Piłka ręczna. Szmal: Możemy wszystko odbudować

- Z Bogdanem [Wentą] zrobiliśmy coś wielkiego, na dwóch mundialach z rzędu zdobyliśmy medale, co nie udało się żadnej innej drużynie w polskim sporcie. W zespole mieliśmy wiele nazwisk ze szczytów światowej piłki ręcznej, ale to było i minęło. Teraz tworzy się nowa drużyna, stać nas na niespodziankę - mówi kapitan reprezentacji Sławomir Szmal. W swoim pierwszym meczu na mistrzostwach świata Polska zmierzy się w sobotę z Białorusią. Transmisja w TVP 2 o godz. 20, relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE.

Łukasz Jachimiak: W materiałach prasowych przygotowanych przed mundialem przez naszą federację pod twoją sylwetką znajdują się słowa: "chciałbym wreszcie poczuć smak złota". Uważasz, że kadra Michaela Bieglera jest w stanie przebić drużynę Bogdana Wenty, która w 2007 roku wywalczyła na mistrzostwach srebro, a dwa lata później - brąz?

Sławomir Szmal: Mam brąz i srebro, bardzo chciałbym uzupełnić kolekcję, ale słowa, które przytaczasz, nie padły w kontekście tych najbliższych mistrzostw. To jest cel do zrealizowania na którymś turnieju przed końcem mojej kariery. Teraz dużo bym dał za każdy medal. Wiem, jak smakuje podium na wielkiej imprezie, i bardzo bym chciał, żeby to poczuli młodzi zawodnicy, którzy znaleźli się w kadrze.

Wierzysz w świeżą krew? Wenta powtarzał, że nie bardzo jest kim odmładzać reprezentację, a Biegler zrobił to chyba głównie przez kontuzje i decyzje kilku doświadczonych zawodników o rezygnacji z gry w narodowych barwach.

- Myślę, że nie wolno nas skreślać. Jedziemy do Hiszpanii, żeby walczyć, nie boimy się żadnego rywala, a jeżeli będziemy grali z takim zaangażowaniem jak na treningach i w turnieju w Czechach, to będziemy w stanie sprawić niespodziankę.

Sześć lata temu byłeś w podobnej sytuacji jak dziś Michałowie Bartczak i Chodara, Marek Szpera czy Przemysław Krajewski. Wtedy niespodziewanym srebrnym medalem niemieckiego mundialu przedstawiliście się kibicom. Wierzysz w powtórkę tej historii?

- Od tamtego turnieju minął kawał czasu, aż szkoda, że tak szybko. Później były imprezy, na których graliśmy bardzo dobrze, były też mniej udane, ale najważniejsze, że zawsze byliśmy w czołówce, w gronie ośmiu najlepszych drużyn świata. Wydaje mi się, że to spore osiągnięcie, że teraz jest się z czego odbić.

Tylko że wtedy prawie wszyscy graliście w zagranicznych klubach, głównie w mocnej Bundeslidze, a dziś z waszej "16" poza przeciętną ligą polską występują tylko Bartłomiej Jaszka, Bartosz Jurecki i Mariusz Jurkiewicz.

- Skoro wielu dobrych zawodników wróciło do kraju, to poziom naszej ligi się podniósł, co zresztą widać w pucharach. W poprzednim sezonie dwie nasze drużyny [Wisła Płock i Vive Kielce] awansowały do 1/8 finału Ligi Mistrzów, teraz Vive prowadzi w swojej grupie, a Wisła, chociaż w Champions League nie występuje, jest coraz mocniejsza.

Wszystko prawda, ale wskażesz chociaż jednego młodego kadrowicza, który na pewno poradziłby sobie w Bundeslidze?

- Kamil Syprzak. Chłopak ma niesamowite warunki fizyczne, bardzo szybko wszedł na najwyższy poziom i już sporo dał naszej reprezentacji. W Bundeslidze byłby wyróżniającym się kołowym.

Zgoda, a co z resztą? Ze skrzydłowych, którzy pokażą się w Hiszpanii, solidny, międzynarodowy poziom prezentuje tylko Adam Wiśniewski.

- Reszta chłopaków ma wielką szansę, żeby ten poziom osiągnąć. Mocno wierzę, że po mistrzostwach wszyscy będziemy już na nich patrzeć inaczej. Sporo pracowaliśmy nad tym, żeby czuli się pewnie, żeby wiedzieli, że mają dużo do zyskania. Mają o tyle łatwiej, że nie startują z miejsca, w jakim byliśmy przed mundialem w 2007 roku. Wtedy często brakowało nas na najważniejszych turniejach. Teraz jesteśmy na nich regularnie, a to, że rozmawiamy o możliwości zdobycia medalu, też coś pokazuje.

