Polska też nie dała rady Katarowi. Zagramy o brązowy medal mundialu

Dziesięć minut drugiej połowy sprawiło, że polscy piłkarze ręczni musieli cały czas gonić rywala, ale tym razem go nie dogonili i w półfinale rozgrywanych w Katarze mistrzostw świata przegrali z gospodarzami 29:31. W niedzielę zagrają o brązowe medale mundialu.

- Będzie bardzo ciężko, ale wygracie - mówił mi półtorej godziny przed spotkaniem Claudio Nogueira, dziennikarz znanego sportowego brazylijskiego "O'Globo". Warto było go spytać, bo w środę był pewnym zwycięstwa biało-czerwonych w ćwierćfinale z Chorwacją.

- Powodzenia - słyszałem kilka razy w piątek od gości hotelu Radisson Blu, w którym mieszkają m.in. polscy dziennikarze. Obserwatorom nie podoba się to, w jaki sposób gospodarze mundialu budowali "narodowy" zespół - za gigantyczne pieniądze namawiając do gry w barwach Kataru aż 12 obcokrajowców.

Ale nie tylko drużynę. Godzinę przed meczem w mogącej pomieścić 15,3 tys. widzów hali w Lusail na przedmieściach stolicy kraju spotkałem mnóstwo grup ubranych w katarskie barwy. - Ciekawa jestem, ilu z nich to Katarczycy. Jestem przekonana, że niewielu. A w tej grupie pewnie nikt. Wystarczy na nich spojrzeć - mówiła mi Polka od lat mieszkająca w Dausze, wskazując na kolejną przechodzącą obok nas grupę.

- Skąd jesteście? - spytałem kibiców udzielających wywiadu tutejszej telewizji. Uciekli bez odpowiedzi.

- Jestem z Maroka - stwierdził jeden z fanów siedzących w sporej grupie zapytany o to samo. - Nie, nie tylko ja. My wszyscy - dodał.

Skądkolwiek by jednak nie byli, wiadomo było, że stworzą niepowtarzalną atmosferę. Megafony, trąbki, bębny i inne dziwne instrumenty, które można by wykorzystać na koncercie w filharmonii, a do tego taniec, śpiew - to wszystko już na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem pojedynku miało ponieść gospodarzy do zwycięstwa nad Polską i awansu do wymarzonego finału. "Chcemy kontynuować ten sen" - katarska prasa cytowała w piątek na pierwszych stronach Valero Riverę, trenera, którzy przed dwoma laty doprowadził Hiszpanów do mistrzostw świata, a przez ostatnie półtora roku sklejał z zawodników z trzech kontynentów katarską potęgę.

Ale i polscy kibice nie byli dłużni. Tym razem około 400-osobowej grupie złożonej z rodaków mieszkających i pracujących w Katarze, a także z wielu fanów, którzy specjalnie przyjechali znad Wisły, udało się usiąść w jednym miejscu. Niestety, u samej góry, pod dachem, ale byli razem. I dali o sobie znać niespełna pół godziny przed rozpoczęciem spotkania.

Kwadrans przed końcem w hali zgasło światło. Rozbłysły świetliki wręczone niektórym kibicom, a na boisku w sekundzie rozłożono białą płachtę - wyświetlano na niej fragmenty poprzednich spotkań gospodarzy. Różnie można oceniać katarski sposób na sukces, ale organizacji imprezy z wielką pompą odmówić im nie można.

Polacy zaczęli tak, jak w meczach ze Szwecją i Chorwacją - bardzo twardo w obronie. A ponieważ atak był skuteczny, nasz zespół minimalnie prowadził. W ofensywie brylował początkowo Kamil Syprzak, a potem kapitalną partię rozpoczął Michał Jurecki - w pierwszych 12 minutach zdobył cztery z ośmiu goli biało-czerwonych, a potem przed przerwą dołożył jeszcze dwa. Po jego kolejnym trafieniu w 12. min Polacy wygrywali 8:6.

Katarczycy też mieli jednak swojego Michała Jureckiego. Kubańczyk Rafael Capote potężnymi rzutami nie pozwał naszej drużynie na powiększenie przewagi.

