Karol Bielecki: więcej spokoju

- To pewnie dziwne, ale nie mam najmniejszego problemu z grą bez jednego oka. Mniej widzę, dlatego więcej przewiduję. No i jakoś mi idzie - mówi ?Gazecie? Karol Bielecki, gwiazda reprezentacji Polski i niemieckiego Rhein-Neckar Löwen, rywala Vive Targi Kielce w grupie A Ligi Mistrzów.

Trzy miesiące temu kciuki trzymała za niego cała Polska, ale niewielu dawało szanse, że wróci do zawodowego sportu i to w wielkim stylu. Bo 11 czerwca podczas towarzyskiego meczu Polska - Chorwacja w Kielcach w przypadkowym starciu Josip Valcić wybił mu lewe oko. Tymczasem wychowanek Wisły Sandomierz, były gracz Vive Kielce, S.C. Magdeburg, a obecnie "Lwów", 148-krotny reprezentant Polski, srebrny i brązowy medalista mistrzostw świata, dokonał rzeczy - wydawałoby się - niemożliwej.

Rozmowa z Karolem Bieleckim

Piotr Rozpara: Trudno zacząć rozmowę z Tobą nie pytając o zdrowie.

Karol Bielecki: Nie ma żadnego problemu, wszystko jest porządku, radzę sobie. Zdrowe prawe oko jest pod stałą kontrolą lekarza i wszystko jest OK. Fizycznie też czuję się dobrze.

W swoim pierwszym ligowym występie rzucasz 11 bramek dostając od kibiców owację na stojąco. W kolejnych meczach zdobywasz następne, świetnie dogrywasz do kolegów z drużyny. To niesamowite, że po tak dramatycznych wydarzeniach jak strata oka szybko wróciłeś sportu na najwyższym poziomie.

- Może zabrzmi to dziwnie, ale nie ma najmniejszego problemu. Z każdym treningiem nabieram coraz więcej spokoju, staram się jak najlepiej wkomponować w zespół. Oczywiście mniej widzę, dlatego więcej przewiduję. No i jakoś mi idzie.

Grasz w specjalnych goglach. Podobno musiałeś mieć na to indywidualną zgodę światowej i europejskiej federacji piłki ręcznej, bo ich przepisy zabraniają występów w maskach czy okularach?

- Dostałem list z DHB [Niemiecka Federacja Piłki Ręcznej - red.], że mogę grać w goglach. Przed meczami delegat sprawdza je, czy wszystko jest w porządku. Szybko się do nich przyzwyczaiłem, choć trochę czekałem, aż przyjdą ze Stanów, ale w końcu są. I są bardzo dobre.

Twój zespół wygrał turniej o dziką kartę w Lidze Mistrzów, z czterema zwycięstwami w pięciu meczach jest w czołówce Bundesligi, ale swą grą "Lwy" nie zachwycają. Komentatorzy mówią, że to nic dziwnego, bo ta maszyna zawsze powoli się rozkręca. Tym bardziej, że niemal przed każdym sezonem w Rhein-Neckar Löwen jest sporo zmian.

- Na pewno nie jesteśmy jeszcze zespołem, który może walczyć o mistrzostwo Niemiec, choć władze klubu nie ukrywają, że taki jest cel. Doszło do nas jednak dwóch środkowych, a jeśli są zmiany na tak kluczowych pozycjach jak środkowi rozgrywający, to trzeba czasu, żeby wszyscy idealnie się rozumieli. Potrzebujemy zgrania.

Czyli tradycyjnie z meczu na mecz powinno być lepiej. Tak jak wiosną 2009 roku, gdy ogrywając kolejnych rywali Rhein-Neckar Löwen dotarło do półfinału Ligi Mistrzów, Final Four Pucharu Niemiec, a w Bundeslidze zajęło najlepsze w historii, trzecie miejsce?

- Coś w tym jest. Liczę, że z każdym meczem będziemy się lepiej rozumieli. A jeszcze w przyszłym roku dojdzie do nas Krzysiek Lijewski [reprezentant Polski przechodzi z HSV Hamburg do "Lwów" - przyp. red.], być może wzmocni nas jeszcze jeden rozgrywający. Władze klubu nigdy nie ukrywały, że celem jest mistrzostwo Niemiec, co oznacza zdetronizowanie THW Kiel. Myślę jednak, że po tym jakie wzmocnienia zaszły z drużynie z Kilonii, patrząc na to jak się ona prezentuje, wydaje mi się, że bardzo trudno będzie ją ograć. Dlatego na razie naszym podstawowym celem są kolejne zwycięstwa. Takie spotkania jak to w Magdeburgu, nie mogą mieć miejsca.