Nie było was na igrzyskach w Londynie. Prawda jest taka, że teraz chyba tylko medalem dalibyście kibicom dowód, że nadal jesteście drużyną, na którą zawsze można liczyć.

- Brak awansu na igrzyska bardzo mnie zabolał. Z myślą o Londynie trenowałem już od Pekinu. Tam podium było blisko, a kiedy się nie udało, z tyłu głowy ciągle była myśl, że da się to odrobić następnym razem. Niestety, nie wyszło. Przyznaję, że tę porażkę rozpamiętywałem, nie było łatwo o niej zapomnieć i zacząć przygotowywać się do nowych wyzwań. Ale w końcu się udało. Przed nami kolejna szansa, możemy wszystko odbudować. Wiem, że każdy z chłopaków już to sobie ułożył, jak zapytasz, to każdy powie, że zaczyna pracować od nowa. Ja sam jestem pod dużą presją. Własną, bo bardzo chcę grać najlepiej, jak potrafię.

Chcesz powiedzieć, że zapomnieliście o erze Wenty i zaczynacie tworzyć nową, że Biegler to już w stu procentach wasz człowiek?

- Z Bogdanem zrobiliśmy coś wielkiego, na dwóch mundialach z rzędu zdobyliśmy medale, co nie udało się żadnej innej drużynie w polskim sporcie. W zespole mieliśmy wiele nazwisk ze szczytów światowej piłki ręcznej [sam Szmal w 2009 roku zdobył tytuł najlepszego szczypiornisty globu], ale to było i minęło. Teraz tworzy się nowa drużyna, poddajemy się myśli szkoleniowej nowego trenera, zaufaliśmy mu i robimy wszystko, żeby był zadowolony z naszej pracy. Skoro zapewnia, że jest, to znaczy, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty.

W grupie prawdziwymi testami będą dla was chyba tylko mecze ze Słowenią i Serbią?

- Powiem wprost - obawiam się Białorusi, z którą zagramy na początek. Z Jurijem Szewcowem, który prowadzi ten zespół, pracowałem przez trzy lata w Rhein-Neckar Loewen, wiem, jakiej klasy to fachowiec, a dwa miesiące temu spotkałem się z nim i widziałem, że jest zadowolony. Mówił, że na początku wszystko szło ciężko, ale teraz widzi już owoce pracy i wierzy, że jego zawodnicy sprawią niespodziankę.

Myślisz, że objawią mu się takie gwiazdy, jak rozgrywający Barcelony Siarhiej Rutenka?

- Rutenków ma dwóch, młodszy [Dzianis] jest leworęczny, dobrze radzi sobie na prawym skrzydle, zresztą z racji nazwiska jest zmuszony do gry na wysokim poziomie (śmiech). A tak poważnie, to na lewym skrzydle też mają dobrego chłopaka [Iwan Brouka], który przez kilka lat grał w Bundeslidze i był wyróżniającym się zawodnikiem Melsungen. W obronie stoją mocno i są twardzi, w bramce mają Kazika Kotlińskiego, który z dobrej strony dał się poznać wszystkim kibicom naszej ligi, wielu pamięta też grającego kiedyś w Kielcach rozgrywającego Dmitrija Nikelankau. Będą mocni. Szewcow od prezydenta Aleksandra Łukaszenki dostał polecenie zbudowania zespołu na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Naprawdę spodziewam się, że już wyraźnie idzie w tym kierunku.

Nie dacie rady sprowadzić ich na ziemię, szybko wypracowując sobie bezpieczną przewagę?

- Podejrzewam, że tak się nie da, że będzie trzeba się szarpać do końca. Na każdych kolejnych mistrzostwach pada coraz mniej bramek, wszyscy coraz lepiej bronią, coraz ostrzej walczą. Ale nam to pasuje. Trener Biegler obronie poświęcił bardzo dużo czasu, będziemy w niej mocni, a to nią będzie się wygrywać mecze.

Wspomniałeś o Rio - planujesz grać w kadrze aż do 2016 roku, kiedy poza igrzyskami odbędą się też mistrzostwa Europy, których gospodarzem będzie Polska?

- Po tym, jak w ostatnich sekundach tylko zremisowaliśmy z Serbią na przedolimpijskim turnieju w Alicante i przez to nie pojechaliśmy do Londynu, nie chcę się nastawiać na kolejne igrzyska. W 2016 roku będę miał 38 lat, zobaczymy, w jakiej będę formie i czy trener jeszcze będzie chciał na mnie stawiać. Jednak skłamałbym, gdybym powiedział, że nie marzy mi się jeszcze jedna szansa na olimpijski medal. Tak samo chciałbym wystąpić w wielkim turnieju u siebie, w domu, poczuć tę atmosferę. Ale to przyszłość. Na razie jest dużo do zrobienia w Hiszpanii.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.