Obawialiśmy się, jak na taką twardą polską defensywę zareagują arbitrzy z Serbii. Dwuminutową karę Piotr Grabarczyk otrzymał już w 8. minucie, a w pierwszym kwadransie sędziowie karali tak naszych graczy jeszcze dwa razy. Polacy potrafili jednak grać zdobywać gole w osłabieniu i cały czas prowadzili.

Do 21. minuty. Wówczas zaczęło się dziać źle. Kilka interwencji w katarskiej bramce miał Bośniak Danijel Sarić, który zastąpił słabo spisującego się Czarnogórca Gorana Stojanovicia. Przede wszystkim jednak masz zespół tracił piłkę w ataku, a i defensywa przestała spisywać się tak dobrze. Wiele nie pomagali też bramkarze - Sławomira Szmala zastąpił Piotr Wyszomirski. W efekcie ze stanu 11:10 dla Polski szybko zrobiło się 11:13, a w 28. min nawet 12:15. Trybuny oszalały. Katarczycy nie przebierali w środkach w obronie, ale żaden z nich przed przerwą nie powędrował na ławkę kar. Dramatyczny moment miał miejsce dwie minuty przed przerwą. Karol Bielecki, który chwilę wcześniej po raz pierwszy wszedł na boisko, dostał potężny cios w głowę od Hassana Mabrouka. Upadł na boisko, zostawił na nim okulary ochronne i trzymając się za kark, zszedł na ławkę rezerwowych. Na szczęście tuż po rozpoczęciu przerwy wrócił na boisko, by jeszcze się rozgrzewać.

Wystarczyło kilkadziesiąt sekund drugiej połowy, by trener Michael Biegler poprosił swego asystenta Jacka Będzikowskiego o kartkę pozwalającą wziąć czas. Poprosił o niego w 36. min. Nie pomógł bowiem nawet rzut karny niemylącego się do tej pory Hadi Hamdoona obroniony przez Szmala. Na jedną polską bramkę po przerwie gospodarze odpowiedzieli trzema i w 36. min prowadzili już 19:14.

Nieco ponad kwadrans przed końcem na boisko wszedł Bielecki i za chwilę potężną bombą pokonał Saricia. To mógł być sposób na Katar - rzuty z drugiej linii. Niestety, w kolejnej próbie przypomniał o sobie bramkarz Barcelony. To głównie dzięki Sariciowi gospodarze prowadzili. Bo w ataku polska defensywa nie pozwalała im na wiele. Podwyższona obrona była też mocną stroną Kataru.

Polacy walczyli, tradycyjnie, jak potrafią najbardziej. Niespełna dziewięć minut przed końcem obrona biało-czerwonych znów przechwyciła piłkę, a kontrę wykorzystał Michał Szyba, zmniejszając stratę do dwóch goli (21:23).

Gdy w 54. min w ogromnym zamieszaniu Kamalaldin Mallash zdobył gola na 26:22, trudno się było spodziewać, że choć biało-czerwoni są specjalistami od horrorów, to jeszcze nawiążą walkę. Starali się - o niespełna pięć minut przed końcem zmniejszyli straty do dwóch goli (24:26). Gola zdobyli jeszcze gospodarze i cztery minuty przed końcem czas wziął polski szkoleniowiec.

Gospodarze zdobywali jednak gole na trzybramkową przewagę, na które błyskawicznie odpowiadali Polacy. 101 sekund przed końcem, przy stanie 29:27 dla Kataru, trener tego zespołu wziął czas. Za chwilę Szmal obronił rzut Mallasha, ale sędziowie podyktowali rzut karny, który wykorzystał czarnogórski gwiazdor kataru Zarko Marković. Był jeszcze iskierka nadziei, bo przy stanie 30:28 dla gospodarzy 50 sekund przed końcem sędziowie odgwizdali gospodarzom faul w ataku, ale Mariusz Jurkiewicz źle podał piłkę. MVP meczu wybrano Saricia.

W niedzielę o godz. 14.30 Polska zagra o brązowy medal mistrzostw świata z przegranym z drugiego półfinału Francja - Hiszpania.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.