Była 50. minuta, gdy Łukasz Gierak pomylił się w kontrze. Chwilę wcześniej rzucił dwie piękne bramki z drugiej linii, teraz trafił w golkipera gospodarzy. Gdyby nie popełnił błędu, Polska prowadziłaby 24:21. Możliwe, że to podłamałoby Portugalczyków. A tak za moment znów doszli nas na jedną bramkę i później lepiej poradzili sobie w niesamowicie nerwowej końcówce. Bardzo możliwe, że to im, a nie nam zabrakłoby finalnie jednej bramki, gdyby w 55. minucie rzutu karnego nie zmarnował Kamil Syprzak. Obrotowy Barcelony huknął w słupek, gdy przegrywaliśmy 24:25.
Mecz z Portugalią był dla Polski meczem straconych szans. Pierwszą połowę zagraliśmy słabo, przegraliśmy ją 13:15. W drugiej było lepiej, ale to nie znaczy, że dobrze. A przynajmniej nie na tyle dobrze, żeby wygrać i w czerwcu rozegrać dwumecz o awans do przyszłorocznych finałów mistrzostw świata.
Kiedy my graliśmy w Povoa de Varzim z Kosowem (30:19), Cyprem (46:13) i Portugalią (27:27, co jest korzystnym wynikiem dla rywala, bo on w sumie ma lepszy bilans bramkowy o jedno trafienie), w Chorwacji rozpoczynały się mistrzostwa Europy. To pierwsza wielka impreza od igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku bez udziału naszej reprezentacji. Wtedy też decydowała jedna bramka, wówczas bardzo bolał remis z Serbią. W hiszpańskim Alicante (tam grano eliminacje) kończył się czas prowadzenia drużyny narodowej przez Bogdana Wentę. Ale jego zawodnicy jeszcze przez kilka lat tworzyli zespół, który bił się z najlepszymi. Jak na MŚ w 2015 roku w Katarze, gdzie Polska zdobyła brązowy medal. Jak na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro w roku 2016, gdzie zajęliśmy czwarte miejsce.
Teraz w reprezentacji już prawie nie ma zawodników pamiętających te niedawne przecież czasy. A kibice przez kilka lat będą musieli żyć tylko wspomnieniami. Brak awansu do finałów MŚ 2019 oznacza w praktyce niemal pewny brak awansu również do turnieju olimpijskiego w Tokio w 2020 roku. Żeby pozostać w grze o igrzyska, trzeba być w MŚ i zająć dobre miejsce. Nas w Niemczech i Danii nie będzie. Zostanie nam więc jedna szansa – wygranie mistrzostw Europy w styczniu 2020 roku. Tylko że dziś trudno uwierzyć, że w ogóle zakwalifikujemy się do turnieju w Austrii, Norwegii i Szwecji.