Bartosz Jurecki: Gram we wszystkich dużych imprezach od Euro 2006. Sporo już się tego uzbierało.
- Nie będę kłamał - w święta jest ciężko. Teraz w Wigilię miałem trening, w pierwszy dzień świąt też, a w drugi dzień ostatni przed mistrzostwami mecz Magdeburga w Bundeslidze. Krótko mówiąc, było jeszcze gorzej niż zwykle. Ale nie zamierzam marudzić. To moja praca, która cały czas mnie bawi. Gdyby było inaczej, przestałbym to robić.
- Tamtej turniej nam nie wyszedł, więc nie potrafiłem się cieszyć z dobrych statystyk indywidualnych. Teraz trzeba połączyć jedno z drugim.
- Na początku stycznia wygraliśmy turniej na Węgrzech, wysoko pokonując gospodarzy i Czechów. Przegraliśmy tylko jedną bramką z Białorusią. Ten turniej dużo nam dał. Trener oszczędzał m.in. mnie, rekonwalescentów wprowadzał do składu ostrożnie, a młodzi pokazali, że mogą wnieść do drużyny dużo więcej niż przed rokiem.
- Obronę, która wyglądała przyzwoicie, jeszcze wzmocniliśmy. Dużo lepiej wyprowadzamy kontry, też w drugie tempo. Poukładaliśmy grę w ataku, były momenty naprawdę świetne, kiedy każdy wiedział, co dokładnie ma zrobić, gdzie znajdzie kolegę i jak ma z nim zagrać.
- Nie, nie (śmiech). Tym razem "Orzech" [Robert Orzechowski] ma trafiać wszystko, nie przewidujemy takiego dramatu, żebym musiał być wzywany na pomoc.
- Trochę wspomnień było, ale niedużo. Dominowały emocje związane z samą grą dziewczyn. Świetnie się ich mecze oglądało. Pokazały charakter, fajnie było im pokibicować.
- To dobrze pokazuje, jak szeroka jest czołówka w naszej dyscyplinie. W męskim szczypiorniaku też jest wiele zespołów, które czekają na swoją szansę. Oczywiście faworytami Euro są Duńczycy, którzy grają u siebie, do medali typowani są jak zwykle Francuzi, Hiszpanie i Chorwaci. Ale my poszukamy swojej szansy. Zwłaszcza że na pewno jak zwykle będziemy na miejscu wspierani przez kibiców, którzy za nami przyjadą. Postaramy się w tej wyrównanej stawce zaistnieć.
- To prawda. Mistrzostwa Europy to bardzo trudny turniej i w której grupie byśmy się nie znaleźli, musielibyśmy dać z siebie maksimum. Ale moim zdaniem grupa, do której trafiliśmy, jest najmocniejsza, więc rzeczywiście musimy się mocno skoncentrować na tym, co nas w niej czeka.
- Tamten mecz z Alicante to już stare dzieje, nie ma co ich wspominać. A czy będzie wojna? Na pewno. W serbskiej kadrze jest dwóch czy trzech nowych zawodników, ale jej trzon się nie zmienił, liderami są zawodnicy, których dobrze znamy i którzy dobrze nas znają. W ogóle w grupie C spotkamy wielu starych znajomych.
- To prawda, zabraknie tylko Xaviera Baracheta. Co zrobić? Trzeba się będzie bić. Serbowie i Francuzi to uznane firmy, Rosjanie też nigdy nie byli słabi. Przed rokiem na mistrzostwach świata wypadli lepiej od nas [dotarli do ćwierćfinału, a Polska tylko do 1/8 finału], odkąd zmienili trenera grają trochę inną piłkę od tej, do jakiej przez lata przyzwyczaili - w ataku grają bardziej kombinacyjnie, dobrze współpracują z kołowymi, a w obronie trzymają swój stały, wysoki poziom.
- Każdy, kto uzna, że bez tych zawodników Rosjanie będą słabi, może się zdziwić i mieć problem. My wiemy, że mecz z nimi będzie równie trudny jak z Serbami i Francuzami. Naprawdę jesteśmy gotowi na mocne granie.