Michał Jurecki, rozgrywający Vive Targi Kielce: Wracam, ale jeszcze nie jestem w optymalnej formie, w takiej, jakiej chciałbym być. Nie spodziewam się, bym odegrał większą rolę w tym spotkaniu. Mam nadzieję jednak, że wejdę choćby na krótko na parkiet, że dostanę szansę od Bogdana Wenty zaprezentowania się kieleckiej publiczności. W obronie pracuję już normalnie, na pełnych obrotach. W ataku jest jeszcze rezerwa, bo ręka nie jest w 100 procentach sprawna. W końcu cztery tygodnie praktycznie nie mogłem nią ruszać. Lekarz powiedział, że czasem może mnie boleć, ale dał pozwolenie na grę. Muszę tylko jeszcze trochę uważać.
- To prawda ( śmiech ). Grałem już przecież ze złamanym nosem i nie przeszkadzało mi to. Jestem takim typem zawodnika, że nawet jeśli coś mnie boli, to idę dalej, można rzec: nawet na "trupa" ( śmiech ). Nie boję się kontaktu z rywalem, obojętnie, gdzie dostaję: w plecy, brzuch, żebra, głowę. I teraz będzie podobnie! Nie mam żadnej blokady psychicznej. Widać to na treningach, a w meczu będzie tak samo.
- Często tak jest, że zapowiedzi w mediach są szumne, zawodnicy mówią, że wygrają, ale potem boisko wszystko weryfikuje. I tak było w Płocku. Musimy jednak też pamiętać o tym, że w meczu ligowym w Orlen Arenie do 40. minuty był remis, a starcie było wyrównane. Zobaczymy, jak teraz to wszystko się ułoży... Myślę jednak, że mamy sporo atutów i pojedynek zakończy się korzystnym dla nas wynikiem.
- Nawet o tym nie wiedziałem. Słyszałem za to, że bardzo dobrze na środku rozegrania spisał się młody Kamil Mokrzki. A być może odsunięcie tych zawodników to taki sposób Larsa Walthera? Może chce, by wzięli się do większej roboty? I tak obojętnie, jakim składem Płock przyjedzie. Nie będziemy na to patrzeć. Mamy wygrać i tyle.