ME piłkarzy ręcznych. Serbia, zespół wojowników po przejściach

- Tworzymy lepszy zespół, mamy większe indywidualności, jesteśmy mocniejsi mentalnie - mówi przed meczem Polska - Serbia kołowy rywali Rastko Stojković. Jaka jest prawda, pokaże boisko w duńskim Aarhus. Nasi zawodnicy są pewni, że z graczami po przejściach czeka ich wojna, ale wierzą, że - podobnie jak na ubiegłorocznym mundialu - wygrana. Mecz Polska - Serbia w poniedziałek o godz. 18. Relacja na żywo w Sport.pl

- W Wiśle gram razem z Petarem Nenadiciem i Ivanem Nikceviciem, więc już na długo przed mistrzostwami zaczęliśmy się przekomarzać i sobie docinać. Na pewno żaden z nas nie odpuści - mówi skrzydłowy wicemistrzów Polski z Płocka, Adam Wiśniewski. - Petar i Ivan zdziwili się, widząc mnie gotowego do gry. I chyba się nie ucieszyli - dodaje rozgrywający Wisły Mariusz Jurkiewicz, który w ostatnich miesiącach leczył kontuzję.

Jurkiewicz po powrocie do Polski z hiszpańskiego Atletico Madryt, które zbankrutowało, pokazuje wielką klasę. - Fantastycznie gra nie tylko w obronie, do czego przez lata przyzwyczaił, ale też w ataku. Jest zdecydowanie najlepszym zawodnikiem PGNiG Superligi. I to nie tylko moja opinia - mówi Mariusz Jurasik z Górnika Zabrze, w przeszłości srebrny i brązowy medalista mistrzostw świata.

Rozsądni Polacy. I jeden Serb

Na ubiegłorocznym mundialu w Hiszpanii Jurkiewicz złamał rękę przed najważniejszymi meczami. Zabrakło go m.in. w horrorze z Serbami. Wicemistrzowie Europy z 2012 roku wtedy też zapowiadali, że Polaków się nie boją, że są od naszej drużyny lepsi. Przegrali 24:25, tracąc gola w ostatniej sekundzie (po rzucie Roberta Orzechowskiego), przez co w 1/8 finału musieli zagrać z gospodarzami i późniejszymi mistrzami świata.

Teorii Stojkovicia o mocniejszej psychice Serbów bronić można, posiłkując się wynikami z 2012 roku. Na inaugurację mistrzostw Europy gospodarze pokonali wtedy zespół Bogdana Wenty 22:18, a trzy miesiące później, w hiszpańskim Alicante, w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk, w niesamowitych okolicznościach wydarli Polakom awans do olimpijskiego turnieju w Londynie. Wtedy bohaterem ostatnich sekund był Nikcević, zdobywca gola na wagę remisu 25:25. Antybohaterami zostali trener Wenta (to był jego koniec w roli selekcjonera) i wszyscy nasi zawodnicy, bo niepojęte jest, jak mogli nie wygrać, prowadząc jeszcze w 57. minucie 25:22, a 10 sekund przed końcem mając gola przewagi i piłkę w ataku.

- Z Serbami praktycznie zawsze są takie emocje. Tu nie decyduje psychika, tylko dyspozycja dnia, szczęście - tłumaczy Karol Bielecki, autor zwycięskiego rzutu w dreszczowcu Polska - Serbia na MŚ 2011 (27:26).

W serbskim obozie trudniej usłyszeć głos rozsądku. Chyba tylko Nikola Manojlović zachowuje spokój. - Polska jest zawsze trudnym rywalem, to drużyna grająca na takim samym poziomie jak my - trzeźwo ocenia rozgrywający Rhein-Neckar Loewen.

Ale to nie Manojlović jest liderem serbskich "Orłów". Ich lotem sterują bardziej charyzmatyczne postaci.

Wódka i kokaina

Kapitan zespołu i zarazem MVP poprzedniego Euro Momir Ilić mówi, że w swoim słowniku ma tylko dwa słowa. Oba na "z" - zaangażowanie i zwycięstwo. Kiedy słyszy słowo "talent", odpowiada, że on nie ma większego znaczenia, bo 90 procent wartości zawodnika stanowi jego ciężka praca.

