KSS u gra u mistrzyń. Nie jadą na wycieczkę

Piłka ręczna. Nawet po najlepszym meczu w sezonie KSS-u i przy zagrożeniu, że dla gospodyń może to być ostatni pojedynek w historii faworyt środowego zaległego meczu w Lublinie (początek o 18) jest jeden - SPR. - Na pewno jednak nie jedziemy tylko po to, by zobaczyć sobie Globus - zaznacza Marcin Janiszewski, kierownik kieleckiej siódemki.

W obozie gospodyń myśli wszystkich - bardziej niż mecz czwartej z ósmą ekipą PGNiG Superligi - zaprząta ciągle bardzo realny z powodu olbrzymich kłopotów finansowych upadek 15-krotnych mistrzyń Polski. - Zaufaliśmy klubowi i miastu, tej nadziei, która pojawiła się po głosowaniu w ratuszu i decyzji rady miasta o wejściu w spółkę i o tym, że wspólnie spróbujemy naprawić to, co się wydarzyło złego. Ale ta nadzieja już w tym tygodniu jest mała - nie kryje Grzegorz Gościński, trener SPR-u. To musiało zaważyć na tym, że tak doświadczony zespół przegrał w ostatniej serii 29:30 (16:14) na wyjeździe z Piotrcovią, trwoniąc w 20 minut siedmiobramkową przewagę.

W KSS dla odmiany nastroje wyśmienite, tym bardziej, że w niedzielę niespodziewanie kielczanki pokonały u siebie 30:24 mającą na koncie pięć spotkań bez porażki Politechnikę Koszalin. - Zagrały naprawdę dobre spotkanie z zespołem, który ostatnio wygrywał mecz za meczem. Poza tym one nie mają nic do stracenia u nas. My natomiast cały czas stoimy przed widmem ostatniego spotkania w historii - dodaje Gościński. Nawet to nie zmienia układu sił. - Jedziemy zaprezentować się z jak najlepszej strony, napsuć im jak najwięcej krwi. Bo ciągle choćby punkt zdobyty przez nas byłby sensacją. Po pechowej porażce w Piotrkowie i przy zagrożeniu, że to może być ich ostatni mecz z pewnością gospodynie będą chciały się pokazać. Dla nas to dużo, dużo cięższe zadanie niż z Koszalinem - mówi Janiszewski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.