Na początek mały powrót do przeszłości. Jest 21 stycznia 2012 roku. Nasi specjaliści od horrorów właśnie zremisowali ze Szwecją 29:29 w meczu drugiej rundy grupowej mistrzostw Europy w Serbii. Do kolekcji swoich licznych wygranych i przegranych w ostatnich sekundach spotkań dołożyli niespotykany pościg za rywalem, z którym do przerwy przegrywali aż 9:20. Bohaterami meczu zostają Bartłomiej Jaszka i Adam Wiśniewski. Pierwszy rzuca osiem bramek, drugi pięć, w tym dwie ostatnie w spotkaniu.
Pół godziny po meczu Jaszka odbiera telefon. Oto zapis krótkiej rozmowy z naszym rozgrywającym:
Trener Bogdan Wenta mówi, że po remisie ze Szwecją nie wie, czy ma się cieszyć czy płakać. Ty wiesz?
- Wiem tylko tyle, że jestem wypompowany. Zaraz idę na zabiegi, dopiero po nich zacznę oglądać mecz Serbów z Niemcami.
Tego, co pokazaliście, chyba już nikt nie przebije. Grałeś kiedyś w tak szalonym meczu?
- Nigdy. Dobrze, że to się tak skończyło. Goniliśmy i dogoniliśmy. Szkoda tylko, że w pierwszej połowie nie popełniliśmy chociaż jednego błędu mniej. Wtedy w końcówce mogłoby wystarczyć czasu i sił, żeby ten mecz wygrać.
Podobno trener Szwedów, Staffan Olsson, powiedział, że remis jest dla nich jak g...
- Wcale się mu nie dziwię. Nie wyobrażam sobie, jakbym się czuł, gdybym był na miejscu Szwedów.
Z wieloma z nich znacie się z Bundesligi. Rozmawialiście po meczu?
- Nie byli w nastroju.
A jak opiszesz nastrój, który panował w przerwie w waszej szatni?
- Nikt z nas nie rozumiał, co się stało. Mówiliśmy sobie, że skoro tak dużo bramek straciliśmy w jednej połowie, to w drugiej teoretycznie możemy ich tak dużo zdobyć. Ale tak naprawdę głównie powtarzaliśmy jeden po drugim, że trzeba wyjść na boisko, żeby ratować twarz. Chcieliśmy uniknąć blamażu.
21 stycznia 2012 roku Polacy nie tylko uniknęli blamażu. Dla nich tamten remis okazał się zwycięski, bo przed kolejnymi spotkaniami - z Macedonią i Niemcami - wiedzieli, że tylko od nich samych zależy, czy awansują do strefy medalowej. 21 stycznia 2014 roku Polacy chcą się znaleźć w podobnej sytuacji i tym razem ją wykorzystać (dwa lata temu zaraz po remisie ze Szwecją przegrali z Macedonią, wobec czego późniejsze zwycięstwo nad Niemcami miało wymiar tylko prestiżowy).
Teraz, po ewentualnym zwycięstwie nad Szwecją, o awansie Polski do półfinału będzie decydował środowy mecz z Chorwacją. - Ze Szwedami dobrze się znamy, w eliminacjach do tych mistrzostw jeden mecz z nimi przegraliśmy [21:28 w Malmoe], jeden wygraliśmy [22:18 w Gdańsku], później pokonaliśmy ich w Superpucharze w Niemczech [29:28]. Oni na pewno są w naszym zasięgu - przekonuje Wiśniewski. - Chorwatów też się nie boimy. Horrory na pewno będą, ale my się w nich potrafimy odnaleźć, dlatego w siebie wierzymy - dodaje nasz skrzydłowy.
Na duńskich mistrzostwach żaden z czterech dotychczas rozegranych przez Polskę meczów nie miał spokojnego przebiegu. Po jednobramkowych porażkach z Serbią i Francją zespół Bieglera pokonał różnicą dwóch goli Rosję, a w niedzielę wyszarpał zwycięstwo Białorusi. Jeszcze na dwie minuty i 17 sekund przed końcem tego spotkania Polacy przegrywali 27:30, ale w ostatnich akcjach zdołali zdobyć cztery gole, nie tracąc żadnego. Bohaterem został Mariusz Jurkiewicz, który na dwie sekundy przed końcem zdobył zwycięską bramkę, a w całym meczu zanotował osiem trafień na 10 prób.
Jurkiewicz i dokonujący cudów w bramce Sławomir Szmal od początku turnieju są liderami naszego zespołu. Poza nimi dobrze spisują się debiutujący w tak wielkiej imprezie Piotr Chrapkowski i Jakub Łucak, swoje robią Bartosz Jurecki i Krzysztof Lijewski, ale kilku zawodników wyraźnie zawodzi.
Naprawdę dobrego meczu w Danii nie rozegrał jeszcze żaden z bohaterów starcia ze Szwedami sprzed dwóch lat. Jaszka i Wiśniewski rzucili do tej pory tylko po pięć bramek (odpowiednio na 12 i 14 prób). Jeszcze gorzej od obu spisuje się Karol Bielecki. Lewy rozgrywający, który zawsze słynął z bomb posyłanych do bramek rywali, w Danii oddał dotąd tylko siedem rzutów, wykorzystując zaledwie jeden z nich.
W starciu z wicemistrzem olimpijskim z Londynu (2012) ta trójka powinna się przebudzić. We wspomnianych przez Wiśniewskiego eliminacjach do trwających mistrzostw to właśnie on i Bielecki byli naszymi najlepszymi zawodnikami. W Malmoe Wiśniewski zdobył cztery gole, a w Gdańsku siedem. Bielecki w obu starciach ze Szwedami zdobył po pięć bramek.
Szwedzi słyną z twardej obrony i zabójczych kontrataków, ale i Polacy w obu elementach potrafią grać dobrze. Jeśli nasza defensywa wykona swoje zadanie, Wiśniewski będzie miał okazję do zdobywania tzw. łatwych bramek (po kontrach). Z kolei w ataku pozycyjnym kluczem do sukcesu może być wykorzystanie płaskiej obrony 6-0 Szwedów i wypracowywanie pozycji rzutowych Bieleckiemu. Przy odpowiednim prowadzeniu gry nasz bombardier może udowodnić, że pogłoski o jego sportowej śmierci są mocno przesadzone.
Szwedzi, choć są drużyną klasową, podobnie jak my notują w meczach przestoje. Wykorzystamy je, jeśli wyspany Jaszka w prowadzeniu wojny z nimi odciąży na rozegraniu niezawodnego dotąd Jurkiewicza.