MŚ w piłce ręcznej. Terminatorzy są bardzo zmęczeni

Biało-czerwoni po beznadziejnej grze przegrali z Węgrami 19:27 w 1/8 mistrzostw świata i odpadli z turnieju. Dlaczego Polacy nie mogą odnaleźć się po sukcesach 2007 i 2009 roku?

Relacje z mistrzostw świata w piłce ręcznej (i nie tylko!) także w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

Już w pierwszej połowie Polacy mieli olbrzymi problem z pokonaniem niezwykle agresywnej węgierskiej obrony. Popełnili aż siedem prostych błędów, niewykorzystywani byli skrzydłowi, słabo rozgrywali. Bartosz Jaszka, który miał prowadzić grę, poza jedną piękną indywidualną akcją miał aż trzy straty!

Po przerwie Węgrzy - czwarta drużyna igrzysk w Londynie - po golu z kontry Csaszara prowadzili 12:9. Za chwilę w bramkę z rzutu karnego nie trafił Orzechowski. Rozpędzeni rywale w 43. minucie mieli już sześciobramkową przewagę (17:11). Polska obrona przestała przypominać formację z 1. połowy, a Węgrzy wykorzystywali każdą dziurę w defensywie. A w ofensywie biało-czerwoni męczyli się niemiłosiernie, brakowało energii, przejścia do szybkiego ataku, a na koniec skuteczności w ataku.

Dlaczego Polacy nie mogą odnaleźć się po sukcesach 2007 i 2009 roku - srebrze i brązie mistrzostw świata? - Słaby jest system szkolenia. Każdy trener swoją rzepkę skrobie i w efekcie brakuje młodych talentów - mówi "Gazecie" Mariusz Jurasik, dwukrotny medalista mistrzostw świata z drużyną Bogdana Wenty.

Po porażce Polaków w mundialu widać, że trener Michael Biegler będzie miał problem, by odnieść sukces na mistrzostwach Europy w Polsce w 2016 r., a takie zadanie postawili przed nimi działacze. Niemiec nie ma po dwóch wyrównanych zawodników na każdej pozycji, brakuje następców Artura Siódmiaka, Grzegorza Tkaczyka, Mariusza Jurasika, którzy w ubiegłym roku zrezygnowali z gry w kadrze. Nawet w spotkaniu z najsłabszymi w grupie Arabią Saudyjską i Koreą Płd. widać było, że zmiennicy osłabiali drużynę.

- Biegler wziął tych młodych, bo innych po prostu nie ma - mówi Jurasik. - Wybijają się w PGNiG Superlidze, ale trener doskonale wie, że to jeszcze nie jest ich czas. Zabrał ich, by poczuli smak dużej imprezy. Może za dwa lata będą w stanie dać kadrze więcej, ale na graczy klasy światowej możemy poczekać nawet sześć lat - dodaje Jurasik.

Polacy zmiany zrobili gwałtownie. Duńczycy wprowadzają młodych sukcesywnie, co roku jednego lub dwóch, i dzięki temu utrzymują się w światowej czołówce. Podobnie Francuzi, którzy mając na rozegraniu dwóch nowych, młodych zawodników, rok temu sięgnęli po mistrzostwo świata.

Dlaczego odmłodzenie polskiej kadry jest tak bolesne? - W krajach rozwiniętych piłkarsko zawodnik uczony jest według jednego schematu od juniora do seniora. Dla niego przeskok z młodzieżówki do pierwszej reprezentacji nie jest brutalny, bo wie, co ma robić. W Polsce zdarza się, że zawodnik uznawany w wieku 17 lat za olbrzymi talent w wieku 22 lat nie nadaje się nawet do gry w PGNiG Superlidze, bo np. ma problemy z techniką czy rzutem - dodaje Jurasik.

A może błąd robił Bogdan Wenta, który rzadko na ważne imprezy zabierał młodych zawodników i teraz brakuje im doświadczenia? - Nie. W ostatnich ważnych imprezach grali ci, którzy gwarantowali światowy poziom. Trener może nie zabrał jednego czy dwóch młodych, ale może akurat nie pasowali mu do koncepcji? - uważa Jurasik.

Jeszcze dwa lata temu dziesięciu kadrowiczów grało w Bundeslidze uważanej za najmocniejszą ligę świata, a teraz wielu wróciło do Polski. Ruchu w drugą stronę nie ma. - Młodzi powinni zakasać rękawy i walczyć o kontrakt zagraniczny, ogrywać się choćby w II lidze niemieckiej - dodaje Artur Siódmiak, były kadrowicz, obecnie trener i ekspert Polsatu Sport. Bohater pamiętnego meczu z Norwegią (w 2009 r. rzutem przez całe boisko zdobył zwycięską bramkę na wagę półfinału) wzorem koszykarza Marcina Gortata organizuje campy Akademii Piłki Ręcznej dla najmłodszych. - Chcę uczyć piłki ręcznej już nawet przedszkolaków, tak jak to się robi w Skandynawii, Szwajcarii czy w Niemczech - mówi Siódmiak.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.