ME piłkarzy ręcznych. Bartosz Jurecki: Jesteśmy gotowi na mocne granie

- Wzmocniliśmy solidną już wcześniej obronę, lepiej wyprowadzamy kontry, a młodzi mogą wnieść do drużyny dużo więcej niż przed rokiem - mówi Bartosz Jurecki. Jeden z liderów reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych przekonuje, że na mistrzostwach Europy w Danii nasz zespół powinien wypaść dużo lepiej niż na ubiegłorocznym mundialu, gdzie dotarł tylko do 1/8 finału. W poniedziałek mecz Polska - Serbia. Relacja na żywo w Sport.pl od godz. 18.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Łukasz Jachimiak: W październiku przeszedłeś operację kolana, w styczniu zagrasz na mistrzostwach Europy. Który to już wielki turniej Polski z tobą w składzie?

Bartosz Jurecki: Gram we wszystkich dużych imprezach od Euro 2006. Sporo już się tego uzbierało.

Szybko licząc, właśnie zaczynasz dziesiąty turniej. Nie masz czasem dość? Od lat praktycznie nie masz świąt, a masz rodzinę i 35 lat na karku.

- Nie będę kłamał - w święta jest ciężko. Teraz w Wigilię miałem trening, w pierwszy dzień świąt też, a w drugi dzień ostatni przed mistrzostwami mecz Magdeburga w Bundeslidze. Krótko mówiąc, było jeszcze gorzej niż zwykle. Ale nie zamierzam marudzić. To moja praca, która cały czas mnie bawi. Gdyby było inaczej, przestałbym to robić.

Nie musisz przekonywać, że gra sprawia ci przyjemność, bo ze wszystkich naszych medalistów MŚ 2007 i 2009 trzymasz się najlepiej. Rok temu, na mundialu w Hiszpanii, chyba jako jedyny nie zawiodłeś.

- Tamtej turniej nam nie wyszedł, więc nie potrafiłem się cieszyć z dobrych statystyk indywidualnych. Teraz trzeba połączyć jedno z drugim.

Trener Michael Biegler przekonuje, że jesteście zespołem dużo lepszym niż przed rokiem. Też tak to widzisz?

- Na początku stycznia wygraliśmy turniej na Węgrzech, wysoko pokonując gospodarzy i Czechów. Przegraliśmy tylko jedną bramką z Białorusią. Ten turniej dużo nam dał. Trener oszczędzał m.in. mnie, rekonwalescentów wprowadzał do składu ostrożnie, a młodzi pokazali, że mogą wnieść do drużyny dużo więcej niż przed rokiem.

W czym konkretnie zrobiliście postęp?

- Obronę, która wyglądała przyzwoicie, jeszcze wzmocniliśmy. Dużo lepiej wyprowadzamy kontry, też w drugie tempo. Poukładaliśmy grę w ataku, były momenty naprawdę świetne, kiedy każdy wiedział, co dokładnie ma zrobić, gdzie znajdzie kolegę i jak ma z nim zagrać.

Ale rzucanie karnych na wszelki wypadek potrenowałeś?

- Nie, nie (śmiech). Tym razem "Orzech" [Robert Orzechowski] ma trafiać wszystko, nie przewidujemy takiego dramatu, żebym musiał być wzywany na pomoc.

W grudniu czwarte miejsce na mistrzostwach świata w Serbii zajęły nasze szczypiornistki. Sprawiły niespodziankę podobną do tej, jaką wy zrobiliście w 2007 roku, zdobywając srebro na mundialu w Niemczech. Swoją grą przypomniały ci tamtej chwile?

- Trochę wspomnień było, ale niedużo. Dominowały emocje związane z samą grą dziewczyn. Świetnie się ich mecze oglądało. Pokazały charakter, fajnie było im pokibicować.

Polki świetnie wykorzystały okres poolimpijskiej przebudowy w kadrach wielu czołowych drużyn. W najlepszej czwórce nie było ani medalistek igrzysk, ani Euro 2012.

- To dobrze pokazuje, jak szeroka jest czołówka w naszej dyscyplinie. W męskim szczypiorniaku też jest wiele zespołów, które czekają na swoją szansę. Oczywiście faworytami Euro są Duńczycy, którzy grają u siebie, do medali typowani są jak zwykle Francuzi, Hiszpanie i Chorwaci. Ale my poszukamy swojej szansy. Zwłaszcza że na pewno jak zwykle będziemy na miejscu wspierani przez kibiców, którzy za nami przyjadą. Postaramy się w tej wyrównanej stawce zaistnieć.

Wybiegasz myślami poza grupę? Twoi koledzy i trener Biegler powtarzają, że na początku trzeba myśleć tylko o tym, żeby awansować do drugiej fazy turnieju.

- To prawda. Mistrzostwa Europy to bardzo trudny turniej i w której grupie byśmy się nie znaleźli, musielibyśmy dać z siebie maksimum. Ale moim zdaniem grupa, do której trafiliśmy, jest najmocniejsza, więc rzeczywiście musimy się mocno skoncentrować na tym, co nas w niej czeka.

Na początek czeka was spotkanie z dobrymi znajomymi, Serbami. Na mundialu w Hiszpanii wygraliście z nimi jedną bramką, wcześniej - też w Hiszpanii - w ostatnich sekundach pozwoliliście im rzucić gola na wagę remisu, przez co nie pojechaliście na igrzyska w Londynie. Będzie kolejna wojna?

- Tamten mecz z Alicante to już stare dzieje, nie ma co ich wspominać. A czy będzie wojna? Na pewno. W serbskiej kadrze jest dwóch czy trzech nowych zawodników, ale jej trzon się nie zmienił, liderami są zawodnicy, których dobrze znamy i którzy dobrze nas znają. W ogóle w grupie C spotkamy wielu starych znajomych.

No właśnie - u Francuzów miało nie być Thierry'ego Omeyera i Jerome'a Fernandeza, a w kadrze na turniej obaj się znaleźli.

- To prawda, zabraknie tylko Xaviera Baracheta. Co zrobić? Trzeba się będzie bić. Serbowie i Francuzi to uznane firmy, Rosjanie też nigdy nie byli słabi. Przed rokiem na mistrzostwach świata wypadli lepiej od nas [dotarli do ćwierćfinału, a Polska tylko do 1/8 finału], odkąd zmienili trenera grają trochę inną piłkę od tej, do jakiej przez lata przyzwyczaili - w ataku grają bardziej kombinacyjnie, dobrze współpracują z kołowymi, a w obronie trzymają swój stały, wysoki poziom.

Ale u nich osłabienia są poważnie. Timur Dibirow, Michaił Czipurin i Aleksiej Rastworcew to gwiazdy tej drużyny, a w Danii żaden z nich nie zagra.

- Każdy, kto uzna, że bez tych zawodników Rosjanie będą słabi, może się zdziwić i mieć problem. My wiemy, że mecz z nimi będzie równie trudny jak z Serbami i Francuzami. Naprawdę jesteśmy gotowi na mocne granie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.