiem, który ma 15-16 lat? Pytam znajomych, jak to się robi w Niemczech. Tam definiuje się cechę, która powinna określać piłkarza ręcznego i cała praca kręci się wokół niej. Ustalają na przykład, że w danym wieku kluczowa jest szybkość i układają abecadło, dzięki któremu wszyscy będą szkolić tak samo. A czy my mamy nad tym kontrolę? Czy ktoś daje instruktorom podpowiedzi, jak przełożyć teorię na praktykę? Zadbajmy o to, a może za jakiś czas będziemy mieli w reprezentacji wybór. Dalej: jak wygląda liga zawodowa? Jak jest z płatnościami? Jak selekcjonuje się zawodników do reprezentacji młodzieżowych? Dlaczego liga ma 16 drużyn i jest zamknięta? Czy to podniosło poziom?

Nie. Nie mogło. W lidze jest jednak więcej młodych zawodników. Może zrobiliśmy krok w tył, żeby za chwilę wykonać dwa do przodu?

- Obejrzałem kilka meczów i jako były zawodnik oraz trener muszę powiedzieć, że nie widzę tego optymistycznie. Słyszę podczas transmisji, że mecz fantastyczny, że akcja wspaniała. Patrzę więc i myślę sobie: "Jezus, Maria! Przecież ten chłopak nie umie podnieść głowy w kontrze, nie ma przeglądu gry. Nie widzi, że jego kolega czeka, macha do niego, krzyczy". Jak my potem chcemy walczyć w Europie? Zadbajmy o szkolenie, to może za jakiś czas będziemy mieli w reprezentacji wybór na pozycjach. Dzisiaj możemy mówić "bierz tego, bo innego nie masz". Przepraszam, ale tak oceniam reprezentację.

Wszyscy wiemy, że tak ona wygląda, przecież od lat przed każdą imprezą mistrzowską przypominaliśmy sobie, że nie mamy środkowego rozgrywającego.

- Pamiętam swoje walki z Damianem Wleklakiem i z Grześkiem Tkaczykiem. Pamiętam, jak trudno było z Grześka, typowego rzutowszczyka, dynamitu, zrobić dyrektora. Z Damianem znowu było coś innego - jak czasami się wychylał z rzutem, to mu mówiłem: "Zdechły, gdzie ty się pchasz, przecież ze śmiechu padną w obronie". Dzisiaj widzimy, że taki Miha Zarabec, środkowy Słowenii, jest mały [ma 177 cm wzrostu] i można by powiedzieć obronie "Tylko stójcie, wystarczy". A on ma świetną szybkość, też szybkość decyzji, i rzuca nawet sprzed obrony. Dlaczego tak jest? Czy to jego talent, czy pewna forma innego szkolenia, która pozwoliła mu to wypracować? Może jednak Słoweńcy to mają wypracowane, bo i Dean Bombac, i Uros Zorman, który już jest dziadkiem, też mają podobne charakterystyki. Czyli chyba jest system, w którym zawodnicy przez lata są wychowywani. A czy u nas jest taka kontrola? Czy ona polega tylko na tym, że ktoś ma protokół, to go podpisze i jest rozliczony? W końcu przez zaniedbania wypadliśmy z czołówki. Oby na krótko, ale myślę, że wrócić będzie trudno. Dlatego powinniśmy przerobić przyszłościowe tematy strategiczne, pomyśleć o MŚ 2023, które zorganizujemy ze Szwedami. To jest pierwszy pewny termin naszej gry w dużym turnieju. Mamy dużo czasu, musimy go dobrze wykorzystać. Wenta nie atakuje. Nie chcę, żeby wyszło, że Wenta cztery lata biega po europarlamencie, a teraz nagle zabiera głos. Zadaję pytania, ale chętnie będę uczestniczył w szukaniu odpowiedzi

Ile razy przez te cztery lata zaprosił Pana do siebie ZPRP?

- Jestem w Radzie Trenerów, tylko często jest tak, że nie mam możliwości być na spotkaniach, bo mam swoje obowiązki. Mógłbym powiedzieć wiele rzeczy, które dla nikogo nie byłyby pozytywne. Ale musimy pracować, a nie się kłócić. Wypadliśmy z wielkich turniejów i teraz musimy wykorzystywać wszystkie możliwości, żeby się jak najszybciej odbudować. To jest bardzo trudne, chyba mam rację? Przecież jak wyeliminowaliśmy wielkich Szwedów z ME 2006, to kilka lat minęło, zanim oni wrócili.

Możemy przywołać świeży przykład - Norwegia.

