MŚ piłkarzy ręcznych 2015. Marcin Lijewski: Potencjał naszej drużyny jest przeogromny

- Okazało się, że pokłady charakteru mieliśmy dużo większe niż Hiszpanie. To był wielki mecz - mówi Marcin Lijewski po zwycięstwie Polski nad Hiszpanią 29:28 po dogrywce w meczu o brązowy medal MŚ. - Potencjał naszej drużyny jest przeogromny - dodaje jeden z byłych liderów kadry. Srebrny i brązowy medalista MŚ mówi, co trzeba zrobić, by ten potencjał w pełni wykorzystać.

Łukasz JachimiakŁukasz Jachimiak Fot. Sport.pl Łukasz Jachimiak: Wierzyłeś, że znów doprowadzimy do horroru i go wygramy, gdy przegrywaliśmy 18:21 albo gdy na trzy minuty przed końcem było 21:23, a my graliśmy w osłabieniu?

Marcin Lijewski: Byłem w takich emocjach, że ciężko mi było analizować, jakie są szanse. Mecz był wielki. Może nie samym poziomem gry, ale oba zespoły zostawiły na parkiecie wszystko, co im jeszcze do ostatniego dnia turnieju zostało. Wspaniałe spotkanie, z sinusoidą nastrojów. Pewnie rzeczywiście ciężko było wierzyć, że jeszcze to odwrócimy, kiedy oni długo kontrolowali sytuację. Ale okazało się, że pokłady charakteru mieliśmy dużo większe niż Hiszpanie.

Nie masz wrażenia, że im bliżej końca karier kilku naszych kluczowych zawodników, tym oni są twardsi i tym bardziej zdeterminowani, żeby jeszcze coś wielkiego wygrać?

- Ja tam nie widzę końca kariery u żadnego z nich.

Teraz na pewno żaden nie skończy, ale trudno sobie wyobrazić, że po igrzyskach w Rio nie podziękują Sławek Szmal czy Bartek Jurecki.

- Podziękują? Niekoniecznie. To jakaś presja od was, dziennikarzy, żeby kończyli.

Nie, to naturalna kolej rzeczy, za rok w kadrze na pewno dojdzie do zmian.

- Pożyjemy, zobaczymy. Ale taki Sławek jest bramkarzem i może grać spokojnie nawet jeszcze po skończeniu "40". Wszystko zależy od tego, jak organizm znosi trudy dużego turnieju, a widzieliśmy, że Sławek radził sobie doskonale. Życzę tej drużynie, żeby grała razem jak najdłużej. Niech chłopaki jeszcze przez parę lat cieszą się sobą nawzajem. Uwierz mi, że to, co się tam u nich dzieje jest najpiękniejsze, co się może zdarzyć w sporcie. Wygrać coś i świętować to jako zgrany zespół - to uczucie, które zna niewielu. Wspaniałe uczucie.

Wierzyłeś, że takie chwile twoi koledzy przeżyją po tym turnieju?

- Przed jego rozpoczęciem oczekiwałem, że awansujemy do ćwierćfinału, żeby uzyskać miejsce w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk. Myślałem sobie, że na medal to przyjdzie czas za rok, na naszym Euro. Naprawdę nie spodziewałem się, że tu może być podium. Choć mówiłem w jakimś wywiadzie, że mamy najmocniejszy zespół od paru ładnych lat. Widać, że się nie myliłem.

Nie uważasz, że moc, którą momentami ten zespół pokazywał, mogła pozwolić mu ugrać w Katarze jeszcze więcej?

- Wszyscy ludzie znający się na piłce ręcznej mówią, że za słabo gramy w ataku, i ja nie będę się z tymi ludźmi sprzeczał. Ale, halo, wszyscy teraz płaczemy ze szczęścia, więc może warto nabrać wody w usta?

A może nie warto, skoro zawodnicy przyznają, że w ataku jadą na improwizacji, a trener ćwiczy z nimi praktycznie tylko obronę?

- No jadą, jadą na improwizacji. Na pewno tej improwizacji jest za dużo, stąd tak wiele błędów. W każdym meczu powinniśmy mieć ich mniej. Gdyby gra była ułożona, przemyślana i wytrenowana, to błędów byłoby znacznie mniej. Ale jeżeli na bazie improwizacji wygrywamy brązowy medal, to co będzie, kiedy poukładamy atak?

A poukładamy? Biegler przestanie go zaniedbywać?

- Potencjał naszej drużyny jest przeogromny, ale decyzję zostawmy Bieglerowi, bo ostatecznie to on będzie rozliczany.

Drużyna na medal. A trener? [CO WIEMY PO MECZU Z HISZPANIĄ]

Zobacz wideo
Czy Polacy wywalczą medal na przyszłorocznych ME w Polsce?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.