Po finał ME w piłce ręcznej do"konika"

Piłka ręczna. Cena nie gra roli, byle tylko dostać się w weekend do Stadthalle w Wiedniu i zdzierać gardła dopingując naszych. - Bardzo dziękuję kibicom, że tak nas wspierają i wciąż liczymy na ich pomoc - mówi Artur Siódmiak, kołowy reprezentacji Polski.

Drużyna Bogdana Wenty znów wprawia polskich fanów w szaleństwo. I nie tylko dlatego, że na mistrzostwach Europy w Austrii gra jak z nut, osiągnęła już historyczny wynik, a półfinał i walka o medal dopiero przed nią. Także dlatego, że to wciąż zwykli, skromni ludzie. Widać to codziennie w hotelu w Innsbrucku, w którym Polacy mieszkają. W okolicach recepcji cały czas kręci się kilka osób w biało-czerwonych barwach. Nie wypatrują Nikoli Karabaticia, Filipa Jichy, Larsa Kaufmanna czy Thierry'ego Omeyera. Czekają na swoich ulubieńców. Proszą o autografy. Na wszystkim: szalikach, piłkach, koszulkach, po cichu licząc na jakiś gadżet. Orły Wenty nie odmawiają.

- Nie trudno tu spotkać naszego kibica - śmieje się Artur Siódmiak. W południe spotkałem go w recepcji hotelu "Szary niedźwiedź". Nie pojechał z drużyną na ostatni trening przed wieczornym meczem z Francją. Musiał być w szpitalu na badaniach. - Zrobiłem zdjęcia, wziąłem wyniki. Lekarze zdecydują czy zagram, ale podobno dobrze już to wygląda - mówi o urazie kostki. W międzyczasie podchodzi dwóch kibiców z biało-czerwonymi szalikami. - Panie Arturze, kiedy będzie drużyna? Warto czekać? - pytaj. Tak, tak. Zaraz powinni przyjechać - odpowiada z uśmiechem.

Do Austrii przyjechali kibice z całego kraju. Ale najwięcej jest z silnych ośrodków piłki ręcznej, choćby właśnie z Kielc. Na wtorkowy mecz z Czechami czterech fanów mistrza Polski do Innsbrucku przyjechało z... Włoch. - Jesteśmy tam na nartach i stwierdziliśmy, że to tylko 200 km od nas. Wsiedliśmy w auto i jesteśmy - opowiadali. Najbardziej ucieszyli się, że udało im się kupić bilety. Bo były z tym problemy w Innsbrucku, ale prawdziwe pojawią się dopiero w Wiedniu.

W czwartek wieczorem biało-czerwoni pożegnali się ze stolicą Tyrolu. Dziś przenoszą się już do Wiednia. W sobotę zagrają w półfinale, a w niedzielę o medal. Nie wiadomo jeszcze tylko z jakiego kruszcu. O ile na półfinałowe mecze w mogącej pomieścić 11 tys. widzów Stadthalle została jeszcze resztka wejściówek, to na finał - kosztujących nawet po kilkaset euro biletów - nie ma od dawna. Ale dziennikarze i kibice z Polski i tak dostają mnóstwo telefonów typu: - "Błagam, załatwcie wejściówkę na niedzielę. Cena nie ma znaczenia!". Graniczy to jednak z cudem. Światełko w tunelu pojawia się, gdy ktoś w internetowej kasie mistrzostw znajdzie jakiś wolny bilet. Podobno zwracają je Niemcy, którzy liczyli, że ich zespół będzie grał w Austrii o najwyższe cele.

Jedno jest pewne - w weekend w wiedeńskiej Stadthalle będzie gorąco. I to nie tylko dlatego, że stawką będą medale mistrzostw Europy. O atmosferę zadbają fani z Polski. Bo ze znów przyjedzie ich mnóstwo można być pewnym. Przecież zawsze zostaje instytucja trochę zapomnianego już "konika"...

Francuzi: mecz z Polską ? będzie wielki

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.