- Krótko po moim odejściu w 2012 roku był turniej w Gdańsku, grały w nim też kadry B, a Norwegowie zamiast rezerw przywieźli młodzieżówkę. W składzie był Sander Sagosen i inne dzisiejsze gwiazdy. Glenn Solberg mówił mi "Słuchaj, będziemy tą grupą pracować, Christian Berge ma to przejąć, chcemy, żeby ta grupa była bardzo mocna za kilka lat". Przepraszam, czy my jesteśmy w stanie coś takiego zrobić? Czy kiedykolwiek coś takiego zrobiliśmy? Nigdy. Braliśmy z Danielem Waszkiewiczem Chrapkowskiego, Wyszomirskiego, Kostrzewę, Paczkowskiego, później doszedł Syprzak. Oni z nami po trzy dni trenowali. Pamiętam Szybę, jak przyszedł do nas trenować w Warszawie przed jakimś meczem. Zobaczyłem go i mówię: "Ty, młody, jesteś najmłodszy, to powinieneś być tu pierwszy". A nagle ktoś przychodzi i mówi: "Oni mieli test". "Jaki test?" - pytam. "Przecież wy gracie mecz eliminacyjny za trzy dni, to jaki mieliście test?!" A Szyba mówi, że mieli test wytrzymałościowy na rowerach. Jak to usłyszałem, to mówię:  "Sorry, młody, zejdź. Odpocznij". Przecież bym go zarżnął, bo już dostał rano wpierdziel! Po co im było robić test w kadrze juniorskiej, skoro za trzy dni grali mecz? Co ten test dał? Byłem zszokowany takimi metodami. To pokazuje, jak nie ma porozumienia, jak nie ma komunikacji. Proszę popytać, jak to wyglądało, czy trenerzy pierwszej kadry rozmawiali z trenerami klubowymi. Ja się spotykałem, bo każdy trener to jest partner. Tę naszą rozmowę można nazwać apelem, można propozycją. Ale jeśli nie jestem potrzebny, to znajdę sobie inne zajęcia.

Jeśli prezes ZPRP Andrzej Kraśnicki zgłosi się i powie np. "Bogdan, zostań dyrektorem sportowym", to Pan się zgodzi?

- Z prezesem Kraśnickim mamy kontakt od wielu lat. Mamy pewną dżentelmeńską umowę, o szczegóły trzeba by prezesa zapytać. Ale teraz jako szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego ma bardzo dużo na głowie w związku z igrzyskami. Spotkamy się w marcu na dniach sportu Komisji Europejskiej w Bułgarii. Zawsze mieliśmy dobrą relację, co może nie zawsze się pokrywało z tym, co na zewnątrz było widać, bo nigdy nie owijałem w bawełnę, zawsze mówiłem, co uważałem. Ale pamiętam, jak na MŚ w Niemczech prezes siedział z boku, a ja go zaprosiłem, powiedziałem "Jest pan częścią tego zespołu, a nawet jest pan szefem tego zespołu!". Relacja zawodnik-trener-prezes, to wszystko musi być dograne. Jak jest fanie, to wszyscy się kochamy, a jak jest niefajnie, to wtedy widać prawdziwe twarze ludzi. Teraz o pewnych rzeczach nie mogę mówić, to by było nie w porządku. Prezes związku powinien opowiedzieć o pewnych pomysłach, przemyśleniach, które na różnych etapach były dyskutowane.

Czyli czeka Pan na propozycję prezesa i jest Pan gotów do działania?

- Oczywiście. Jestem do dyspozycji. Jestem gotowy. Czy jako pośrednik, czy na innych zasadach. Trochę mnie wkurzyło, a trochę przeraziło, że każdy ma klapki na oczach i mówi: "Wy jesteście najgorsi!" A może trzeba spojrzeć szerzej? Sport, zwłaszcza gry zespołowe, to złożona sprawa. Wiele razy to przeżywaliśmy. Wiele razy w trudnych momentach gryzłem się w język. Mówiłem: "Chłopaki, cześć, dziękuję, koniec, wypieprzać mi do szatni. Bo jak coś powiem, to może się otworzyć rana i będziemy wszyscy tego żałować". Teraz czuję potrzebę, żeby trochę stonować nastroje i wskazać, na czym trzeba się skupić. Nie jestem poza piłką ręczną. Spotykam się z EHF, z IHF, potrafi mnie znaleźć minister sportu Francji, potrafi liga hiszpańska, potrafi niemiecka federacja. Szkoda, że do tej pory nie potrafiły ani ZPRP, ani ministerstwo sportu. Ale cały czas łatwo mnie sprawdzić i się dowiedzieć, że ten facet trochę wie o sporcie, że trochę nim zarządzał.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.