MŚ piłkarzy ręcznych 2017. Brazylia - Polska 28:24. Koniec z głaskaniem, sprawdzamy czego nie umiemy

Po dobrym, choć przegranym meczu z Norwegią polscy piłkarze ręczni rozegrali słabe spotkanie przeciw Brazylii i po dwóch kolejkach mistrzostw świata we Francji pozostają bez punktu. Sobotni rywal na pewno był w zasięgu zespołu Tałanta Dujszebajewa, a porażki nie można usprawiedliwiać brakiem doświadczenia wielu zawodników

Obserwuj @LukaszJachimiak

Żeby nie zagłaskać

Po sześciu minutach i 50 sekundach Tałant Dujszebajew wychodząc z siebie poprosił o przerwę. Jego zespół przegrywał wtedy 0:5. W niespełna siedem minut Polacy zmarnowali siedem akcji w ofensywie. Grali koszmarnie, na pewno nie realizowali planu, mylili się jak juniorzy. Oczywiście nie wolno zapominać, że ponad połowę kadry na MŚ 2017 stanowią zawodnicy, dla których to dopiero pierwsza wielka impreza. Ale też nie wolno tym faktem wszystkiego usprawiedliwiać, trzeba zauważyć, że bardzo słabo grali ci, dla których wielki turniej to nie pierwszyzna. Brazylia i Japonia to na pewno zespoły w naszym zasięgu, z tymi rywalami mieliśmy wygrać, by zrealizować cel, czyli awansować do 1/8 finału. Teraz wyjść z grupy będzie bardzo trudno, a dla rozwoju naszej nowej kadry ważne jest przecież nie tylko granie, ale i wygrywanie. Przynajmniej tego, co naprawdę można wygrać.

Szaleństwo nam nie służy

Brazylia to nie jest wielki zespół. Dobry - zgoda. Znajdujący się w lepszej sytuacji od naszego, bo kadrowo bardziej stabilny, mający teraz zawodników w mocniejszych ligach. Ale tak naprawdę górujący nad Polską przede wszystkim szybkością, zdecydowaniem, pozytywnym szaleństwem. Na ubiegłorocznych igrzyskach w Rio, jeszcze w mocnym składzie, przegraliśmy z nimi 32:34, bo nie umieliśmy znaleźć recepty na proste, za to żywiołowe ataki przeciwników. Tamten mecz cały był szalony, my biegaliśmy, a oni biegali jeszcze szybciej, wymiana ciosów praktycznie bez gry w obronie trwała od początku do końca, ze wszystkich 38 spotkań rozegranych w turnieju olimpijskim to polsko-brazylijskie było drugim z największą liczbą bramek (po Chorwacja - Tunezja, gdzie ci pierwsi wygrali 41:26). Niestety, w Nantes znów za Brazylijczykami nie nadążaliśmy. To oni dyktowali tempo, przykręcając je trochę dopiero po 20 minutach, gdy przegrywaliśmy 7:13. Wtedy przeciwnicy już mieli swoją zaliczkę i pokazywali, że wiedzą, jak jej bronić, a my cały czas nie umieliśmy odnaleźć spokoju. Bez niego i z mnóstwem własnych strat w nerwowych, zbyt szybko prowadzonych atakach, nawet przez chwilę nie było szans, by odrobić dystans do Brazylijczyków.

Próbujemy, ale nie umiemy

Próbowaliśmy gry na dwóch obrotowych, przez pierwszy kwadrans trener wycofywał bramkarza Adama Malchera, byśmy mogli atakować z przewagą jednego zawodnika. Efekty? Chaos zamiast spokojnie rozegranych akcji aż do wypracowania pewnych pozycji rzutowych. Przed naszym zespołem dużo nauki. Dużo więcej niż mogło się wydawać po przegranym 20:22 meczu z Norwegią w pierwszej kolejce francuskich mistrzostw.

Dujszebajew wybrał skład zamykając oczy. Bohater Malcher [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.