W poniedziałek dowód takiej da Darko Stanić. Jeden z najlepszych bramkarzy świata przeciw Polsce rozegra jubileuszowy, setny mecz w reprezentacji swego kraju. Miałby ich więcej, gdyby w przeszłości nie został zdyskwalifikowany za branie kokainy. - Jestem człowiekiem, który lubi eksperymentować, od zawsze kusi mnie każdy zakazany owoc, chcę w życiu spróbować wszystkiego - mówił w 2012 roku, kiedy zdecydował się na szczere rozmowy z tymi, którzy gratulowali mu srebra mistrzostw Europy i tytułu najlepszego bramkarza imprezy. - Kokainy spróbowałem i szczerze mówiąc, jej nie polubiłem - dodawał, gdy zreflektował się, że właśnie został idolem wielu młodych ludzi.

Błędy młodości zostawił już ponoć za sobą także Nenadić. 27-latek, czarujący dziś bajecznymi rzutami w Wiśle, kilka lat temu był typowany na megagwiazdę światowego szczypiorniaka. Mając 21 lat, trafił do Barcelony, ale wielkiej kariery w niej nie zrobił. Nic dziwnego, skoro często zaglądał do kieliszka i nawet sam o sobie mówi "belgradzki bandyta" (urodził się w wyjątkowo biednej, przestępczej dzielnicy serbskiej stolicy). Skłonności do alkoholu podobno się pozbył, m.in. dzięki Jelenie Nikolić. Starsza od Nenadicia o cztery lata znakomita siatkarka jest jego żoną. Kiedy w styczniu 2013 roku trwał mundial w Hiszpanii, urodziła mu syna. - Myślę, że będę surowym ojcem. Nie pozwolę dziecku zrobić kilku głupich rzeczy - mówi Petar.

Sesum - pechowiec, rozdrażniony Vujin

Taką w 2009 roku chciał zrobić ojciec Zarko Sesuma. Gdy jego syn został ugodzony nożem w nerkę w jednej z dyskotek w węgierskim Veszprem (wtedy zasztyletowany został kolega Sesuma, Rumun Marian Cozma), właściciel dużej agencji ochrony przyjechał na Węgry, zabierając ze sobą 300 świetnie wyszkolonych pracowników. Celem była zemsta. Na szczęście morderców szybciej znalazła policja.

Sesum to w ogóle wielki pechowiec albo wielki szczęściarz. W półfinale Euro 2012 został trafiony metalowym przedmiotem (prawdopodobnie zapalniczką) w oko przez jednego z serbskich pseudokibiców, którego celem był Chorwat Ivano Balić. Sesum trafił do szpitala, nie mógł zagrać w finale, ale ostatecznie nie stracił oka.

Zestaw twardzieli z drugiej linii serbskiej kadry uzupełnia Marko Vujin, który na mecz z Polakami jest pewnie zmotywowany szczególnie.

Gdy w poprzednim sezonie jego nowy klub - THW Kiel - musiał walczyć o awans do Final Four Ligi Mistrzów ze starym, Veszpremem, Serb skarżył się na zły los, przekonując, że na miejsce w turnieju finałowym zasłużyły obie wymienione firmy, a nie "słabe" Vive Kielce. W październiku Vujin zawitał do Kielc na grupowy mecz Ligi Mistrzów Vive - Kiel. Kibice zgotowali mu niezapomniane powitanie - zaprezentowali transparent, na którym będący klubową maskotką dzik Kiełek ujeżdża zebrę (przydomek THW to "Zebry") oznaczoną numerem 41, a więc takim, z jakim w niemieckim klubie gra Serb.

Vujina, jak przystało na twardziela, akcja kibiców nie zdeprymowała. Mecz zakończył z czterema golami w sześciu rzutach, a więc z dobrą, 67-procentową skutecznością. Inna sprawa, że z niedocenianymi przez siebie Polakami przegrał 29:34. Oby w Aarhus, w starciu reprezentacji, było podobnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.