No właśnie, bo kilka dni temu "Lwy" przegrały pierwszy ligowy mecz w tym sezonie. W Magdeburgu lepsi okazali się miejscowi "Gladiatorzy". Twój były klub niespodziewanie wygrał 33:29.

- Jeśli nie wykorzystuje się 100-procentowych sytuacji, popełnia się 16 błędów technicznych, to nie ma mowy o zwycięstwie. W Magdeburgu zagraliśmy słaby mecz, nie trafialiśmy z czystych okazji. Dla rywali była to "woda na młyn". Magdeburg pociągnął kontrataki, a my nie potrafiliśmy ich powstrzymać.

Dla Ciebie był to pewnie sentymentalny mecz, bo Magdeburg to przecież Twój pierwszy zagraniczny klub. Grałeś tam cztery sezony.

- Ja wiem, czy to był sentymentalny? Bardziej wspominam grę w Kielcach niż w Magdeburgu.

A Liga Mistrzów? Po tym jak w 2009 roku dotarliście do półfinału tych rozgrywek, apetyty na pewno zostały rozbudzone.

- Rozmawiając niedawno w gronie zawodników i trenerów doszliśmy do wniosku, że w Champions League założenia będą podobne jak w Bundeslidze - wygrywać kolejne mecze, a potem zobaczymy co się stanie. Grupa jest bardzo ciężka, dlatego ważne jest jak najwięcej zwycięstw. Super byłoby znów awansować do Final Four, ale zdajemy sobie sprawę, że to arcytrudne zadanie. Nasz trener zawsze podkreśla, że jeśli chcesz walczyć o najwyższe cele musisz wygrywać z najlepszymi. Paradoksalnie w kolejnych rundach może być wtedy łatwiej, bo jeśli awansujesz z grupy z dobrego miejsca, to potem może być z górki. Nikt nie rozpacza, że mamy tak silnych rywali, bo chcąc zajść jak najdalej prędzej czy później i tak musimy się z nimi spotkać. Z THW Kiel znamy się z ligi, zaś z Vive Targi Kielce czy Chambery graliśmy rok temu w Champions League. To najwyższy poziom w Europie i trzeba sobie z tym radzić.

Zawsze podkreślasz, że czujesz do Kielc wielki sentyment, że z tym miastem wiążesz przyszłość, że po zakończeniu kariery chcesz tu mieszkać. Tymczasem rok temu w meczu Ligi Mistrzów, głównie dzięki Twojej wspaniałej grze i kilku bramkom w drugiej połowie, Rhein-Neckar Löwen wygrał w Hali Legionów z Vive Targi Kielce 35:32. Za miesiąc znów tu przyjedziesz, by ograć swą byłą drużynę?

- Bardzo chciałbym wygrać w Kielcach, tym bardziej, że te pojedynki zawsze traktuję wyjątkowo. Wiem, że Vive Targi Kielce tanio skóry nie sprzeda, ale liczę, że się uda, że zagramy na 100 procent i wygramy.

Śledzisz występy mistrzów Polski?

- W lidze na razie mieli same spacerki... Szkoda, że nie mają w kraju rywala, który może z nimi powalczyć. To nie jest dobre ani dla dyscypliny, ani dla zawodników, którzy za rzadko grają mecze na najwyższym poziomie. Teraz to się zmieni, bo rozpoczyna się Liga Mistrzów i każdy mecz będzie "o wszystko".

Rok temu kielczanie wyszli z grupy i awansowali do 1/8 Ligi Mistrzów. Teraz powtórzenie tego wyniku będzie gigantycznym sukcesem, bo oznacza wyeliminowanie wielkiego rywala.

- Szansy muszą szukać głównie w meczach u siebie. Myślę, że są w stanie urwać punkty nawet nam czy Barcelonie, a z Chambery wygrać oba pojedynki, choć nie będzie to łatwe. W Kielcach dzieją się fajne rzeczy. Powstaje silny klub, po Mariuszu Jurasiku i Rastko Stojkoviciu przychodzą kolejni świetni gracze jak Mirza Dzomba czy Michał Jurecki. Jak Bogdan Wenta poukłada te klocki, będzie bardzo silna ekipa.

A Karol Bielecki jeszcze zagra w kieleckich barwach?

- W Rhein-Neckar Löwen mam kontrakt do końca czerwca 2015 roku. Na pewno wrócę do Kielc. A czy znów zagram w Vive? Jeśli zdecyduje się na grę w Polsce, to tylko w Kielcach.

Czeka też na Ciebie reprezentacja. W styczniu mistrzostwa świata w Szwecji.

- Gra w kadrze jest sprawa otwartą. Bogdan Wenta powiedział mi, że jest w niej dla mnie miejsce. Na decyzję jeszcze za wcześnie, bo nie jestem pewien, czy dam radę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA